Statystyka

poniedziałek, 23 września 2013

400 000 WYŚWIETLEŃ !

400 TYSIĘCY WYŚWIETLEŃ ...

Brzmi jak marzenie, prawda? 
Ale jestem tą szczęściarą, która rok i miesiąc temu założyła bloga. Nie spodziewała się eksplozji, jaką jest duża ilość czytelników. Chciała kilku, którzy powiedzieliby jej, co jest pozytywnego w jej pisaniu, a co robi źle. 

Przez tego bloga przewinęło się kilka redaktorek. Ale Wy zostaliście. Bardzo Wam za to dziękuję.




DZIĘKUJĘ WAM Z CAŁEGO SERCA. NIE WIEM, CO MAM POWIEDZIEĆ.
CHYBA ZWYCZAJNE 'DZIĘKUJĘ' WYSTARCZY ♥

D. xx

niedziela, 22 września 2013

Zapraszam na Sztukę ... :)

Założyłam bloga z opowiadaniem o Borussii Dortmund. Wszystkich zainteresowanych proszę o zajrzenie i skomentowanie :)

Zapraszam na skonsumowanie mojej Sztuki ... ♥

Sztuka Istnienia

Dominika ♥

KONKURS NA IMAGINA SIERPNIA ROZSTRZYGNIĘTY!

Przybyłam, by ogłosić wyniki " Imagina Sierpnia ".
Malutkie podsumowanie -
Oddaliście łącznie 90 głosów, za co z całego serduszka dziękuję :)
Głosowaliście na 11 imaginów.
Średnio wychodzi blisko 8,2 głosu na one shoota - jestem z Was dumna!

Małgosia dostała łącznie 32 głosy! Brawo, Gosiu :)
Agata otrzymała od Was 8 głosów :D
Aga - 6 głosów.
Dominika - 44 głosy.

UWAGA!
ZA IMAGINA SIERPNIA UZNALIŚCIE ONE SHOOTA O NIALLU (141) AUTORSTWA DOMINIKI.

Ja, jako Dominika chciałabym Wam bardzo podziękować. To wiele dla mnie znaczy.
Kocham Was i niedługo wracam :)

D. x

środa, 11 września 2013

...

Myślę nad zawieszeniem bloga.

/  Koniec?
-Nie myślę.
Pomóż.
-Zrób, co podpowiada Ci serce.
No dzięki.

niedziela, 8 września 2013

#148. Harry część 2

Cause with your hand in my hand and a pocket full of soul
I can tell you there's no place we couldn't go

Moje serce jeszcze nigdy nie biło tak szybko i gwałtownie. Próbowałem skupić się na jeździe, ale myśli nadal krążyły wokół tego, co przed chwilą zrobiłem. Przecież to było jedyne wyjście, nie miałem wyboru. Ile jeszcze miałem bezczynnie patrzeć jak dziewczyna, którą pierwszy raz szczerze pokochałem, cierpi? Jak codziennie musi znosić na swoim ciele ręce obcego faceta?! Mydliło mnie na samą myśl, że ktoś poza mną mógł obejmować jej wątłe ciało. Kiedy byliśmy wystarczająco daleko od burdelu, pierwszy raz od tego czasu spojrzałem na {T.I}. Siedziałam skulona na siedzeniu i nerwowo bawiła się rąbkiem bluzki.
- Wszystko w porządku? – spytałem świadom tego, że to pytanie nie jest na miejscu. Ale tylko to byłem w stanie powiedzieć. Przeżywałem to wszystko nie mniej niż ona.
- … Tak, teraz już tak – szepnęła odwracając się w moją stronę. Uśmiechnęła się promiennie, a w jej oczach zaczęły tańczyć iskierki – Dziękuję ci Harry. Za to, że przyszedłeś wtedy, że wybrałeś właśnie mnie. Za to, że mnie uratowałeś i za to, że mnie kochasz…
Złapałem ją za rękę i mocno ścisnąłem. Moje serce biło tylko i wyłącznie dla niej. Czułem jak z każdą chwilą byłbym w stanie poświęcić dla niej wszystko. Wydawało mi się, że przez ten jeden gest, jej oddech stał się spokojniejszy. Ostatni raz posłałem jej przelotne spojrzenie po czym z powrotem przeniosłem wzrok na jezdnie.
- Teraz już wszystko będzie dobrze – szepnąłem. Nawet nie do niej lecz sam do siebie, by przekonać się w tym, że to, co zrobiłem było prawidłowym posunięciem i jej serce warte jest naprawdę wiele.
Przed zachodem słońca stanęliśmy pod naszą posiadłością. Wcześniej opowiedziałem chłopakom wszystko co stało się między nami. Chciałem by mnie zrozumieli i poprali mój pomył – nie pomyliłem się. Jako prawdziwi bracia wspierali mnie we wszystkim. Wspólnie uznaliśmy, że wszystko to, co się stało można uznać ze „szczęście w nieszczęściu”. Zaraz po telefonie {T.I} wiedziałem co będzie dalej. Już dawno chciałem ją stamtąd zabrać, dlatego poprosiłem chłopców żeby nie zajmowali jej pytaniami czy głupimi spojrzeniami. Chciałem żeby poczuła, że są z nami i nas wspierają.
- Gdzie jesteśmy? – spytała rozglądając się po okolicy.
- U nas, w domu – odparłem spokojnie i nim zdążyła jakoś zareagować, otworzyłem przed nią drzwi i pomogłem wysiąść. Mocno złapała się mojego ramienia. Uspokoiłem ją, zapewniając, że nigdzie indziej nie będzie jej lepiej i weszliśmy do środka.
W salonie siedziała cała czwórka, wszyscy wyglądali na poddenerwowanych i czekali na dalszy rozwój wydarzeń. Pierwszy zauważył nas Liam. Zapatrzony w {T.I} wstał z kanapy. W jego ślady poszła reszta.
- Jesteśmy… – szepnąłem z ulgą. Wreszcie mogłem odetchnąć. Wreszcie byłem w domu, z ukochaną dziewczyną u boku. Objęłam ją i powoli weszliśmy do pomieszczenia. Dziewczyna zachowywała się niczym dzikie, przestraszone zwierzę. Posadziłem ją na fotelu, długo nie chciała puścić mojej koszuli.
- Cześć {T.I} – pierwszy odezwał się Louis. Powoli podszedł do dziewczyny i podał jej rękę – Jestem Lou Tomlinson.
- Hej Lou, bardzo miło mi cię poznać – {T.I} uśmiechnęła się jak to miała w zwyczaju i uścisnęła rękę chłopaka. Potem po kolei każdy z zespołu zaczął się przedstawiać. Chwilę później  śmiała się w niebogłosy słuchając wypowiedzi chłopaków. W ręce trzymała kubek z gorącą herbatą, który niebezpiecznie przechylał się raz w jedną raz w drugą stronę. Po dawnej {T.I} nie było już śladu. Była teraz normalną nastolatką, która ciszy się życiem.
Kiedy Niall częstował ją swoim jedzeniem, a Louis opowiadał te sławne kawały, ja stałem oparty o kolumnę i przypatrywałem się wszystkiemu z zadowoloną miną. W pewnym momencie pojawił się przy mnie Liam.
- Dobrze, że to zrobiłeś – szepnął podążając za mną wzrokiem – To naprawdę wspaniała dziewczyna.
Pokiwałem tylko głową, a na moją twarz wkradł się uśmiech kiedy {T.I} zjadła przed nosem Nialla ostatnie ciastko. Liam tylko mi zawtórował, a Horan zrobił obrażoną minę. Przyjaciel położył mi dłoń na ramieniu i jeszcze raz pokazał, że jest ze mnie dumny. Dumny z nas. I z naszej miłości…

