Statystyka

środa, 31 października 2012

Organizacyjne.

Muszę poruszyć pewnie sprawy organizacyjne, techniczne i tym podobne :D

1. Poszukujemy REDAKTORKI, która pomogłaby pisać nam imaginy. Mamy coraz mniej czasu, przyda się kolejna para rąk i mózg do pisania. 
Zgłaszać się do mnie tu : 
GG - 24654668
Email : dominisia11110@wp.pl

2. Zamarzyło nam (mi) się nowe tło, nagłówek i wgl wiecie o co chodzi. Mogłaby któraś z Was nam pomóc? Zgłaszać się tam, gdzie redaktorki :D

I z góry tyle. Jeśli coś jeszcze się pojawi, na pewno Was poinformujemy.


~Dominika

#34. Liam.

- Mamooo! Pożyczysz stówkę? Bym musiała sobie coś kupić do ubrania. W końcu nowy rok szkolny, muszę jakoś wyglądać - poprosiłam rodzicielkę.
Ta, o dziwo, zgodziła się (przemilczę fakt, iż stwierdziła, że dla mnie "pożyczyć" to "wziąć" , ale...) i ruszyłam na podbój butików. Po drodze wpadłam po moją przyjaciółkę - Paulę. Razem zawsze raźniej, jedna drugiej doradzi, w czym jej ładnie, a w czym wygląda grubo. Po półgodzinie stania w korku dotarłyśmy do galerii. Pierwsze kroki skierowałam oczywiście w kierunku sklepików z sukienkami. Wybrałam lazurową (mój ulubiony kolor) i wyszłam. Usłyszałyśmy jakieś zamieszanie na dole (galeria dwupiętrowa, u góry balkony, sami rozumiecie). Spojrzałyśmy i ujrzałyśmy tłum ludzi stojących wokół jakiegoś mężczyzny, który coś do nich mówił. Jedyne, co usłyszałam z jego ust to "Konkurs na najdłuższy pocałunek". Razem z Paulą zbiegłyśmy na dół, by stanąć w grupce wcześniej zebranych ludzi. 
- Uwaga, zaczynamy konkurs. Jednak odbędzie się on nietypowo. Nie wybieracie sobie sami partnerów. Waszymi połówkami do całowania będą może całkiem obce osoby. Jeszcze macie czas się wycofać - ogłosił spiker. 
O nie, nie będę się wycofywać. "Bawmy się, dopóki jesteśmy młodzi" - jak śpiewa jeden z moich ulubionych zespołów. Zauważyłam, jak Paula się oddala. No tak, przecież ona ma tego swojego Patricka. No nic...
- Chłopcy i mężczyźni! Waszymi partnerkami będą panie i dziewczęta stojące po waszej prawej stronie - odwróciłam się w lewo , by spojrzeć kto mi przypadł. Niestety, stały tam same dziewczyny. Nagle poczułam dłoń na ramieniu. 
- Gotowa na dłuugaśny całus? - usłyszałam od około dziewiętnastoletniego bruneta. Co on robi ? 
- Ale ja stoję po Twojej lewej stronie, nieprawdaż? 
- Tak, ale jesteś o niebo ładniejsza od tej po prawej - promiennie się uśmiechnął. Ładniejsza od blondynki ze sztucznymi piersiami i toną tapety na twarzy ? Od razu cieplej na sercu. 
- Dziękuję. [T.I.], a Ty? 
- Liam - nic więcej nie zdążył powiedzieć, bo facet zajmujący się tym konkursem krzyknął "Start!". Zaczęliśmy się całować. O mamusiu, ale on był w tym świetny ! Miał takie wspaniałe, słodkie usta. Nie chciałam tego skończyć. I dobrze, przecież na tym to wszystko polegało. Skończyło się tak, że po godzince (godzinę się całować?!) wszyscy wymiękli. Wszyscy oprócz nas. 
- Mamy zwycięzców. Możecie skończyć.
Ale problem polegał na tym, że nie chcieliśmy przestać. 
- Chyba mamy nową parę.
Zarumieniłam się i oderwałam od jego ust. 
- Gratulujemy - dostaliśmy jakąś tam nagrodę (nic oprócz chłopaka mnie w tamtym momencie nie interesowało) i wszystko się skończyło. Liam dał mi swój numer i podszedł do przyjaciół. Zaraz, zaraz... Byłam taka przejęta, że nie zauważyłam z kim tak naprawdę się całowałam. Ja - Directionerka. Ruszyłam w stronę przyjaciółki.
- Dziewczyno, całowałaś się z Liamem Payne - powiedziała, ale widząc moją minę powtórzyła - Liam Payne, przeliterować? 
- Nie, nie trzeba. Dzięki za uświadomienie. Zmywajmy się - poprosiłam widząc kilkanaście lub nawet kilkadziesiąt par oczu wlepionych w moją skromną osóbkę. Pewnie fanki - zazdrośnice. 
Minęły dwa dni od tej akcji w galerii. Jak codziennie rano poszłam po bułki i gazetę. A na pierwszej stronie... Zakryłam dłonią usta, by nie wydać z siebie jakiś niekontrolowanych dźwięków. A więc na okładce widniało zdjęcie i podpis: "Liam Payne szuka pocieszycielki po rozstaniu z Danielle? Czy to jego nowa dziewczyna?". Kurde no, to był przecież tylko konkurs. Po śniadaniu ruszyłam w stronę uczelni. Co jak co, ale teraz wszyscy wiedzieli, kto to [T.I.][T.N.]. O 15 skończyłam zajęcia i wraz z Paulą skierowałyśmy się w stronę naszego osiedla. Po drodze dostałam esemesa.
                       Spotkajmy się dziś o 17 w Akacji.
                                                       Liam

Odpisałam mu, zgadzając się. O umówionej godzinie stawiłam się pod wskazaną kawiarnią. Chłopak już czekał. 
- Hej, jak leci? - zapytał, gdy tylko się przysiadłam do zajmowanego przez niego stolika. 
- Świetnie. Uznano mnie za Twoją dziewczynę - uśmiechnęłam się krzywo. Nie wiedziałam, co o tym sądzić. 
- Właśnie dlatego dzwoniłem. Może by tak...
- ...spróbować? - dokończyłam niepewnie.
- Dokładnie - ucieszył się, że wiem, o co chodzi.
- Czy ja wiem? Te fanki i w ogóle - spojrzałam w jego zasmucone oczy. - Liam, ja od roku, czyli od czasu, gdy zostałam Directionerką, o niczym innym nie marzę. Chociaż gdyby to Louis zaproponował mi chodzenie, byłoby lepiej. 
- No dzięki.
- Żartowałam głuptasku. Jesteś idealny. Udowodnić? 
Kiwnął potakująco głową, a ja pocałowałam go namiętnie w usta. Bo przecież to nas połączyło. 






+ ważne informacje w następnej notce :D

Jednokierunkowych x


~Dominika

poniedziałek, 29 października 2012

#33. Harry.