I don't wanna lose you now
I'm lookin' right at the other half of me

Wieczorem chłopcy chcieli wyjść na miasto, ale ja odmówiłem świadom, że {T.I} będzie wolała zostać w domowym zaciszu. Lou trochę się spierał, mówiąc, że bardzo podoba mu się wygrywanie ze mną zakładów, ale ja udałem, że puszczam tę uwagę mimo uszu. Roześmiał się tylko po czym zmierzwił mi włosy. Kiedy był już w porogu posłał mi przyjacielski uśmiech:
- Uważaj na nią – spojrzałem na niego pytająco – Bo od teraz trzymasz w ramionach cały swój świat.
Podziękowałem mu bez słowa, a kiedy wyszli zamknąłem drzwi na klucz. Gasząc wszystkie światła na parterze popędziłem do swojego pokoju, w którym spędziliśmy ostatnie kilka godzin. Stanąłem w progu z ogromnym uśmiechem. To, co działo się teraz w moim sercu nie dało się opisać słowami. {T.I} wylegiwała się w łóżku oglądając jeden z albumów od fanów. Zająłem miejsce obok niej i objęłam ramieniem całując we włosy. Dziewczyna spojrzała na mnie i pokazała kilka zdjęć, które najbardziej się jej spodobały. Dopiero teraz uświadomiłem sobie, że jeszcze nigdy nie widziałem tak dużych i pięknych oczu. Jakby czytając w moich myślach {T.I} zaśmiała się.
- Mówiłem ci, że jesteś piękna? – spytałem, ale zamiast odpowiedzi poczułem słodki samek jej ust. Pogłębiłem pocałunek kładąc się na niej i obejmując ją mocno. Dziewczyna jęczała cichutko, jakby prosząco o więcej. Włożyłem ręce pod jej bluzkę i zacząłem jeździć po jej brzuchu. {T.I} delikatnie drapała mnie po plecach, co powodowało u mnie ekstazę.
Oderwałem się od niej na chwilę i spojrzałem głęboko w jej magnetyczne oczy. Wiedziała o co pytam. Po prostu pokiwała głową, a na jej twarzy zagościł lekki uśmiech. Wpiłem swoje usta w jej malinowe wargi i powoli zacząłem ściągać z niej ubrania. {T.I} nie była mi dłużna i powoli zatraciliśmy się w przyjemności. Jej oddech omiótł moją szyję, jej ręce zaplątały w moje włosy i zbliżyła swoją twarz do mojej. Chwilę stykaliśmy się czołami. Mógłbym przysiąść, że widziałem w jej oczach tańczące płomienie. Kochała mnie, była moja, chciała nią być…
Zrobiliśmy to. Tak jak obydwoje chcieliśmy. Nie dlatego, że ktoś nam kazał, że zostaliśmy do tego przymuszeni przez ludzi, których nie obchodziło co dzieje się w naszych sercach. Pragnęliśmy siebie i to co działo się wtedy między nami było niczym magia. Jej delikatne dłonie głaskały moje rozgrzane ciało, moje usta błądziły po każdym zakamarku jej jedwabistej skóry. Czułem, że w tej chwili znalazłem swoje miejsce na ziemi. I nic więcej nie było mi potrzebne do szczęścia. Bo mięliśmy siebie… Nareszcie.

***

Show me how to fight for now
And I'll tell you, baby, it was easy

Promienie słońca, które nieśmiało zaglądały do sypialni oświetliły moją twarz. Powoli uchyliłam oczy, modląc się, aby to wszystko co stało się wczoraj nie było tylko snem. Mimo że najpiękniejszym jaki do tej pory miałam. Na mojej twarzy zagościł duży uśmiech i niewysłowiona ulga, kiedy ujrzałam przed sobą spokojną twarz śpiącego Harry’ego. Powoli, tak żeby go nie obudzić podniosłam jego ramię i wślizgnęłam się pod nie. Od razu uderzył mnie jego zniewalający zapach. Przytuliłam się do jego torsu marząc, by ta chwila trwała wiecznie. Przy nim zapomniałam o tym, co przeżyłam do tej pory. Przeszłość nie była ważna, bo miałam przed sobą coś o wiele ważniejszego – przyszłość.
- Dzień dobry, księżniczko – Harry zamruczał całując mnie w czubek głowy – Jak się spało.
- Wyśmienicie – odparłam po czym szybko cmoknęłam go w usta – Czy zdajesz sobie sprawę, jakie masz cholernie wygodne łóżko?
- Mamy – poprawił mnie szybko – Mamy. Tak kochanie, wybierałem je bardzo starannie, żeby sprostało wymaganiom tak wspaniałej księżniczki jak ty…
Po raz kolejny tego dnia zaśmiałam się serdecznie. Przez te dwa dni spędzone z chłopcami na mojej twarzy więcej razy gościł uśmiech niż przez ostatnie kilka miesięcy. Czyż nie tak wygląda niebo?
Wylegiwaliśmy się w łóżku jeszcze kilkanaście minut po czym udaliśmy się do kuchni na śniadanie. Chłopcy musieli naprawdę dobrze się bawić, bo mimo zbliżającego się południa żaden z nich nie wstał. Harry przygotował swój specjał – naleśniki z syropem, po czym zasiedliśmy przed telewizorem żeby oglądając poranne kreskówki  i skonsumować śniadanie.
Potem powstawiali chłopcy i wraz z nimi spędziłam cudowne godziny. Mimo że cały zespół miał kilka dni wolnego po południu ktoś z branży zadzwonił, że szybko muszą zjawić się w studiu. Harry nie chciał mnie zostawić, ale go przekonałam. Obiecując, że wróci jak tylko będzie mógł wyszedł nieśpiesznie. Kiedy w domu byłam sama, w pokoju Liama znalazłam kilka ciekawych książek, które zaczęłam czytać.
Nie panując nad czasem nawet nie zauważyłam, że na dworze się ściemniło, a w domu pojawił się Harry! Zastał mnie w swoim pokoju zaczytaną w jedną z książek fantasy. Z uśmiechem wszedł do środka i obdarzając pocałunkiem wręczył duży pakunek.
- A co to takiego? – spytałam, zaglądając do środka.
- Wiem, że zostawiłaś wszystkie swoje rzeczy w… agencji – chłopak wypluł to słowo – Więc na dobry początek kupiłem ci coś nowego…
Z torby wyciągnęłam przepiękną, białą sukienkę z odkrytymi plecami, marynarkę i czarne sandałki na obcasach. Zachwycona i onieśmielona jednocześnie rzuciłam się mu na szyję.
- Poza tym nie byliśmy jeszcze na pierwszej prawdziwej randce. Co powiesz na dzisiaj? – pokiwałam z zadowoleniem głową – W takim razie czekam na ciebie na dole. Zejdź, kiedy tylko będziesz gotowa.
Kiedy Harry opuścił pokój od razu zrzuciłam z siebie za duże dresy chłopaka i włożyłam to, co sam mi przed chwilą kupił. Wszystko prezentowało się po prostu idealnie. W łazience poprawiłam tylko włosy, gdyż nie byłam w posiadaniu żadnych kosmetyków. Po kilku minutach byłam gotowa do wyjścia.

I couldn't get any bigger
With anyone else beside me

Zeszłam do holu, gdzie stał mój chłopak. Nasze spojrzenia spotkały się ze sobą. Jego zielone tęczówki błyszczały niczym najjaśniejsza gwiazda. Uśmiechnęłam się spuszczając głowę. Harry złapał mnie za rękę i przyciągnął do siebie.
- Wyglądasz pięknie – szepnął mi do ucha po czym delikatnie pocałował – Kocham cię {T.I} i chcę żebyś wiedziała o ty zawsze.
Pokiwałam nieznacznie głową rumieniąc się. Styles wskazał tylko głową na drzwi i nie puszczając mojej dłoni udaliśmy się do samochodu. Po kilkunastu minutach podróży byliśmy w ekskluzywnej restauracji. Po zajęciu stolika i zamówieniu dań pochłonęliśmy się w rozmowie. Mogliśmy rozmawiać o wszystkim, nigdy nie brakowało nam tematów. To była jedna z tych cech, które w nim kochałam – otwartość. Właśnie opowiadaliśmy sobie najśmieszniejsze momenty z naszego życia, kiedy Harry niepokojąco spochmurniał. Przerwał swoją wypowiedź, a wzrok utkwił gdzieś za mną.
- Harry, co się dzieje? – spytałam zaniepokojona, ale nie uzyskałam odpowiedzi. Postanowiłam się odwrócić i zaczęłam rozglądać się po sali.
Nagle moje oczy napotkały dwójkę mężczyzn, którzy siedzieli kilka stolików dalej, prowadzili ożywioną dyskusję i cały czas patrzyli w naszą stronę. Jeden z nich zobaczył, że im się przyglądam, powiedział coś drugiemu, który po chwili również na mnie popatrzył. Uśmiechnął się, a ja poczułam jak serce staje mi w piersi.
Szybko odwróciłam się w stronę Harry’ego który patrzył na mnie nieodgadnionym wzrokiem. Za plecami usłyszałam jak owa dwójka wstaje i kieruje się w stronę naszego stolika. Posłałam przerażone spojrzenie chłopakowi.
- Mój Boże, Harry… - szepnęłam.

***

And I can't help but stare, cause
I see truth somewhere in your eyes

Siedziałem jak na szpilkach. {T.I} patrzyła na mnie przerażonymi oczami. Lecz ja byłem równie przestraszony co ona. Mężczyźni podeszli do naszego stolika i stanęli tak, żebyśmy nie mogli uciec. Jeden z nich stanął za mną i położył wielką rękę na moim ramieniu. Drugi zbliżył się do {T.I} i pochylił się nad jej twarzą.
- A kogóż my tu mamy? – spytał wypuszczając na nią dym papierosowy. Dziewczyna wykrzywiła się, ale nadal nie odpowiedziała – Kochanie, przecież wiesz, że bardzo nieładnie jest uciekać.
- A czy wiesz, Mitch, że to bardzo nieładnie trzymać kogoś wbrew jego woli, niczym zwierzę? – wysyczała mu prosto w twarz, bez żadnych emocji.
Alfons stał chwilę osłupiały po czym poderwał się, złapał {T.I} za twarz i przybliżył się do niej na niebezpiecznie bliską odległość. Zacząłem się szarpać, ale dryblas, który mnie trzymał, szybko mnie obezwładnił.
- Posłuchaj mnie ty mała dziwko! Przez ciebie straciłem wiele pieniędzy, dziewczyny zaczęły się buntować, a ja prawie  musiałem zamknąć klub! – wrzeszczał na nią coraz mocniej zaciskając swoje łapska na jej delikatnej buzi – Jesteś moja, słyszysz?! I nikt inny nie ma do ciebie prawa, suko! Skoro nie możesz pracować dla nie to nie będziesz pracować dla nikogo. Zginiesz niewdzięcznico!!!
Po roztrzęsionych policzkach {T.I} zaczęły spływać łzy. Nie mogłem dłużej patrzyć jak to bydle robi jej krzywdę. Poczułem wszechogarniającą mnie złość. Odepchnąłem od siebie osiłka i rzuciłem się na alfonsa z pięściami. Zdezorientowany upadł na podłogę, a ja zacząłem bić go po twarzy. Jak on śmiał tak nazwać moją miłość?! Jakim prawem nazywał ją swoją własnością, skoro nawet ja nie miałem śmiałości tak powiedzieć, a co dopiero obcy mężczyzna, dla którego była tylko towarem!?
W przypływie niepohamowanej złości biłem alfonsa po twarzy i brzuchu. Z jego nosa i głowy sączyła się krew, a sam próbował mi jakoś przeszkodzić – na próżno, z każdą chwilą stawał się coraz słabszy.
- Harry, proszę, nie! – za plecami usłyszałem rozpaczliwy głos {T.I}. Kiedy odwróciłem się w jej stronę, Mitch wykorzystał moją nieuwagę i resztkami sił uwolnił się spod mojego ciała.
Wstał i na chwiejących się nogach próbował do mnie podejść. Również podniosłem się z ziemi pokazując mi zakrwawioną pięść. Jego towarzysz chciał mu pomóc, ale ten tylko powstrzymał go gestem ręki. Mierzyliśmy się spojrzeniami, po czym na twarzy alfonsa pojawił się szyderczy uśmiech.
- To jeszcze nie koniec. Jeszcze się z wami policzę i zapłacicie za wszystko – drżącym placem wskazał na zapłakaną {T.I} – A ty… skoro raz się stałaś dziwką, już zawsze nią będziesz.
Przy pomocy osiłka zaczął zmierzać w stronę wyjścia. W tym czasie ja złapałem {T.I} za rękę i wybiegłem z nią na parking. Wsiedliśmy do samochodu i z piskiem opon wyjechałem na jezdnię. Dziewczyna cała się trzęsła, a po jej policzkach nieprzerwanie płynęły łzy. Chciałem ją dotknąć, ale moja ręka była we krwi. Ledwo panowałem na kierownicą, mimo że ulice były puste bałem się, że nie dojedziemy do domu w jednym kawałku.
Jedno było pewne. To nie był koniec – to był dopiero początek. Mitch nie rzucił tych słów na wiatr. Doskonale wiedział co mówił. Jeśli ktoś taki jak on chce zemsty, to prędzej czy później będzie ją miał. Ten człowiek był zdolny do wszystkiego i już wkrótce mogliśmy się o tym przekonać. Bałem się o nas. Ale w szczególności o {T.I}. Za wszelką cenę chciałem ją przed nim obronić. Ale nie miałem pojęcia jak!?
Dotarliśmy do domu. Dziewczyna siedziała niczym sparaliżowana. Wziąłem ją na ręce i zaniosłem do środka. Chłopaków nie było, co przyjąłem z niewysłowioną ulgą. Zaniosłem {T.I} do mojego pokoju i położyłem na łóżku. Sam szybko otuliłem ją własnym ciałem. Kiedy poczuła na sobie mój dotyk rozpłakała się niczym małe dziecko. Kołysałem ją próbując uspokoić jej roztrzęsione ciało.
- Kocham cię Harry, przepraszam za wszystko, ale tak bardzo cię kocham… – szeptała jak w amoku, a ja czułem, jak w moich oczach zbierają się zły, kiedy {T.I} obwiniała się za to, co przed chwilą się stało.
W końcu, wyczerpana płaczem usnęła. Położyłem ją delikatnie na poduszkach i przykryłem kocem. Sam podszedłem do okna. Niebo tej nocy było czyste i gwieździste. Westchnąłem zrezygnowany. Dlaczego, do jasnej cholery, szczęście było w naszym przypadku zabronione? Dlaczego nie mogłem nic zrobić, żeby dziewczyna, którą kochałem całym swoim sercem była bezpieczna i szczęśliwa… Nie… jednak mogłem…