Co to jest szczęście dla dzisiejszej nastolatki? No właśnie. Chętnie poznałabym odpowiedź na to pytanie. Zawsze myślałam, że najważniejsze jest to co się ma na sobie i to co o tobie myślą inni. A potem poznałam Harry'ego. To on mnie zmienił. Dzięki niemu poznałam siłę prawdziwej przyjaźni i miłości. Jesteśmy razem już od długiego czasu. Lecz niedawno zaczęły się problemy. No może problemy to za dużo powiedziane. Po prostu nie mamy dla siebie tyle czasu co dawniej. Zaczyna mi to ciążyć, bo on jest wspaniały i chciałabym, żeby nasz związek nie był tak "na teraz". Wiem, że Styles jest gwiazdą i ma bardzo napięty grafik, ale Lou i Zayn znajdują czas dla swoich dziewczyn, więc on też mógłby się postarać. Gdy dzwonię, nie odbiera. Gdy wysyłam SMS-a, nie odpisuje. Zaczęłam się nawet martwić, że coś mu się stało, ale chłopcy szybko rozwiali moje obawy. Właśnie szłam do posiadłości 1D, gdy w przydrożnej kafejce zobaczyłam Hazzę. Weszłam do środka i dosiadłam się do jego stolika.
 - [T.I]? Co ty tu robisz? - zdziwił się chłopak.
 - Przechodziłam obok i cię zobaczyłam. Mam nadzieję, że nie przeszkadzam? Nie widzieliśmy się 14 dni, strasznie się stęskniłam - mówiłam i wtedy zdałam sobie sprawę z tego, że Harry jest zdenerwowany. Uciekał przede mną spojrzeniem i załamywał nerwowo ręce. - Na pewno wszystko w porządku?
 - Tak. Po prostu jestem zestresowany ostatnimi dniami.
 - Aha. Bo wiesz, naprawdę się ostatnio martwiłam. Nie wiem co by się stało, gdybyś się nie pojawił w moim życiu.
 - Wiem, ale jestem tutaj i o nic nie musisz się bać - zapewniał mnie Hazza. Od tamtego momentu wszystko układało się na pozór normalnie. Spotykaliśmy się prawie każdego dnia, lecz z czasem znów zaczęliśmy się od siebie oddalać. Poszłam do willi 1D, zadzwoniłam do drzwi. Otworzył mi Louis.
 - [T.I]? - zdziwił się - A co ty tutaj robisz?
 - Heloooł. Ziemia do Louisa! Czyżbyś zapomniał, że tutaj mieszka Harry, mój chłopak? - odparłam ze śmiechem. Tomlinson obejrzał się w głąb mieszkania, a potem znów na mnie.
 - On ci jeszcze nic nie powiedział, prawda? - zapytał z powagą.
 - Nie, a o czym miałby mi mówić?
 - No, lepiej niech on to zrobi. Wejdź.
 Weszłam do środka, nagle bardzo zestresowana. Styles był w salonie, grał na PlayStation w Fifę. Uśmiechnęłam się do niego.
 - Harry, mówiłeś, że już to załatwiłeś - powiedział do kumpla Loui, jakby z przyganą w głosie.
 - Wiem, przepraszam. Nie wiedziałem, jak mam to zrobić - odparł tamten. Tomlinson podszedł do niego i położył rękę na ramieniu chłopaka, a Styles spojrzał na niego z przyjacielską czułością w oczach. Larry Stylinson - pomyślałam. Louis szepnął coś do Hazzy, a potem ten pierwszy odszedł do swojego pokoju.
 - Chodź [T.I] - usiedliśmy na kanapie - Rzeczywiście, muszę ci coś powiedzieć. Przez ostatni czas dużo się działo, wiele się zmieniło i ja też uległem pewnej metamorfozie. Coś się we mnie zmieniło, coś w sobie odkryłem i to coś tworzy jakby nowego mnie - mówił, starannie dobierając słowa - Już nie ma starego Harry'ego Styles'a. Teraz jest całkiem inny. Odkryłem w sobie uczucia, o których dotychczas nie miałem pojęcia, że we mnie siedzą, ale one tam były przez cały czas, tylko ja o nich nie wiedziałem. I tu w ogóle nie chodzi i ciebie. Jesteś wspaniałą dziewczyną, ale nie możemy być dłużej razem.
 Tak się zapatrzyłam w jego tęczówki, że dopiero po chwili dotarł do mnie sens wypowiadanych przez niego słów.
 - Co? Jak to? Przecież wszystko jest dobrze! Nawet jeśli jestem zbyt nachalna, jeśli czujesz się stłamszony, to przecież można to zmienić!
 - Nie. Mówiłem, że tu nie chodzi o ciebie. Ja po prostu już nic do ciebie nie czuje. Do żadnej dziewczyny. - oświadczył spokojnie Harry.
 - Do żadnej? - powtórzyłam głucho - Czy to znaczy, że?...
I nagle jakby mnie olśniło. To jego zdenerwowanie w kafejce, nasza długa rozłąka - wszystko było spowodowane tym, że chciał ze mną zerwać, lecz nie wiedział jak ma to zrobić, a powód był tego jeden. Harry był gejem. Smutne, ale prawdziwe.
 - Dlaczego nie powiedziałeś mi tego od razu?! - wybuchnęłam, zrywając się z kanapy - Spotykałeś się ze mną przez tyle czasu, dawałeś złudne nadzieję, a tak naprawdę to wszystko było jednym wielkim kłamstwem!
 - Hej, możecie trochę ciszej? - odezwał się nagle Louis, pewnie zwołany moimi krzykami - Wiem, że to trudne, ale zachowajcie spokój.
 - A co ty możesz wiedzieć?!
 - Wiem, bo kilka dni temu odbyłem taką samą rozmowę z Eleanor.
 - Słucham? Chcesz mi powiedzieć, że... że plotki o Larry'm to prawda?! - spytałam, przenosząc wzrok z jednego na drugiego.
 - Bardzo mi przykro - zaczął Harry.
 - Nie. Nic już nie mów - przerwałam mu i nie czekając na jakąkolwiek reakcję wybiegłam z domu w pustą, ciemną noc.

~.~


Na kilka następnych dni zaszyłam się w swoim pokoju. Do czasu, aż zdałam sobie sprawę z tego jak samolubnie się zachowałam. Myślałam jedynie o tym, że to ja zostałam skrzywdzona, że to ja będę cierpiała. Tylko ja, ja i ja. A przecież dla Hazzy było to tak samo trudne, a może nawet bardziej niż dla mnie. Przyznał mi się otwarcie do wszystkiego, a ja powinnam mu okazać pomoc i zaufanie. Przez moją reakcję pewnie pomyślał sobie nie wiadomo co. A dla mnie jest tym samym Haroldem co zawsze. Szybko się ubrałam i po kilku minutach byłam pod domem mojego byłego chłopaka.
 - Przepraszam cię - zaczęłam, gdy tylko pojawił się w drzwiach - Wiem, że powinnam była cię wspierać w każdej decyzji jaką podejmiesz , ale wtedy byłam po prostu w szoku. Nie chcę stracić tak znakomitej przyjaźni jaką jest nasza. Zrób dla mnie ostatnią rzecz i nie zrywaj ze mną kontaktu - rozpłakałam się.
 - Nie miałem zamiaru. To, że nie możemy być razem, nie oznacza, że nie możemy żyć w przyjaźni. A nie chciałbym stracić takiej zaufanej osoby jaką jesteś ty - odpowiedział Styles.
 - Cieszę się! Jesteś najlepszym człowiekiem jakiego kiedykolwiek poznałam.- weszliśmy do domu i urządziliśmy sobie wieczór filmów i lodów.


 I co wy na to? Jak wyszło? Komentarze.

Tak jak już wspominała Dominika, poszukujemy kogoś na bloga. Zwyczajnie się nie wyrabiamy i potrzebujemy jakiejś zaufanej Directionerki bądź Directionera, który lubi pisać. Czekamy na zgłoszenia.

P.S - Czy wy też jaracie się Little Things tak bardzo jak ja? Aaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaaa !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! 
Louis ma solówkę !!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

                                                                                                                      ~Agnieszka

sobota, 27 października 2012

#32. Louis.

PRZECZYTAJ WIADOMOŚĆ POD IMAGINEM. WAŻNE!


Siedziałam na kanapie czytając " Roztańczoną " . Tak, świat literatury był całym moim życiem. Kątem oka obserwowałam mojego siedmioletniego braciszka, ucznia pierwszej klasy, który bawił się na dywanie. Jak zawsze, gdy mama była w pracy opiekowałam się nim. Ojciec zmarł, kiedy mały miał niespełna roczek. Było nam ciężko, ale jakoś, z trudem dawaliśmy sobie radę. Mama brała nadgodziny, by nas utrzymać. Ja obiecałam, że gdy tylko skończę 19 lat (a to miało nastąpić w maju, za 7 miesięcy), po maturze pomogę jej, znajdę pracę. Prawdę mówiąc marzyłam o karierze pisarki, ale przecież nie wszystkie marzenia się spełniają, nieprawdaż ? Charles pobiegł właśnie do pokoju po kolejną porcję zabawek. Bardzo chciałabym wrócić do czasów, gdy największym problemem było to, w co ubrać lalkę...
- Charlie, na pewno nie musisz nic przynieść do szkoły? - zapytałam chłopca, gdy wrócił.
- Zapomniałem! Jutro będziemy robić ludziki z kasztanów. A do tego potrzebne są kasztany - oświecił mnie brat.
- To teraz szybciutko ubieraj buty i płaszczyk, i kierunek park - zakomenderowałam. Dobrze, że była dopiero 17, ale i tak już powoli robiło się ciemno. W końcu była już jesień i dni kończyły się, niestety, wcześniej. Niestety, bo już latem 24 godziny w dobie, to było dla mnie za mało.
- Gotowy! - usłyszałam.
- No to w drogę.
Mieszkaliśmy niedaleko parku, więc już po 10 minutach tam dotarliśmy. Aż roiło się od kasztanów. Charles oczywiście zamiast mi pomóc (chociaż właściwie to ja mu pomagałam) pobiegł, zauważywszy którąś ze swoich koleżanek. Zaczęłam zbierać brązowe kuleczki.
- Nadal robimy ludziki z kasztanów? Fajnie tak powspominać dzieciństwo, prawda? - nad sobą usłyszałam głos należący do chłopaka. Wstałam "z kucek" i omal się nie przewróciłam. Ja, dziewczyna bądź co bądź po przejściach. Dziewczyna, której los nie zawsze miał dobry humor, stała naprzeciw... Louisa Tomlinsona.
- N-nie. To dla brata, do szkoły. A Ty jeszcze je robisz? - zapytałam wskazując na reklamówkę pełną kasztanów, która trzymał w ręku.
- Niestety, nie mam na to teraz zbytnio czasu. To dla sióstr - bliźniaczek, które widocznie znają Twojego braciszka - pokazał na trójkę roześmianych dzieciaczków zmierzających w naszą stronę.
- [T.I.], to Phoebe i Daisy. Moje przyjaciółki. Widzę, że już poznałaś ich starszego brata. Cześć Lou. Dziewczyny dużo mi o Tobie opowiadały - malec przywitał się z piosenkarzem.
- Hej mały! - chłopak zmierzwił włosy mojemu bratu. O mamusiu, to się dzieje naprawdę !
- [T.I.]... Śliczne imię - powiedział Lou po chwili milczenia. Spiekłam raka. Wyglądałam jak idiotka, ale co tam. - Myślę, że jutro też się spotkamy. Prowadzisz Charlesa do szkoły? Jutro ja idę z dziewczynkami. - Kiwnęłam potakująco głową i ruszyliśmy do domów.
- Charlie, dlaczego nie powiedziałeś mi, że znasz siostry Louisa? - zapytałam, gdy tylko przekroczyliśmy próg domu.
- Oj, zapomniałem. Mogłem powiedzieć, że masz jego plakaty w pokoju i co wieczór całujesz "go" na dobranoc.
- Charlsie Marku [T.N.] przystopuj troszeczkę. Spakuj się do szkoły i chodź na kolację.
 Następnego dnia szłam zaprowadzić brata na lekcje. Nie musiałam się spieszyć, gdyż moje liceum było zamknięte z powodu problemów technicznych.
- [T.I.]! Jak miło Cię znów widzieć. Masz może czas na herbatę? - Lou dogonił nas przy bramie szkoły.
- Pewnie, że tak. Charlie, dziewczynki miłego dnia - odparłam i wbiłam wzrok w Tommo.
- A wiesz, że Louis zakochał się w [T.I.]? Zakładam się o dychę, że już dziś się pocałują - stwierdziła oddalająca się Phoebe zakładając się z Charliem. Ja nie usłyszałam tych słów, gdyż za bardzo zaabsorbowana była Lou.
- Podobno jesteś fenomenalną pisarką - powiedział chłopak, gdy zajęliśmy miejsca w kawiarni.
- Coś czasem napiszę, ale to nic wielkiego - zarumieniłam się.
- Jak to nic wielkiego. Udowodnię, że mam rację. - to prawda udowodnił, całując mnie w usta. Nie spodziewałabym się...
Byliśmy parą. Minęło 10 tygodni "urlopu" Louisa. Zostało nam zaledwie 14 dni.
- Co ubierzesz na studniówkę? - zapytała mnie pewnego grudniowego wieczoru, tuż przed świętami, [I.T.P.] , gdyż nocowała u mnie.
- Może tą fioletową sukienkę? Nie wiem, mam inne sprawy na głowie.
- A mianowicie? - [I.T.P.] nie kryła zdziwienia.
- Nie mam z kim iść. Loui ma trasę, więc zostanie mi iść samej - stwierdziłam, bawiąc się telefonem.
- Nie martw się, też idę sama. David mnie rzucił. A w przeciągu 3 tygodni raczej się nie zakocham.
- Biedna - odparłam i z całych sił przytuliłam [I.T.P.]
- Nawzajem, kochana - dobrze, że miałam kogoś, kto pocieszał mnie w tak trudnych chwilach.

~*~

Na oko dziewiętnastoletnia dziewczyna stała przed lustrem, podziwiając śliczną lawendową sukienkę świetnie na niej leżącą. Tak, to byłam ja. Włosy upięłam w niesforny koczek, z którego wymykały się pojedyncze kosmyki. Delikatny makijaż podkreślał moją w połowie słowiańską (ojciec był Polakiem) , w połowie angielską urodę.
- [T.I.] jesteś gotowa? -usłyszałam wołanie [I.T.P.]
Już chciałam powiedzieć "nie", ale ugryzłam się w język i odkrzyknęłam.
- Już schodzę!
Stąpałam powoli po schodach. Nie miałam ochoty z nich spaść, a było to tym bardziej bliskie dokonania, iż miałam na nogach czarne, zgrabne buciki na obcasie. Schodziłam powoli, by nadać tej chwili magię. Mama i [I.T.P.] otworzyły ze zdumienia usta.
- Śliczna jesteś, córeczko - rodzicielka pocałowała mnie w policzek. Następnie wraz z przyjaciółką wyszłyśmy z mojego domu. Dość szybko dotarłyśmy do lokalu, w którym odbywała się studniówka. Wiadomo, jak to na tego typu imprezach najpierw odbyło się tańczenie walca i inne podobne. Później mogliśmy szaleć do woli. Niestety, ja nie miałam z kim. Około północy rozległ się głos wodzireja :
- Teraz zapraszamy partnerki i partnerów do, specjalnie dla Was zarezerwowanego, wolnego tańca.
No nie wiem z kim - pomyślałam.
- Może ze mną? - usłyszałam. O kurczę, musiałam powiedzieć to głośno! Ale do kogo należał ten głos? Był zbyt duży gwar, bym mogła go zidentyfikować. Odwróciłam głowę i...
- O mój Boże! Louis! Co Ty tutaj robisz? - rzuciłam się na szyję chłopakowi.
- Nie uduś mnie. Urwałem się z trasy.
- W ogóle skąd wiedziałeś, że mam studniówkę? "Urwałeś się" czyli?
- Po kolei. Wiedziałem, bo usłyszałem Twoją rozmowę z [I.T.P.] na ten temat. Widocznie przez przypadek włączyłaś telefon. A po drugie "urwałem się", czyli wyskoczyłem z busa - uśmiechnął się rozbrajająco.
- Głupek. Może wyszlibyśmy na zewnątrz. Duszno tu - poprosiłam.
Stanęliśmy na tarasie i zaczęliśmy się całować. W tle słyszeliśmy dźwięk dzwonów kościelnych, oznajmujących północ. Zaczął padać deszcz. Tańczyliśmy przytuleni, nie zwracając na niego uwagi. Cieszyliśmy się każdą chwilą spędzoną razem. Kochaliśmy się. Jestem bardzo ciekawa, co Charlie, Daisy i Phoebe na to, iż być może w niedalekiej przyszłości zostaną rodziną. Mam nadzieję, że będą dumni z rodzeństwa, które nauczy ich, iż najważniejsza w życiu jest miłość.






Jak się spodoba? Napiszcie w komentarzach :D
Co do owej ważnej wiadomości: 


Poszukujemy dziewczyny (a może znajdzie się chłopak :D), która dołączyłaby do mnie i do Agi i pisałaby imaginy na tego bloga. 

Postanowiłyśmy się na to zdecydować, gdyż oprócz tego bloga każda z nas pisze też opowiadanie, nie mówiąc już o nauce. Po prostu nie mamy czasu i byłoby świetnie, gdyby ktoś się zgłosił. 

Piszcie tu : moje GG: 24654668
             mój tt: @horanomanka



~Dominika

czwartek, 25 października 2012

#31. Niall. Praca na konkurs.