I can't ever change without you
You reflect me

Wyszedłem z pokoju tak, żeby nie obudzić {T.I}. Usłyszałem, że chłopcy wrócili. Właśnie ich potrzebowałem. Zszedłem na dół zapominając o tym jak wyglądam. Kiedy przyjaciele zobaczyli mnie w takim stanie nie mogli wyjść z transu. A ja, jako ich brat po raz kolejny opowiedziałem im wszystko to, co się wydarzyło.
Słuchali mnie uważnie, może nawet za bardzo. Wyglądali niczym przybite psy, które ktoś wyrzucił z domu podczas ogromnej nawałnicy. Ale nie było wyboru. Tak już jest, że jeśli jest taka potrzeba trzeba coś poświęcić. A ja chciałem zrobić wszystko dla mojej miłości. Byłem gotowy na wszystko.
- Harry… - zaczął niepewnie Liam – Czy wszystko przemyślałeś?
Pokiwałem wyraźnie głową, żeby nie mieli wątpliwości. Wszystkie za i przeciw. I to było jedne wyjście żebyśmy mogli być razem… szczęśliwi. Żebyśmy choć na chwilę mogli zapomnieć co to znaczy trwoga i strach. Louis nie wytrzymał panującej między nami ciszy i rozpłakał się. Podbiegłem do niego i zaczęliśmy się przytulać. Chłopak łkał w moje ramię, coraz mocniej mnie obejmując.
- Harry, proszę, nie – jęczał, a jego łzy moczyły mi ubranie – Nie możesz, co będzie z nami?
- Kocham was, chłopcy – poczułem jak z moich oczu zaczyna płynąć ciecz – I zawsze będę, bez względu na wszystko. Ale kocham też {T.I} i wiem, że to rozumiecie. Nawet nie wiecie jak mi jest przykro, boli mnie serce, ale…
- Nic już nie mów – jęknął Zayn kręcąc głową i pociągając nosem – Lepiej nic już nie mów…

Yesterday is history
Tomorrow's a mystery

Klęknąłem przy łóżku w którym spała {T.I}. Delikatnie pocałowałem ją w usta, a jej oczy lekko się uchyliły. Miała je podpuchnięte i czerwone od płaczu. Posłała mi pytające spojrzenie.
- Kochasz mnie? – pokiwała twierdząco głową – I czy byłabyś gotowa zrobić wszystko dla tej miłości? – znowu twierdząca odpowiedź. – Czy zaufasz mi właśnie teraz i dasz się poprowadzić?
{T.I} chwyciła moją wyciągniętą dłoń i wstała z posłania. Nadal miała na sobie sukienkę, którą jej kupiłem. Splotłem w jedność nasze dłonie i pociągnąłem ją za sobą, trzymając w drugiej dłoni walizkę. Wyszliśmy na dwór. Słońce powoli zaczynało wschodzić ponad horyzont. Zacząłem zmierzać was stronę samochodu. Dziewczyna zatrzymała się robiąc zdziwioną minę.
- Kocham cię i właśnie robię najlepszą rzecz dla naszej miłości – odpowiedziałem z lekkim uśmiechem.
Już się nie odezwała. Ona jako jedyna osoba na tym świecie była w stanie zrozumieć mnie bez użycia słów. Wsiedliśmy do samochodu. Odpaliłem silnik. Ostatni raz spojrzałem na nasz dom. Już nigdy tu nie wrócę, już nigdy  nie spotkam moich przyjaciół, rodziny. A nawet jeśli, to w bardzo odległej przyszłości, kiedy będę pewien, że naszej miłości nie grożą już żadne niebezpieczeństwa.
Przeniosłem swoje spojrzenie na {T.I} i chwyciłem ją za rękę. Samochód powoli toczył się w stronę autostrady. W naszych oczach odbijała się czerwona kula, która wchodziła ponad miasto. Czułem jej spokojny i opanowany oddech. Jakby godziła się na wszystko, co szykuje teraz dla nas los.
Tak, zostawiłem za sobą cały swój dobytek, wszystko co miałem do tej pory. Zostawiłem przeszłość. Ale tuż obok siebie miałem coś więcej. Miałem swoją przyszłość…

And I just wanna see your face light up since you put me on
So now I say goodbye to the old me, it's already gone
(Justin Timberlake – „Mirrors”)


Zaskoczone? Mam nadzieję, że tak! :)
Chcecie 3 część tej historii? Czekam na komentarze z waszymi opiniami na ten temat!

Oglądacie/oglądałyście mecz, gdzie Lou grał charytatywnie? Ponoć przez faul ma teraz kontuzję. #niepotwierdzone!  Miejmy nadzieję, że wszytko będzie dobrze, a ja już szykuję  3 część Zayna! Mam nadzieję, że nie zapomniałyście jeszcze o tej historii! 

PS Mam do Was małe pytanko! Czy włącznie linki z muzyką, jeśli je podaję? To dla mnie bardzo ważne i liczę na SZCZERE odpowiedzi! ;*

Aga


piątek, 6 września 2013

# 147. Zayn.

Kocham Was, pamiętajcie. Przypomnijcie sobie o mnie, kiedy będzie źle. Będę w Waszych głowach i nie pozwolę, by coś Wam się stało.

Stop. Koniec. Nie ma mnie. Uciekam. Przed Tobą. Przed sobą. I przez nas, o których teraz mogę tylko pomarzyć. Umieram. Co dzień coraz wyraźniej. Jutro już mnie nie będzie. Żegnaj.

Z Perrie znałem się już dobre dziesięć lat. Nasi rodzice poznali nas, a sami spotkali się kiedyś w firmie mojego ojca. Skomplikowane, ale zrozumiałe. Byliśmy nierozłączni. Gdzie Ona, tam i ja. Papużki nierozłączki. Kochałem Ją, a Ona szanowała mnie. Niezwykle wyraźnie rysowała się nasza zależność od siebie. A przecież na tym polega miłość.

Nie pamiętam momentu, kiedy uznaliśmy, że powinniśmy przedstawiać się jako para. Wyszło to spontanicznie i było tylko formalnością, gdyż od jakiegoś czasu bardzo się do siebie zbliżyliśmy. Chcieliśmy trwać ze sobą i dla siebie. Tak było najlepiej, by zachować szczęście.