- I pamiętaj, że cokolwiek by się nie stało, ja zawsze będę przy tobie nawet, jeśli mnie nie będziesz widziała ani słyszała. Zawsze będę nad wami czuwał - usłyszałam w głowie słowa ojca, a potem zobaczyłam zamazane rysy jego twarzy. A po sekundzie wszystko zniknęło jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki. Poderwałam się z łóżka, odrzucają kołdrę na bok. Wstałam i podeszłam do okna, które szeroko otworzyłam, po czym zaczerpnęłam świeżego powietrza. To było bardzo dziwne. Mój tata umarł dwa lata temu i ni skąd ni zowąd widzę go w moim śnie. I to kiedy? W dniu moich urodzin! Zamknęłam okno, ubrałam się szybko i zeszłam do kuchni. Jako najstarsza z rodzeństwa wykonywałam podstawowe obowiązki, aby choć trochę odciążyć mamę, która pracowała po kilkanaście godzin dziennie. To ja budziłam rano dwie młodsze siostry i wyprawiałam je do szkoły, a przez resztę dnia zajmowałam się dwuletnim braciszkiem. Lecz dzisiaj mama wzięła sobie dzień wolny, więc gdy weszłam do kuchni ona już tam była.
 - Witaj, jubilatko - przywitała mnie z serdecznym uśmiechem na twarzy. - Moja pierworodna córka kończy dzisiaj dziewiętnaście lat!
Tak, byłam już dziewiętnastolatką. W naszej rodzinie obchodzimy urodziny w skromny sposób. Zazwyczaj musiały wystarczyć życzenia i robione ręcznie prezenty. Tak było też tym razem, lecz dla mnie ważniejsze niż rzeczy materialne było to, ile serca wkładali moi bliscy w wykonanie upominków. W momencie, gdy odbierałam je od rodzeństwa usłyszałam zza okna pokrzykiwania mieszkańców miasteczka. Wyjrzałam na zewnątrz i zobaczyłam rozhisteryzowanych sąsiadów wskazujących jakieś miejsce. Podniosłam na nie wzrok i wtedy zobaczyłam coś znacznie gorszego. Był to dym unoszący się znad jednego z budynków kilka ulic dalej. A ja doskonale wiedziałam co to był za budynek.
 - Dokąd idziesz?! - zawołała za mną mama, gdy wybiegałam z domu.
 - To piekarnia! Piekarnia się pali! - odkrzyknęłam do niej. - Niall miał dzisiaj pomagać ojcu!
 - Zaczekaj! - rodzicielka zjawiła się przy mnie w kilku krokach - Obiecaj, że nie zrobisz nic głupiego. Już raz straciłam męża. Nie chcę, aby i tobie coś się stało.
 - Obiecuję, ze niedługo wrócę - powiedziałam, przytulając ją i pobiegłam w miejsce pożaru. Po jakimś czasie sprintu stanęłam twarzą w twarz z płonącym budynkiem. Dookoła stali ludzie, obserwujący akcję gaśniczą, a dwóch mężczyzn obok mnie szacowało szkody.
 - Podobno w środku było dwoje ludzi - rzekł jeden z nich - Mówią, że oboje nie przeżyli.
Na dźwięk wypowiadanych przez niego słów poczułam się jakby ktoś uderzył mnie w twarz. Przecież to było niemożliwe! To nie mogło się stać!
 - Nie! - wrzasnęłam i nie bacząc na konsekwencje zaczęłam biec do piekarni. Słyszałam jak ludzie się przekrzykiwali, żeby mnie zatrzymano, ale nie zważałam na ich uwagi, tylko gnałam przed siebie. W końcu dostałam się do niszczonego przez ogień budynku, okrywając się jakimś płaszczem, który wzięłam po drodze. Momentalnie zrobiło mi się gorąco i poczułam paniczny strach, lecz nie przed ogniem, a przed tym, że Jemu mogło coś się stać, a nawet mogłabym go już nigdy nie zobaczyć, jego wspaniałych roześmianych, błękitnych oczu, nie poczuć jego dłoni w uścisku swojej. Ta sytuacja była dla mnie jak cios nożem w serce. Sama nie wiem co kazało mi się udać w stronę głównego pieca, ale kiedy już tam dotarłam wiedziałam, że obrałam dobry kierunek. Chłopak leżał na podłodze w oparach kłębiącego się dymu. Podbiegłam do niego, odejmując od twarzy rękę, którą przytrzymywałam osłaniającą mnie chustę i próbowałam udzielić blondynowi pierwszej pomocy. Jednak moje starania nie na wiele się zdały, ponieważ już po chwili wiedziałam wszystko. Nialla już nie było. Było tylko jego ciało, lecz dusza przebywała już w Zaświatach. Przepełniona rozpaczą, przytuliłam się do jego martwego ciała. W tej chwili runęły wszystkie obietnice, które złożyłam, a których nie dotrzymam. Liczyło się tylko to, że chciałam być z nim, mieliśmy planowany ślub, a teraz to wszystko stało się tylko marzeniem. Nierealnym marzeniem. Musieliśmy zostać razem nawet jeśli oznaczałoby to to, co zrobiłam potem. Przytuliłam twarz do twarzy Nialla i zakryłam swoje matowe tęczówki powiekami w oczekiwaniu na... na przeznaczenie. Nie wiem po jakim czasie, ale straciłam możliwość rozróżniania rzeczywistości od fikcji. Przed moimi oczami pojawiały się coraz to nowe obrazy, z czego każdy przedstawiał zgoła inną sytuację. A były to moje złudzenia spowodowane dusznym, zanieczyszczonym dymem, który wciągałam do płuc. Lecz potem przestrzeń przed mymi oczami przybrała jeden kolor. Czerń. Głęboka, nieprzenikniona czerń.



~.~



Biel. Otaczała ją biel. Gdziekolwiek by nie spojrzeć wszędzie widziała tylko ten kolor. I nagle z jej lewej strony zmaterializowała się jakaś postać. Blond włosy chłopaka prawie kontrastowały z jego jasną szatą, w którą był ubrany. Stanął naprzeciwko dziewczyny i długo się w siebie wpatrywali. W końcu ujął jej dłoń i szepnął do niej:
 - Zrobiłaś to dla mnie?
 Ona podniosła wzrok znad ich splecionych dłoni i spojrzała w jego pełne miłości oczy, a potem odszepnęła :
 - Zrobiłam to dla nas.


A teraz kilka słów wyjaśnienia. Wiem, że ojciec Nialla nie pracuje w piekarni, itd. Mam zamiar wysłać tą pracę na konkurs, ale zanim dam ją do sprawdzenia nauczycielce, chciałam was spytać czy ona się nadaje do szerszego publikowania? Oczywiście zmienię imiona, itp. Bardzo was proszę o szczere opinie.

P.S - Godzina 15.31 jest magiczna dla wszystkich Directioners, ponieważ dnia 25 pażdziernika na 4fun.tv było Lwwy One Direction!                      
                                                                                                            ~by Agnieszka

wtorek, 23 października 2012

Mecz.

Oto co następuje: kilka zdjęć z meczu, na którym był Louis.







          Słodko razem wyglądają <3


I Lou oczywiście wiedział, że mam w dzienniku nr 17 i specjalnie dla mnie założył tą koszulkę.



Jako kibice byli:
Harry:







Niall:



I Liam:






Zayna nie było, ponieważ jest chory.

                                                                                    ~by Agnieszka

#30. Zayn.

- Skarbie, błagam. Zgódź się - James wręcz na kolanach prosił mnie, bym zgodziła się na spotkanie z jego kolegami. Prawdę mówiąc, nie miałam na to ochoty. Chłopcy bawiliby się w najlepsze, a ja zanudziłabym się na śmierć. Nie bardzo mi się to uśmiechało. Chyba, że w jakiś sposób przekonałby mnie.
- Ale co ja tam będę robić ? - zapytałam po raz kolejny.
- Poznasz moich kumpli, mówiłem Ci już - ale widząc moją niezadowoloną minę dodał - To miała być niespodzianka, ale cóż... Pójdziemy na ich koncert (bo są piosenkarzami) , a później do najlepszego nocnego klubu w mieście.
To mi się spodobało. Już dawno nie byłam na żadnej imprezie.
- No dobrze. Zgadzam się. Ale pamiętasz, że wyjście równa się... - z uśmiechem spojrzałam na chłopaka.
- Zakupy - dokończył - Jutro zabieram Cię do jakiegoś butiku.
Z wdzięcznością pocałowałam Jamiego.
Czas do soboty przeleciał niesamowicie szybko. Około 19 wsiedliśmy do limuzyny (podstawionej dla nas jako V.I.P-ów przez kolegów mojego chłopaka - czułam się jak księżniczka i chyba o to chodziło Jamesowi, gdy prosił o nią przyjaciół) i ruszyliśmy w kierunku hali, gdzie odbywał się koncert. Pierwsze, co usłyszeliśmy po wejściu za kulisy (kolejny plus bycia znajomym gwiazd) to krzyk fanek. Że oni jeszcze nie ogłuchli. Mnie zaczarował głos Zayna (imiona zapamiętane po "korepetycjach" mojego ukochanego). Te dźwięki wydobywające się z jego pięknych ust... Kurczę, przecież mam chłopaka - muszę się pilnować. Jak mogłam pomyśleć o takiej rzeczy?! Starając się zapomnieć o tym incydencie dotrwałam do końca występu. Występ był po prostu fenomenalny! Gdy chłopcy schodzili ze sceny Zayn stanął z otwartymi ustami, wpatrując się we mnie. Prawdę mówiąc zareagowałam tak samo. Jak mogłam się nie domyśleć? Staliśmy tak, dopóki Niall nie krzyknął:
- Halo, ludzie! Co się dzieje?
Lecz my nie odpowiedzieliśmy, tylko rzuciliśmy się sobie w ramiona.
- [T.I.] - wyszeptał mi do ucha.
- Zayn.
Reszta One Direction i James patrzyli na nas, nie wiedząc, co się dzieje.
- [T.I.] wytłumacz mi, co to ma znaczyć! - Jamie wyglądał na wkurzonego i zdziwionego jednocześnie.
- Bo... bo my... - zaczęłam się jąkać.
- Chodziliśmy do jednej klasy - wyręczył mnie Malik. No tak, była to prawda, ale tylko częściowa. Zapomniał dodać ważnej, ba, nawet bardzo ważnej rzeczy. Byliśmy szkolną parą. Ja przewodnicząca liceum, on gwiazda kapeli. Nie pomyślałabym, że kiedykolwiek go jeszcze spotkam. Rozstaliśmy się, bo... Tak naprawdę nie wiem, co się stało. Nasze drogi po prostu się rozeszły. A ja zaczęłam spotykać się z Jamesem.
- Aha, rozumiem - odparł mój chłopak, lecz nie wyglądał na pocieszonego.
Po koncercie wybraliśmy się do klubu, by troszkę zaszaleć. Początkowo cały czas rozmawiałam z Zaynem o starej szkole, o znajomych. Jednak ani słowem nie wspominaliśmy o związku, w którym byliśmy. Około północy Jamie wyciągnął mnie na parkiet. Między prawdą a Bogiem miałam już troszkę promili we krwi, więc brylowałam wśród znajomych. Gdy tak tańczyłam, ktoś pociągnął mnie za rękę w stronę łazienek. Chciałam krzyknąć, gdyż myślałam, że to jakiś zboczeniec. Ale chłopak okazał się być Zaynem.
- I co Skarbie? Co z nami? - zamruczał mi do ucha. Chyba też się upił.
- Kocham Cię, wróćmy do siebie - wyszeptałam. No to się wkopałam. Ale gdy weszliśmy do łazienki zapomniałam o Jamie'm i w ogóle o całym świecie. I stało się. Nie powiem, żebym żałowała, jednak zdradziłam Jamesa. Nie chciałam go ranić, ale tak naprawdę kochałam tylko Zayna i to z nim chciałam spędzić resztę życia. Mój chłopak, na szczęście, nie dowiedział się o tym co się tam zdarzyło. Postanowiliśmy ukrywać nasz związek. Wszystko posypało się 3 miesiące po tym wieczorze.  Musiałam coś wyznać Jamie'mu.
- Skarbie, usiądźmy - poprosiłam. Chłopak złapał mnie za rękę.
- Słucham. Co ważnego masz mi do przekazania ?
- Jestem w ciąży - te dwa słowa wyrzuciłam z siebie beznamiętnym tonem.
- NAPRAWDĘ?! To wspaniale! - ta wiadomość ucieszyła chłopaka.
- No ja nie byłabym tego taka pewna. Bo... ja nie nie wiem,  czy to Ty jesteś ojcem dziecka.
- Coo?! Zdradziłaś mnie? Puszczałaś się? Może chociaż przyznałabyś się z kim?
- To się zdarzyło tylko raz. Po koncercie, w pubie - przyznałam, ponieważ nie chciałam robić sobie większych kłopotów. O ile można byłoby się bardziej wkopać...
- Zayn jest tym chłopakiem, tak? "Stara miłość" odżyła? Teraz idź do niego, nie chcę Cię znać - i tak oto wyrzucił mnie z domu.
- W ogóle skąd wiesz, że kiedyś byliśmy razem? - jednak nie otrzymałam odpowiedzi, gdyż mój były autentycznie wyrzucił mnie za drzwi. Nie widziałam innego wyjścia, jak tylko iść do mieszkania, które Malik dzielił z chłopakami. Drzwi otworzył mi Nialler. Widząc, że płaczę, przytulił mnie, a następnie zaprosił do salonu, gdzie siedziała reszta. Zayn podbiegł do mnie.
- Kochanie, dlaczego płaczesz? - zapytał, tuląc mnie tak mocno, że nie byłabym w stanie wyswobodzić się w tego uścisku.
- Kochanie? Ohoho, czyli o czymś nie wiemy. - wtrącił Hazza.
- Jesteśmy razem od trzech miesięcy - rzucił Malik - Powiedz, co się stało?
- Będziesz ojcem - tylko tyle zdołałam z siebie wydusić.
Wszyscy wlepili w nas spojrzenia. No tak, mogłam się tego spodziewać. Zayn zapytał:
- Jesteś pewna, że to ja jestem ojcem tego dziecka? - wskazał na mój brzuch.
- Tak, raczej tak.
Malik przytulił mnie, pocałował, a następnie wyszeptał: 'Nie martw się, damy radę. Mam taką nadzieję...'


I jak? Może być? Komentujcie. Zapraszam też do komentowania mojego opowiadania: http://story-of-one-directioon.blogspot.com . 1o komentarzy = nowy rozdział :D




~Dominika

niedziela, 21 października 2012

#29. Liam. Część 1.