Nic nie powinno zburzyć tak mocnego związku, ale u nas tak właśnie się stało. Ale od początku.
Byliśmy ze sobą już sześć, a może nawet siedem lat. Byliśmy dorośli. Codziennie kroczyliśmy dumni z tak długiego stażu. Planowaliśmy ślub, potem dzieci - jak normalna dojrzała para. Chyba, że ja sobie tak to wszystko tylko wybrażałem.

- Perrie, doskonale wiesz, jak bardzo jesteś dla mnie ważna. Jesteś dla mnie niczym narkotyk dla narkomana. Niczym słońce dla kwiatów. Gdyby nie Ty, nie potrafiłbym żyć. Byłbym zwiędłym tulipanem, nikomu nie potrzebnym. Niechcącym niczego, oprócz Ciebie. Skarbie, czy zechciałabyś zostać moją żoną ? - łzy cisnęły mi się do oczu, gdy patrząc w oczy dziewczyny powtarzałem, jak bardzo jest dla mnie ważna. 
- Zayn ... Ja też bardzo mocno Cię kocham. Nie wyobrażam sobie innego męża czy innego ojca dla moich dzieci. Może i nie jesteś idealny, ale dla mnie najbardziej wyjątkowy. A wyjątkowość w tych czasach wysoko się ceni, kochanie. Tak. Zostanę Twoją żoną - popłakała się. Po prostu emocje dały górę - Będę z Tobą w zdrowiu, czy w chorobie. W szczęściu i nieszczęściu. Będę, niezależnie od tego, jak będzie nam się powodziło. Chcę być szczęśliwa, a to może mi zagwarantować tylko Twoje silne ramię i ręce składające się do uścisku. Przytul mnie, Zayn i zrób ze mnie szczęściarę.

Przytuliłem Ją. Nawet, jeśli by o to nie prosiła, i tak bym tak uczynił. Ta bliskość dawała mi poczucie spełnienia i nadzieję, że mam blisko siebie prawdziwe niebo. 

Potem było jeszcze bardziej kolorowo. Ustaliliśmy, że nasz ślub odbędzie się latem. Nie lubiliśmy zimy, a ja nie chciałem, żeby Perrie zmarzła mi w swojej białej sukni. 

Zaprosiliśmy bardzo dużo gości. Ale nie ilość miała nas uszczęśliwić, a ich bliskość i wsparcie w tak ważnym dla nas dniu. 
Zarezerwowaliśmy niewielki kościółek. Piękny, a zarazem tak skromny, że trudno uwierzyć w jego piękno. Wiedzieliśmy, że to jest miejsce, które zapamiętamy na całe życie.

Przyszła kolej na nasze stroje. Ja, za namową mojej mamy i przyszłej teściowej, kupiłem dość skromny, jednakże bardzo elegancki garnitur w odcieniach granitu. Nie miałem pojęcia, jaką suknię kupi Perrie. Nie chciała, żeby zobaczył Ją na przymiarkach, wedle tradycji. Nie sprzeciwiałem się. Wiedziałem, że cokolwiek by tylko ubrała i tak będzie wyglądała olśniewająco.

Nadszedł Ten Dzień. Byłem okropnie zdenerwowany. Przespałem może trzy godziny. Stres nie pozwolił mi na więcej odpoczynku. Msza ślubna miała odbyć się o godzinie piętnastej trzydzieści, zatem już od samego rana ruszyły ostatnie przymiarki, rodzice kontrolowali pracę dekoratorów kończących pracę, a moi przyszli teściowie sprawowali nadzór w kuchni. 

Ubrany w garnitur, uczesany, tak jak prosiła Perrie, wyruszyłem do kościoła. Część gości weselnych zajęła już ławeczki. Ja stanąłem tuż przed ołtarzem, w oczekiwaniu na moją przyszłą żonę. Moje nogi zaczęły się trząść, gdy ujrzałem Ją prowadzoną do mnie przez ojca. Miała na sobie skromną i delikatną suknię, utrzymaną w najbielszej bieli, jaką kiedykolwiek widziałem. Włosy spięte miała w koczek, a jeden z kosmyków niesfornie wymknął się z uczesania. 

Szła powoli, stawiając delikatnie swoje małe stópki odziane w bielutkie pantofelki. W końcu dotarła do mnie, a Jej ojciec przekazał mi Ją, dając do zrozumienia, że daje mi swoje największe szczęście. I dla mnie Perrie była skarbem, więc ująłem leciutko Jej dłoń. Spojrzałem w jej niebieskie oczy. Nie widziałem w nich szalonego szczęścia, jedynie strach i niepewność. Byłem przekonany, że stresuje się tak samo jak ja.

Ksiądz rozpoczął mszę. A ja cały czas trzymałem dziewczynę za rękę. Czułem mniejszą obawę, dawała mi poczucie bezpieczeństwa i spokój. Nadszedł moment przysięgi. Wstaliśmy.

- Powtórzcie za mną słowa przysięgi. Niech pan zacznie - poprosił kapłan.
- Ja, Zayn Malik, biorę sobie Ciebie, Perrie Edwards za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż, Boże Ojcze Wszechmogący i wszyscy święci - nie poznawałem swojego głosu. Jeszcze nigdy mi tak nie drżał. Czułem, że właśnie trwa najwspanialszy moment mojego istnienia.

- Teraz poproszę pannę młodą o powtórzenie przysięgi.
Perrie głośno przełknęła ślinę i zaczęła mówić.
- Ja, Perrie Edwards, biorę sobie Ciebie, Zaynie Malik za ... - urwała. Nastała grobowa cisza. Spojrzałem na dziewczynę, żądając, by wyjaśniła mi, o co chodzi.
- Ja tak dłużej nie mogę ! - krzyknęła i wybiegła z kościoła.
Stałem przez moment jak posąg. Biegnij za nią, debilu! Ruszyłem za swoją niedoszłą małżonką. 
- Perrie, stój! Wyjaśnij mi, dlaczego to zrobiłaś ! - wykrzyknąłem, kiedy tylko ujrzałem biegnącą pannę młodą. 
Ludzie z zaciekawieniem obserwowali to dość dziwne zajście, ale całkowicie mnie to wtedy nie obchodziło.
- Chcesz wiedzieć ?! Naprawdę chcesz wiedzieć ?! - spojrzała na mnie, a jej głos stopniowo ucichł - Nie kocham Ciebie, Zayn. Nie kocham, rozumiesz ! 
Zerknąłem na Nią z niedowierzaniem. Czułem palące mnie pod powiekami łzy.
- Jak to jest możliwe ? No jak, kurna ?! Powtarzałaś, jaki jestem dla Ciebie ważny, ale dzisiaj uciekasz mi sprzed ołtarza. Dlaczego mi to robisz ?
- Nie kocham Cię - powtórzyła, jak zacięta płyta w zepsutym gramofonie - Mam ... mam kogoś, na kim bardziej mi zależy.

Ostatni raz spojrzała w moją stronę i pobiegła przed siebie. A mnie zabolało. Miała innego. Starałem się być dla niej wszystkim, a ona nie uszanowała tego. Spędziła ze mną większość swojego życia, by uciec tuż przed złożeniem przysięgi małżeńskiej. Przestałem żyć.