Nowa szkoła = nowi znajomi. Swoich znalazłam już pierwszego dnia. Wszyscy jesteśmy na pierwszym roku w liceum. Czuliśmy się zagubieni w nowym otoczeniu, gdzie nikogo nie znaliśmy. Na pewnej przerwie podeszłam do jednej dziewczyny, która stała na uboczu. Miała na imię Stevie Rea. Po chwili zagadali do nas pozostali: Josh, Damien, Erin i Shaunee. Z czasem zyskałam przychylność większej części szkoły i zostałam jej przewodniczącą. Dzień po wyborach weszłam do stołówki i dosiadłam się do naszego stolika.
 - Słuchaj [T.I]. Tak sobie właśnie rozmawialiśmy - zaczęła Stevie - Bo wiesz, skoro jesteś teraz tą przewodniczącą, z czego bardzo się cieszymy, bo świadczy to tylko o tym jaką mamy popularną i ogólnie lubianą przyjaciółkę, to może urządziłabyś jakąś imprezę na dobry start?
 - A nawet, jeśli ten pomysł nie przejdzie w szkole to możemy wyskoczyć gdzieś w swoim towarzystwie - dodał Damien.
 - Myślę, że dałoby się to załatwić z dyrektorem - powiedziałam, a pozostali wymienili uśmiechy.
 - Łatwo poszło. - odetchnęła Erin.
 - No to teraz nie masz wyjścia i musisz zaprosić swojego chłopaka - powiedziała Shaunee.
 - Co?
 - Daj spokój. Jesteś na językach całej szkoły. Każdy chce wiedzieć kto skradł serce wielkiej [T.I], która odrzuca zaloty wszystkich chłopaków - kontynuowała Shaunee.
 - No, ok. Postaram się coś załatwić - odparłam z westchnieniem.
 - A teraz mów kto to jest! - ekscytowała się Stevie.
 - Dobrze, ale zachowajcie to w tajemnicy - spojrzałam na wszystkich po kolei, a oni pokazywali uniesione dwa palce z niemym "przysięgam" na twarzy. - To Liam Payne.
 - Co?
 - Żartujesz?! - krzyknęły jednocześnie Erin i Shaunee.
 - Skoro jesteście razem to dlaczego nie piszą o tym w gazetach ani w necie? - spytała zawsze przytomna Stecie Rea.
 - Bo... bo - Co miałam powiedzieć? Że wcale nie jesteśmy parą i wymyśliłam tą historyjkę na poczekaniu, bo tak naprawdę Liam jest moim przyjacielem, a ja chciałabym czegoś więcej? Zamiast tego powiedziałam tylko:
 - Bo ukrywamy nasz związek.
 - Yyy... Dziewczyny? Możecie nam powiedzieć, kto to jest ten cały Liam? - spytał Damien, a Josh kiwnął głową, lecz my zignorowałyśmy chłopaków i rozmawiałyśmy dalej.
 - Koniecznie musisz go zaprosić! Jak go zobaczą opadną im szczęki - Erin wskazała na osoby siedzące w stołówce.
 - Dobrze. Porozmawiam z nim.
 Zaraz po tym jak wyszłam ze szkoły skierowałam swoje kroki w stronę domu Payne'ów. Chciałam to mieć jak najszybciej z głowy.
 - Hej, Liam. Mam do ciebie prośbę. Ale od razu informuję, że jest ona nietypowa i z góry możesz odmówić, a ja jakoś będę musiała sobie z tym poradzić.
 - Zrobię co tylko będę mógł. - odparł chłopak.
 - Nie rzucaj słów na wiatr. Chodzi o to, że niedługo w mojej szkole będzie imprezą, którą organizuję jako przewodnicząca i powiedziałam przyjaciołom, że zaproszę cię jako mojego chłopaka. To znaczy powiedziałam im, że jesteś moim chłopakiem i że cię zaproszę - sprostowałam.
 - Aha. Kiedy jest?
 - Jakoś w przyszłym tygodniu.
 -Czekaj, sprawdzę, czy mam wolny czas - Liam wyjął z szuflady mały kalendarzyk i sprawdził w nim czy nie ma żadnych planów, po czym spojrzał na mnie i powiedział :
 - Jestem wolny. Możemy iść.
 - Naprawdę? Zrobisz to dla mnie? - nie wierzyłam.
 - Czego się nie robi dla przyjaciół? - odpowiedział, śmiejąc się.
 - Dzięki - przytuliłam go.

7 dni później weszłam do udekorowanej sali gimnastycznej. Zbierali się już pierwsi imprezowicze. Przeszliśmy do moich znajomych i pogadaliśmy z nimi chwilę, a potem poszliśmy na parkiet. Czułam na sobie spojrzenia zazdrosnych dziewczyn i chłopaków, których dzisiaj oczarowałam, występując w długiej, fioletowej sukience. Przetańczyliśmy cały wieczór, przytulając się do siebie, a potem Liam odwiózł mnie do domu. Po tym dniu miałam nadzieję, że Li zmieni swoje uczucia co do mnie, ale niestety się myliłam. Następnego dnia szłam do domu ze Stevie, miałyśmy się pouczyć.
 - Wczorajszy wieczór był niesamowity - mówiła Stevie Rea.
 - Dokładnie. A Liam był wspaniały. Nic dziwnego, że się w nim zakochałam - odpowiedziałam, przechodząc obok kuchni, w której jak się okazało siedział Payne z moją mamą. Chłopak mnie zawołał i stanęłam z nim twarzą w twarz.
 - A więc to wszystko prawda? - spytał - Ty naprawdę się we mnie zakochałaś?
 - Co za pytanie? Przecież jesteście parą! - powiedziała Stevie.
 - Nie jesteśmy - zaprzeczył Payne, a dziewczyna spojrzała najpierw na niego, a później na mnie.
 - Okłamałaś nas?
 - Nie. Tak. W pewien sposób tak, ale... Nie wiem. Nie wiedziałam co mam wam powiedzieć - odparłam zrezygnowana.
 - Wystarczyło powiedzieć prawdę. Zrozumielibyśmy - powiedziała Stevie Rea i ku mojemu zdziwieniu  przytuliła mnie, aby mi dodać otuchy - Porozmawiamy jutro. - po tych słowach dających mi nadzieje na wybaczenie opuściła pomieszczenie i cały dom.
 - Zapomnij o tym, co się stało. Dobrze wiesz, że nigdy nie będziemy razem - rzekł do mnie Liam. Minął mnie i wyszedł. Stałam tam jak słup soli i nie widziałam co mam zrobić. W końcu moje nogi same pokierowały mnie do pokoju, gdzie rzuciłam się na łóżku i zaczęłam płakać, aż wyczerpana wylewaniem łez zasnęłam.



                                                                                                     ~by Agnieszka

piątek, 19 października 2012

#28. Harry.

Jestem stewardessą. Spełniam marzenia, gdyż od dziecka zawsze chciałam latać. Rozpoczynałam kolejną podniebną podróż. Była to bardzo ważna część mojego dwudziestotrzyletniego życia. Po wzbiciu się w powietrze ustaliłyśmy, że to ja dziś będę roznosić napoje i jedzenie. Wszystko, byleby tylko być w chmurach. Właśnie szłam zapytać, czy pasażerowie niczego nie potrzebują, gdy poczułam uderzenie w plecy. Znalazłam się na podłodze. Odwróciłam się, by zobaczyć, kto mnie potrącił. Dostrzegłam wyciągniętą dłoń. Przede mną stał słodki, góra dwudziestoletni chłopak o wspaniałych kręconych włosach i kocich oczach. Pomógł mi wstać.
- Przepraszam. Moi towarzysze mnie gonili i Cię nie zauważyłem. Harry jestem - przedstawił się. 
- [T.I.], muszę już kończyć. Jestem stewardessą, praca czeka - ucięłam, nie wspominając o przestrzeganiu zasad zachowania w samolocie.
- Chętnie Ci pomogę. Lepsze to niż uciekanie przed tymi idiotami. Choć na takie ślicznotki mógłbym wpadać codziennie - łobuzersko się uśmiechnął. Zgodziłam się, by mi pomógł. Spędziliśmy na rozmowie (w przerwie między moją pracą) godzinę, które dzieliły Londyn od Paryża. Wymieniliśmy się numerami. Okazało się, że Harry i jego kumple należą do zespołu One Direction. Po skończonej zmianie, wysiadając pożegnałam się z chłopakiem i każde z nas poszło w inną stronę.
Od czasy podróży "z Hazzą" minęły ponad 3 miesiące. Całkowicie zapomniałam o nowo poznanym piosenkarzu. Trudno się dziwić. Praca, kursy, dom, praca, wieczory spędzone ze znajomymi, by się odstresować. Pod koniec stycznia usłyszałam dzwonek oznajmujący, że ktoś ma ochotę ze mną pokonwersować. Odebrałam po trzecim sygnale.
- [T.I.][T.N.], słucham? 
- Hej, z tej strony Harry. Pamiętasz mnie, prawda? 
- Hazza? No, pewnie, że pamiętam. Nie sposób zapomnieć tak uroczego loczka. 
- O, miło z twojej strony. Dzwonię, gdyż w sobotę organizuję dziewiętnastkę. Wpadniesz? - zapytał z nadzieją w głosie. 
- Masz szczęście, bo właśnie mam urlop. Czyli wpadnę. Gdzie ma odbyć się ta impreza? 
Chłopak podał adres i dokładną datę. Zgodziłam się iść, gdyż mój chłopak wyjechał na delegację. Inaczej chybaby mi nie pozwolił. Pilnuje mnie, jak dziecka. Musiałam mu się z wszystkiego tłumaczyć. Powoli miałam tego dość. Na party kupiłam śliczną, landrynkową sukienkę. 1 lutego, dokładnie o 20 stawiłam się we wskazanym lokalu. Zdziwiłam się bardzo, bo oprócz solenizanta byli tam tylko jego kumple z zespołu: Niall, Louis, Zayn i Liam. Zaprosił tylko jedną dziewczynę. Mnie. 
- A gdzie twoja druga połówka, Hazz? - zapytałam, gdyż uważałam, że taki przystojniak jest zajęty.
- Stoi przede mną - odparł i mnie pocałował.
Spędziliśmy razem całą noc. Przytulaliśmy się, całowaliśmy. Harry dawał mi radość, jakiej nigdy nie dostałam od [I.T.C.]. Umówiliśmy się na kolejną randkę. Po powrocie do domu zadzwoniłam do [I.T.C.], by poinformować go o końcu naszego związku. W jego głosie nie usłyszałam smutku. Pewnie od dawna mnie zdradzał. Nie dawał mi miłości, zaś Harry, choć był ode mnie młodszy, zachowywał się jak prawdziwy mężczyzna. Przy nim czułam się naprawdę spełniona i dziękowałam losowi, że dostałam go, jako najwspanialszy prezent.