Cisza. Koniec. The End wyświetlane w końcówce trwania. Nie mam serca, bo całe oddałem Jej. Nie mam czym kochać, a  nawet jeśli by miał, nie pokochałbym. 
Zacząłem być narkomanem czującym głód. Nie miałem tego, co potrzebne mi do życia. Stałem się przytaczanym wcześniej tulipanem bez życia. Bez Niej. Nie wiem, czy wciąż mi na Niej zależy, bo straciłem rozum. Nie wiem, kiedy było nasze ostatnie spotkanie, ani którego dzisiaj jest. Po co mi to, skoro i tak nie mam po co istnieć. Niepotrzebnie marnuję ludziom tlen. Jestem intruzem. Nikomu nie potrzebnym śmieciem. 
Nie chcę tak dłużej.

Dwa kroki i stoję na barierce. Nie byle jakiej. Na barierce, będącej dla mnie drzwiami do szczęścia i ulgi w cierpieniu. Na barierce mostu w Londynie. 

Widzę London Eye, które kręci się i kręci. Big Ben akurat zaczyna swoją północną pogawędkę. A Tamiza płynie cichutko. 

Tylko jeden krok. Mały krok dla człowieka, wielki dla kogoś takiego, jak ja. Wysuwam nogę. 
Wciąż się waham. Rozglądam się dookoła. Nikogo nie widzę. Jest cisza. I dobrze. Nie chcę, by ktoś widział, jak cierpię.

Wystarczy JEDEN krok. Wciąż kurczowo trzymam się dłońmi górnej części barierki i wciąż się waham. 
Spoglądam na zegarek. Trzy minuty po północy. Idę. Będzie tam na mnie ktoś czekał? Nie? Doskonale. Nikt nie zada mi więcej cierpienia niż Ty, Perrie Edwards. To dla Ciebie robię ten krok. Dla Nas ...

Poszedłem. Nie żałuję. Nic nie czuję. Ani radości, ani smutku, ani tym bardziej cierpienia. Jest idealnie.
Dowiedziałaś się. Płaczesz. Ale dlaczego, kochanie? Nie płacz za mną. Nie płakałaś, gdy powiedziałaś coś, co zraniło mnie dogłębnie. 
Idź przez życie z nim, a mną wcale się nie przejmuj. 
Zapomnij. 
Do nie zobaczenia, skarbie. 
Żegnaj.

/ Jest dobrze. Póki co. Czuję się dziwnie. Ale to normalne, prawda. Chcę uciec. Przyjmie mnie ktoś pod swój dach? Tak ładnie proszę.

Czekam na komentarze. Dzięki nim wciąż piszę, uwierzcie x

D. xx

poniedziałek, 2 września 2013

#146. Louis

Miłego czytania ;) Liczę na chociaż osiem komentarzy. Love ya! 
Jeżeli jesteście zainteresowani, to piszę opowiadanie, zapraszam: Link :)
Agata <3


Miłość przetrwa wszystko. Ale trzeba jej pomóc. A żeby pomóc, musimy zaufać. Bo w życiu są dobre i złe momenty. Te dobre radzą sobie same. Natomiast złe, trzeba przezwyciężyć. Kopnąć w tyłek i zostawić za sobą.

Dlaczego tak to się potoczyło? No tak. Przez osoby TRZECIE. Byłam normalną dziewczyną, w normalnym, szczęśliwym związku.
- Nic nie trwa wiecznie, kochanie - mawiała moja babcia.
Po co się ujawniliśmy? Przecież teraz jest gorzej niż było. Jesteśmy obserwowani na każdym kroku. Wspólnie i osobno. Każdy nasz wyjazd, wyjście, spacer, a nawet zakupy czy wyniesienie śmieci jest uwiecznione milionem zdjęć. Później wszystko ląduje w internecie. Sypią się hejty i niemiłe komentarze. Rani Ci to serce. Głupie spotkanie z przyjacielem ze szkoły, jest brane za randkę i ogłoszone w światowej prasie jako zdrada. Kończy się to łańcuchem kłótni z Nim. Cholerne paparazzi!
- Lou, ja już nie daję rady!
- O czym ty mówisz?
- O czym?! O tym! - podchodzę do okna i odsłaniam firanki. Błyskają flesze.
Louis patrzy na mnie z bólem w oczach. Nie umiem być na niego zła. Ale nie mogę żyć pod lupą.
- Kotku, oni nie ruszają się stąd, odkąd tydzień temu wróciliśmy z Hiszpanii i ogłosiliśmy, że jesteśmy parą.
Znów patrzy na mnie zbolałym wzrokiem i wstaje.
- Dokąd idziesz? - pytam i z niedowierzaniem patrzę jak wychodzi z domu i zaczyna krzyczeć:
- Wynoście się stąd! Każdy chce mieć trochę prywatności! Spadówa!
W trakcie tego wszystkiego flesze błysnęły tysiąc razy. Kamery nagrały to krótkie wystąpienie. Ale o dziwo... Podziałało. Grupka fotoreporterów poszła w swoje strony. Louis już ma zamykać drzwi, kiedy...
- Czekaj!
Wychodzę z domu. Parę metrów od drzwi, stoi dwoje zapłakanych dzieci, mają około sześciu lat. Wyglądają na bliźniaki. Są całe zapłakane i przerażone.
Podchodzę do Nich i kucam. Dziewczynka chowa się za chłopcem.
- Cześć - uśmiecham się - Co tu robicie?
Chłopiec odwraca się do siostrzyczki i coś szepcze do ucha. Ona kiwa na potwierdzenie główką.
- My... Zgubiliśmy się... - mówi chłopczyk.
Patrzę na Louisa, który stoi w progu i przygląda się całej sytuacji.
- Jak macie na imię? - pytam
- Ja jestem Cory, a to jest... - maluch nie dokańcza, bo w tym momencie zza drzewa wybiega jakiś fotograf.
Wiesza aparat na szyi i podbiega do mnie. Uderza mnie w brzuch, robi zdjęcie i ucieka. Klnę pod nosem, gdy czuję ciepłą ciecz na koszulce. Louis patrzy na mnie przerażony.
- Eleanor!
Cory i jego siostrzyczka podchodzą bliżej. Dziewczynka idzie do tyłu i siada na ziemi. Kładzie sobie moją głowę na kolanach. Cory próbuje zatamować krwawienie. Podbiega do nas Lou.
- Niech pan biegnie za tym fotografem - odzywa się pierwszy raz dziewczynka i gładzi mnie po włosach.
Mój chłopak patrzy na mnie, a następnie rzuca się biegiem za sprawcą sytuacji. Zamykam oczy.
- Niech pani nie zasypia - szepcze chłopczyk.
- Mówcie mi Eleanor...

*Oczami Louisa*
Co to za idiota?! Dźgnąć niewinną dziewczynę nożem, a później robić jej zdjęcie! Przecież to trzeba mieć nierówno pod sufitem! A te dzieci? Są jakieś dziwne. Jakby przeczuwały, że taka sytuacja będzie miała miejsce. Do tego są takie ładne. Chłopczyk ma blond loczki i śliczne niebieskie oczka i jest troszkę wyższy od siostry. Natomiast dziewczynka ma długie, opadające falami blond włosy i wyraziste, zielone oczy.

W końcu Go doganiam. Rzucam się fotografowi na plecy i przewracam na ziemię. Ma kominiarkę. Już mam ją zdejmować, gdy zostaję zepchnięty na kamienie i przyciśnięty do podłoża łokciem. Paparazzi wyciąga z kieszeni nóż, którym przed chwilą została dźgnięta Eleanor. Jest na nim krew... Jej krew... Zaczynam się wyrywać. Nóż zostaje przyłożony do mojego gardła. Patrzę na Niego przerażony.
- No. Louisie Tomlinsonie. To co robimy? Poderżnąć Ci gardło, czy wrócić tam i dźgnąć tą sukę jeszcze kilka razy? A może jedno i drugie? - mówi fotograf, ale nie jest to facet, tylko dziewczyna.

Ej! Stop! Skąd ja znam ten głos?

Patrzę mojemu przeciwnikowi w oczy. Głębokie brązowe oczy.
- To niemożliwe! - krzyczę - Hannah, to Ty?
Dziewczyna zaczyna się śmiać. Teraz nie mam już wątpliwości, że to Ona.
- Mówiłam, że się zemszczę. Jeśli ja nie mogę cię mieć, żadna nie może. Ja dotrzymuję obietnicy.
Hannah podsuwa nóż jeszcze głębiej pod moje gardło. Zaczynam ciężko oddychać. Moje ciało jest sparaliżowane ze strachu. Ale nie o siebie się boję. Co z Eleanor?
- Louis! - słyszę moje imię.
Dziewczyna odwraca się i widzi biegnącego w naszą stronę Liama. Zrywa się jak oparzona. Ja próbuje wstać. Jednak ona rzuca nożem i trafia w moją nogę. Krzyczę z bólu. Widzę przerażenie w jej oczach. Po chwili zrywa się do ucieczki. Ja w tym czasie zwijam się z bólu na ziemi. Po chwili podbiega do mnie Liam.
- Kurde. Przyjechaliśmy z Niallem obejrzeć film akcji, a tym czasem akcja odbywa się w realu - rzuca ironicznie chłopak.
Zaczynam się śmiać, jednak przypominam sobie o nożu w mojej nodze i jęczę z bólu.
- Zadzwonię po pogotowie.
- Nie! Nie ma takiej potrzeby.
Liam patrzy na mnie niepewnie. Wysyłam Mu pełen bólu, sztuczny uśmiech. Chłopak przewraca oczami i pomaga mi wstać.
- Idziemy do domu. Tam zajmiemy się nożem.
Bierze mnie pod ramię i pomaga dokuśtykać do domu.

*Oczami Eleanor*
Nie pamiętam co się stało. Pamiętam tylko fotografa, krew, Cory'ego i Jego siostrę, przerażonego Louisa, ciemność i dźwięk hamującego auta. Jak znalazłam się w domu?

*Oczami Nialla*
*Kilka minut temu*
Jedziemy do Lou i El obejrzeć jakiś film. Co to? Eleanor?! Co to za dzieci?
- Niall do cholery! Hamuj!
Zatrzymuję z trudem samochód.
Wybiegamy z Liamem z samochodu i podbiegamy do Eleanor. Leży na ziemi z krwią na brzuchu. Co tu się stało?
Dzieciaki, które siedzą z El patrzą na nas przestraszone.
- Jesteśmy przyjaciółmi tej dziewczyny i jej chłopaka.
Dziewczynka uśmiecha się do brata i puszcza mu oczko.
- Niech któryś z panów biegnie pomóc chłopakowi - mówi chłopczyk.
Patrzę prosząco na Liama. Potrząsa głową i rusza biegiem w kierunku wskazanym przez dzieci.

Ja tymczasem biorę Eleanor na ręce i kieruję się w stronę domu. Dziewczynka z niewiadomych przyczyn zaczyna płakać. Chłopczyk, zapewne Jej braciszek, podchodzi do Niej i przytula. On też ma łzy w oczach. Robi wszystko, by tylko nie wypłynęły. Nie udaje Mu się. Słone krople spływają po Jego smutnej buzi. Jest mi Ich żal.

Chłopczyk szepcze coś siostrze do ucha i chwyta za malutką dłoń. Idą w stronę lasku.
- Nie idźcie! - krzyczy głosem pełnym bólu Louis.
Dzieci oglądają się i patrzą na Niego uśmiechnięte.
Liam pomaga Lou podejść do maluchów. Chwyta wolną rękę dziewczynki, bo chłopczyk ma w ręce jakiś plecak. Wszyscy wchodzimy do domu.

*Oczami Louisa*
Eleanor straciła dużo krwi. Okazało się, że upadając spadła na szkło, które porozcinało Jej plecy i wbiło się w żebra. Zorientowaliśmy się, gdy Niall położył Ją na kanapie. Całe ręce miał w krwi. Nie otworzyła oczu od kilku godzin. Czy może się nie obudzić?

Co do noża w mojej nodze...
- Teraz może pana trochę zaboleć - mówi cicho Carrie, bo tak ma na imię dziewczynka.
- Nie mów do mnie 'pan', bo czuję się staro. Louis jestem.
Carrie uśmiecha się i sięga do noża w mojej nodze. Bierze rękojeść w swoją małą i jak na ten wiek, bardzo chudą rączkę. Patrzy na mnie przepraszająco i ciągnie narzędzie. Krzyczę z bólu.
- Przepraszam... - mówi dziewczynka.
Odpowiadam Jej, że jest okey, chociaż boli w cholerę.

Próbuję wstać, mimo rozchodzącego się po moim ciele bólu. Staję na nogach i czuję przeszywający ból. Carrie zasłania oczy, a ja krzyczę przeraźliwie. W drzwiach staje Liam i zaczyna się śmiać.
- Ty nigdy nie dorośniesz.
- Dzięki, bo nie chcę. A teraz rusz dupę i pomóż mi wstać.
- Eleanor się obudziła.

*Oczami Eleanor*
Boli mnie cały brzuch i plecy. Jęczę i próbuję wstać. Niall zrywa się z miejsca i podlatuje, by mi pomóc. Chwytam się za brzuch i zamykam oczy. Nogi uginają się podemną. Kręci mi się w głowie. Wpadam w czyjeś ramiona. Znów zostaję położona. Tym razem krzyczę z bólu. Mam wrażenie, że ktoś wbija w mój brzuch i plecy miliony noży.

Po chwili mojego krzyku, po moim ciele przechodzi ciepły dreszcz ulgi. Nic mnie nie boli. Czuję tylko na brzuchu i czole malutkie rączki. Zapadam w ciemność.

*Oczami Carrie*
*Noc*
Nie mogę patrzeć, jak ta cudowna dziewczyna cierpi, a Jej chłopak z Nią. Mogę Im pomóc. Po to tu chyba jesteśmy.
- Cory, proszę...
Nareszcie wstaje i ciągnie mnie do pokoju obok. Podchodzi do Louisa. Kładzie Mu rączkę na rannej nodze. Oboje patrzymy, jak rana po nożu goi się w mgnieniu oka. Uśmiecham się do Niego głupio i robię to samo z ranami dziewczyny.

*Oczami Eleanor*
*Kilka dni później*
Afera z Hannah nadal nie ucichła. W internecie krążą zdjęcia, gdzie leżę na ziemi cała we krwi. Ale to nie wszystko. Artykuł przy tych zdjęciach jest okropny, a do tego jest również kompletną ściemą.