Kolejny wesoły. Jestem w trakcie pisania smutnego z Harry'm. Dwupartowego. Nie wiem, kiedy się pojawi, ale oczekujcie :) Czekam na komentarze i odwiedziny mojego drugiego bloga, z opowiadaniem : story-of-one-directioon.blogspot.com





~Dominika

środa, 17 października 2012

#27. Louis.

Wyszłam na mroźne powietrze, pod nosem przeklinając panującą dookoła zimę. Mróz, zimny wiatr i błota na ulicach a ja jedynie w kurtce, która wcale nie zapewniała należytego ciepła. Bez rękawiczek, szala czy czapki, bo przecież "wyszłam dosłownie na 5 minut". Ruszyłam  przed siebie, co chwila ślizgając się na chodniku.
 - Hej, [T.I]! Czekaj! - usłyszałam wołanie. Z przyjemnością się zatrzymałam i odwróciłam. - Dokąd idziesz?
 - Właśnie wracam do domu. Byłam na zakupach, musiałam kupić mały drobiazg. - odparłam. Ucieszyłam się, gdy go zabaczyłam. Był najwspanialszym chłopakiem jakiego kiedykolwiek znałam. I pomyśleć, że znaliśmy się całe życie, a dopiero niedawno odkryliśmy naszą miłość. Z myśli wyrwał mnie głos bruneta.
 - Czy ty mnie w ogóle słuchasz? - spytał.
 - Przepraszam. Zamyśliłam się. Możesz powtórzyć?
 - Powiedziałem, że nawet się odpowiednio nie ubrałaś - rzekł, obrzucając mnie wzrokiem od góry do dołu - Oj, skarbie. Musisz na siebie uważać, bo jeszcze mi się rozchorujesz.
 - Z tobą mi to nie grozi - odparłam z uśmiechem i jakby na zaprzeczenie moich słów zakręciło mnie w nosie i kichnęłam.
 - No właśnie widzę. Chodź, idziemy do domu - wziął mnie za rękę.
 - Yyy ... Louis, tylko że tak jakby troszkę trudno mi chodzić - wskazałam na swoje szpilki, które niezbyt nadawały się na okres zimowy.
 - Jaki problem? Wskakuj mi na plecy.
 - Co? Mówisz poważnie?
 - Oczywiście.
 - Ok, ale ostrzegam, że możesz mieć pewne trudności w poniesieniu mojej szlachetnej osoby. - ostrzegłam chłopaka. Gdy wspięłam mu się na plecy, Tomlinson powiedział:
 - Chyba żartujesz? Jesteś leciutka jak piórko.
Szliśmy do domu, a ja wdychałam w nozdrza zapach jego włosów, uprzednio oplótłszy rękami jego szyję. Gdy weszliśmy do mojego mieszkania, ułożył mnie na kanapie, przykrył kocem i podał kubek gorącej herbaty z cytryną.
 - Rozumiem, że dopóki nie wyzdrowieję będziesz się mną opiekował - powiedziałam.
 - Znacznie więcej. Nie odstąpię cię na krok. Dosłownie tu zamieszkam - odrzekł Lou.
 - Oj, czuję że powoli powinniśmy się przyzwyczajać do takiej sytuacji - odparłam, chowając twarz w poduszce, aby stłumić kaszel, który mnie ogarnął.




                                                                                                         ~by Agnieszka

poniedziałek, 15 października 2012

#26. Niall.

Od zawsze chciałam nauczyć się grać na gitarze. Już jako mała dziewczyna wręcz błagałam rodziców o ten sześciostrunowy instrument. W końcu dopięłam swego. Rodzice sprezentowali mi ją na gwiazdkę, gdy miałam 11 lat. Łzy w moich oczach i słowa wdzięczności płynące prosto z serca były dla nich podziękowaniem. Chyba troszkę za małym, ale... Od razu chciałam potrafić na niej grać, ale wiadomo - najpierw potrzeba lat ćwiczeń, by opanować grę. Po 2 latach żmudnych ćwiczeń zrezygnowałam. Dlaczego? Sama nie wiem. Ale miłość do muzyki nigdy nie wygasła. Mając 17 lat postanowiłam, że po raz kolejny, po 4 latach przestoju spróbuję znowu. Od razu pokochałam od nowa dźwięki, które wydobywałam z gitary. Ale prawda była taka, iż straciłam dużo czasu na zastanawianie się. Zapisałam się na "korepetycje". Nie miałam zbyt dużego wyboru, gdyż w Mullingar (gdzie mieszkałam) było tylko dwoje nauczycieli. Chłopak i jakaś kobieta. Jak wiadomo, wybrałam tą pierwszą opcję. Spotkaliśmy się u mnie. Gdy stanął w drzwiach mojego domu oniemiałam. Nie widziałam go wcześniej, dlatego jego uroda mnie zachwyciła. Blond włosy, niebieskie oczy, dość wysoki. I w dodatku grający na gitarze. 
- Hej, może wejdziemy do środka? - głos chłopaka wyrwał mnie z rozmyśleń. No właśnie ... Głos to on chyba zabrał aniołowi. Dziwne, że jeszcze nie zaistniał w show-biznesie. 
- Tak, proszę - w duchu zganiłam się za moją reakcję. Ale przecież nie moja wina, że jestem nieodporna na wdzięk chłopców. Naukę zaczęliśmy od przypomnienia sobie chwytów. Naprawdę niewiele pamiętałam. Dobrze, że zafundowałam sobie te lekcje. Zagraliśmy (bo chłopak też przyniósł gitarę) "Torn" Natalie Imbruglia. I tym oto akcentem zakończyliśmy pierwszą, przypomnieniową lekcję. Gdy mój korepetytor zniknął za drzwiami uświadomiłam sobie, że nie zapytałam go o imię. Jaka ze mnie gapa! Całe szczęście, że umówiliśmy się na następną sobotę. Wówczas przedstawił się jako Niall. Czyli "zwycięzca". Po 3 miesiącach korepetycji byłam już całkiem dobra w graniu, a Niall... Niall zaproponował mi randkę! I tak oto zostaliśmy parą, jesteśmy razem od 3 lat. Niby niewiele, ale żyjemy ze sobą i dla siebie. No i oczywiście dla muzyki, bo to dzięki niej tak naprawdę jesteśmy razem.




Przepraszam, że taki krótki i beznadziejny = brak weny . x


~Dominika

sobota, 13 października 2012

#25. Zayn.

Mam nadzieję, że ten imagin wyda wam się poważniejszy. Długo go przepisywałam i mam nadzieję, że było warto.