„Słynny gwiazdor, Louis Tomlinson z zespołu One Direction, znęca się nad swoją dziewczyną!

Kilka dni temu między Louisem Tomlinsonem i Eleanor Calder doszło do strasznej kłótni. Najpierw chłopak wyszedł i wygonił dziennikarzy spod domu. Drzwi już się zamykały, kiedy panna Calder przepchnęła się w drzwiach i wyszła do dwójki tajemniczych dzieci. Chłopak zdenerwował się i ruszył na swoją dziewczynę z nożem. Myślimy, że nie pierwszy raz zdarzyła się taka sytuacja. Co wspólnego z tym wszystkim mają te dzieci?”

Jakby tego było mało, Hannah wysyła mi smsy z groźbami. Boję się Jej. Udowodniła już na co Ją stać.

*Oczami Louisa*
„Kochanie, ona nie jest Ciebie warta.”
„Ona jest z Tobą dla kasy.”
„Wróć do mnie, bo to się dla kogoś źle skończy.”

To te milsze sms-y od Hannah. Boję się o El. Jej Hannah też wysyła groźby. Dlaczego Ona to robi? Przez Nią zespół się rozpada. A Eleanor siada psychika. Od tygodnia z nikim nie rozmawia. Krzyczy przez sen. Wychodzi z pokoju tylko do toalety i na spacery. Nic nie je. Jest chodzącym kościotrupem. Nosi moje bluzy. Jakby chciała ukryć rany na ciele za dużymi ubraniami.

Co to za hałas? Ktoś krzyczy. Carrie? Wychodzę z pokoju.

Na korytarzu stoi przerażona Carrie. Podbiegam do Niej i przytulam. Wybucha płaczem.
- Co się stało mała?
- Ta dziewczyna... Która zaatakowała Was kilka dni temu... Ona... - jąka się mała.
- Co zrobiła?
- Porwała Cory'ego! - krzyczy.
Szybko zakładam buty i kurtkę. Już mam wychodzić kiedy...

*Oczami Eleanor*
Głupia idiotka. Może mi grozić, ale niech odwali się od mojej rodziny, do której teraz należą również Carrie i Cory.

Hannah porwała Cory'ego. Zgubiłam Ją. Bluza Louisa, za duże spodnie i stopy ubrane tylko w skarpety mnie spowolniły. Do tego leki usypiające zaczynają działać, serce zwalnia rytm przez ich przedawkowanie i jednocześnie wali jak najęte pod wpływem wysiłku. Przedtem pocięłam jeszcze nadgarstki i łyknęłam leki przeciwzakrzepowe, które znalazłam w apteczce. Chciałam i chcę się zabić, moja psychika tego nie wytrzymuje, ale jeszcze nie mogę umrzeć. Muszę biec. Muszę uratować Cory'ego.
- Hannah jeśli się nie boisz to wyjdź mi na przeciw! - krzyknęłam zachrypniętym głosem, którego nie używałam od tygodnia.

Czuję coś zimnego przy głowie.
- Po co to wszystko? Jesteś taka naiwna. Porwanie tego bachora było sposobem, żeby Cię wybawić z domu. Żebym mogła Cię zabić - wysyczała.
- Gdzie jest Cory?! - wrzasnęłam kopiąc Ją resztkami sił.
Pisnęła i wybuchła śmiechem.
- Co to ma za znaczenie? To tylko dzieciak. On Cię nie kocha, nawet Cię nie lubi. Ale nie tylko ten chłopiec nic do Ciebie nie czuje. Louis też nie. Directioners też Cię nie lubią. Jesteś kulą u nogi. Nic nie znaczącą idiotlą, która wszystko zrujnowała!
Te słowa zabolały. Nawet nie wiem kiedy z moich oczu zaczęły wypływać łzy. Po mojej twarzy kapią słone krople, a po moich dłoniach krew.

Hannah znów mierzy do mnie z pistoletu. Ja zaczynam tracić panowanie nad swoim ciałem. Mówię resztkami sił opadając na ziemię:
- Śmiało, zabij mnie. I tak umieram, i też przez Ciebie. Louis mnie kochał, byliśmy szczęśliwi. Dopóki nie zjawiłaś się Ty. Zrujnowałaś i Jego i mnie, a teraz rujnujesz także siebie. Gratuluję...
Usłyszałam swoje imię i strzał. Ostatnie słowa, które wypływają z moich ust to:
- Kocham Cię Lou...

*Oczami Louisa*
Biegnę ile sił do mojej gwiazdy. Sensu mojego istnienia. Byliśmy tacy szczęśliwi. Ale to już nie wróci. Moje życie leży teraz zimne, bez życia na ziemi.

Zaczynam płakać, krzyczę wręcz z rozpaczy. Patrzę na Hannah zbolałym wzrokiem. Zrywam się z miejsca i już mam się na Nią rzucić, kiedy ktoś mnie powstrzymuje. Wyrywam się.
- Louis, spokojnie. To Ci Jej nie zwróci...
Upadam na kolana i kładę się na ziemi. Zwijam się w kłębek i płaczę. Nie chcę żyć bez Eleanor!

Słyszę zgrzyt i szept.
- Hannah nie. To już nic nie zmieni.
Nie wiem co się stało... Usłyszałem tylko strzał i, że coś upada na ziemię. Nie chcę tego widzieć.

Przybliżam się do ciała mojego aniołka i zamykam oczy. Nie chcę się już budzić...

Budzę się. Rozglądam po pomieszczeniu i widzę Harry'ego w fotelu śpi.
„Teraz albo nigdy” - myślę i biorę kartkę i piszę kilka słów.

Wsiadam na rower i jadę... Jadę na Tower Bridge...
- Już nie długo!

Staję po drugiej stronie barierki. Bez wahania puszczam jej i przechylam się. Spadam... Żegnaj Ziemio. Idę do Ciebie El!

*Oczami Harry'ego*
„Kochani!
Nie mogę bez Niej żyć. Muszę do Niej dołączyć, jeśli Ona nie chce do mnie wrócić. Grajcie dalej. Dla mnie... Dla Nas!
Wasz Lou.”

- Ufam Ci. Obyś nie żałował...

*Oczami Eleanor*
Louis jest ze mną. Nie udało mi się Go powstrzymać. Skoczył. Ale teraz będziemy szczęśliwi na zawsze i będziemy Forever Young!

*Oczami Carrie i Cory'ego*
Anioły zakończyły misję. Nadal będziemy strzec Eleanor i Louisa, ale teraz Ich dusz i serc. Będą szczęśliwi. Bo będą razem...

niedziela, 1 września 2013

Pożegnanie .

Cześć wszystkim :) Chciałam się w wami pożegnać, chcę na jakiś okres czasu przestać pisać i odejść z bloga. Otóż trochę życie mi się posypało i jakoś muszę je naprawić. Nie chcę wam tłumaczyć zbyt długo, bo za dużo byłoby z tym pisania. Oczywiście wrócę do pisania imaginów, ale jeszcze nie teraz. Zapewniam was, że niedługo na tym blogu znów pojawi się imagin mojego autorstwa. Nie przeciągając, do zobaczenia wkrótce :) Kocham was, bardzo, trzymajcie się  ♥
Szablon by S1K