- Zayn, już wróci...- zawołałam, wchodząc do naszego mieszkania i przerwałam w pół zdania. Już zanim tu weszłam poczułam, że coś jest nie tak, bo drzwi były otwarte, a u nas nigdy tak nie było, nawet jak ktoś z nas był w domu. Teraz naprawdę się przestraszyłam, bo nasze dotychczas czyste i przestronne m-4 było dalekie od ideału. Wszędzie leżały potłuczone wazony, szkatułki na biżuterię były pootwierane, a ich zawartość, czyli prezenty od Malika na przeróżne okazje zniknęły. Wszystko to było pokryte pierzem z poduszek, które powinny leżeć na kanapie, a tymczasem były porozrywane i wszystko wskazywało na to, że nożem. Przeszłam w głąb mieszkania po drodze łapiąc telefon i wybierając numer policji. Gdy szłam przed komodą, nadepnęłam na szkło. Spojrzałam w dół i dostrzegłam zdjęcie - moje i Mulata. Wyjęłam fotografię z ramki i obracałam je w palcach, gdy nagle z tylnej strony zdjęcia zobaczyłam jakiś napis.
"Czas wyrównać rachunki. Zadzwonisz po gliny, a Twój kochaś zginie. Czekam na ciebie w "naszym" miejscu, jeśli jeszcze pamiętasz o czym mówię."
Z przerażeniem patrzyłam na wyrazy, które powoli rozmywały mi się przed oczami. Jak on mnie znalazł? Skąd wiedział, że Zayn?... No właśnie, Zayn. Biedny, niczemu niewinny Zayn, który teraz może być poddawany przeróżnym torturom mojego byłego "przyjaciela". Z zamyślenia wyrwał mnie głos policjantki w słuchawce telefonu, którą mocno przyciskałam do ucha.
 - Tu posterunek policji w Londynie. W czym mogę pomóc? Halo, jest tam ktoś? - pytała, gdy nie dostawała odpowiedzi z mojej strony.
 - Prze... przepraszam. To pomyłka - głos mi drżał jak nigdy podczas wypowiadania tych kilku słów. Rzuciłam przed telefon siebie i niewiele myśląc, a chcąc jedynie działać wybiegłam z domu, ściskając w dłoni zdjęcie.
Oczywiście doskonale wiedziałam, dokąd mam się udać. Jak mogłabym zapomnieć o tych koszmarnych miesiącach spędzonych z Robertem na czymś, co wolałabym wymazać z pamięci? Dotarłam na miejsce w ekspresowym tempie. Stare mury opuszczonego budynku wywołały u mnie dreszcze i strach przed tym, co mnie tam czeka. Weszłam pomiędzy zimne ściany, czujnie rozglądając się na wszystkie strony.
 - Zayn?! - zawołałam, lecz odpowiedziała mi jedynie przerażająca cisza. Dałam jeszcze kilka kroków naprzód, weszłam do kolejnego pomieszczenie i zamarłam. Wtedy go ujrzałam. Leżał na ziemi ze skrępowanymi rękami i zamkniętymi oczami. Skroń i wargę miał rozciętą, a pół idealnej twarzy zalanej krwią. Spod postrzępionej koszulki prześwitywały siniaki i krwiaki, zapewne pochodzące od kopniaków i uderzeń porywacza. Podbiegłam do chłopaka i zaczęłam rozwiązywać jego ręce, jednocześnie do niego przemawiając, bo byłam pewna, że mnie słyszy, gdy usłyszałam głos, który kiedyś tak mi się podobał.
 - Kogo ja widzę? [T.I] we własnej osobie! Nareszcie raczyłaś się pojawić. A już myślałem, że pozwolisz mu się wykrwawić na śmierć - powiedział, kładąc nacisk na ostatnie słowo. Odwróciłam się. Ubrany był w czarne spodnie i tegoż koloru koszulę, a ciemna grzywka opadała mu na oczy. Wyglądał jak normalny człowiek, lecz ja go znałam jak mało kto. Gdybym podeszła do niego bliżej, na pewno zauważyłabym wyblakłe rozszerzone źrenice, a na rękach blizny i poparzenia.
 - Czego chcesz? - spytałam, przybierając pozycję obronną i jednocześnie zasłaniając Zayna własnym ciałem.
 -Bardzo dobrze wiesz - odparł Robert - Teraz ty poczujesz jak to jest stracić wszystko, na czym ci zależało, coś co było dla ciebie całym światem.
 Wyciągnął zza siebie pistolet, wycelował go we mnie po czym powiedział :
 - Odsuń się od niego.
 Odeszłam na kilka chwiejnych kroków, a on jednym szarpnięciem ze ramię podniósł słaniającego się na nogach Malika i posadził go na krześle pomiędzy nami.
 - Oj, a wszystko mogło się skończyć zupełnie inaczej. Gdybyś wtedy stanęła po mojej stronie... - powiedział do mnie Rob.
 - [T.I] - wychrypiał przytomny już Zayn - O co tu chodzi? Kto to jest?
 - No, słyszysz? Twój chłopak prosi cię o wyjaśnienia. Chyba mu nie odmówisz, prawda? - spytał sarkastycznie brunet. Zignorowałam jego słowa i przyjrzałam się Mulatowi. Wyglądał okropnie, był wyczerpany i zmizerniały. Teraz przeszedł czas na wyjawienie prawdy. Otworzyłam usta, z których popłynął potok słów:
 - Zawsze starałam się być normalna. W szkole miałam dobre oceny, żadnych problemów. Któregoś dnia do naszej szkoły przyszedł nowy uczeń. Był nim Robert. Miałam wtedy zaledwie 14 lat. Zaczęłam się z nim spotykać, lecz każdy był temu przeciwny, bo zaniedbywałam przez to szkołę i ogólnie mówiąc zaczęłam się staczać. Na początku chodziliśmy tylko na wagary, później dołączył alkohol i narkotyki. Gdy nas przyłapano na braniu, trafiliśmy na kilka miesięcy do poprawczaka. A gdy wyszliśmy, Robert wpadł na pomysł, abyśmy te narkotyki sprzedawali. On miał "dobre kontakty", a mnie skusiła kasa, którą mi obiecywał. Zaczęliśmy rozprowadzać towar, gdzie tylko się dało. Jednak gliny znowu nas namierzyły i wpadliśmy. Groziło nam po kilka lat więzienia, więc gdy zaoferowano mi status świadka koronnego i miałam zeznawać przeciwko Robertowi i jego szajce, która okazała się większa niż ktokolwiek by się tego spodziewał, zgodziłam się. Przydzielono mi ochronę, a po rozprawie w sądzie zostałam zwolniona. Robert dostał poprawczak do osiemnastego roku życia, bo wtedy jeszcze nie był dorosły, później miał być sądzony jak pełnoletni, lecz jak widzę zdołał uciec. Resztę już znasz, Zayn, bo miesiąc później poznałam ciebie - zakończyłam.
 - Bardzo dobrze, ale zapomniałaś wspomnieć o jednym - odezwał się Rob - A mianowicie o tym, że się w tobie zakochałem. Kochałem cię jak nikogo w swoim życiu, a właściwie kochałem tylko ciebie. Ale ty zdałaś mi cios w serce, odwracając się ode mnie. Nikt mnie nie skrzywdził tak jak ty, a wiedz, że ludzie ranili mnie nie raz, nie dwa. I nareszcie nadszedł czas, gdy mogę patrzeć jak ty płaczesz, jak pogrążasz się w otchłani, którą jest pustka po kimś bliskim.
 - Dlaczego Zayn? - zdołałam wydusić.
 - Bo masz tylko jego. Jest ci najbliższą osobą, tak jak kiedyś ty mi.
 Patrzyłam jak chodzi dokoła niego, chwyta w ręce jego brodę tak, aby na mnie spojrzał i cedzi mu do ucha wredne słówka:
 - Widzisz? To wszystko przez nią. Gdybyś jej nie poznał, w tej chwili by cię tu nie było. Ale nie martw się. Mogę ulżyć twojemu cierpieniu - i przystawił mu broń do skroni.
 -Nie!!! - krzyknęłam - Zostaw go. Oboje wiemy, że tego nie chcesz. Zrób ze mną co tylko chcesz, ale nie krzywdź go.
 Robert spojrzał na mnie zza swojej grzywki.
 - No, no. Tego się nie spodziewałem. [T.I] chce oddać za kogoś życie.
 Tak, byłam na to gotowa. Powinnam była powiedzieć o wszystkim Zaynowi na samym początku, albo w ogóle się z nim nie wiązać. Jeśli to jest jedyny sposób na to, by go ocalić to jestem gotowa. Nagle ni stąd ni zowąd usłyszałam wycie syren. Ostatnie, co zarejestrowałam to wystrzał z broni, a potem przeszywający ból w piersi.
Gdy odzyskałam świadomość, usłyszałam głosy. Nie wiem do kogo należały, ani nie odróżniałam słów, które kołatały mi po głowie, ale to chyba świadczyło o tym, że żyję chociaż czułam się okropnie. Spróbowałam otworzyć oczy i zobaczyłam zarysy białych postaci. Podniosłam się z miejsca, ale poczułam kłucie w klatce piersiowej. Opadłam z powrotem na poduszki.
 - Spokojnie. Proszę leżeć - usłyszałam uspokajający głos jednego z lekarzy - Miałaś bardzo dużo szczęścia. Kula przeszła o kilka centymetrów od serca, ale po operacji już wszystko powinno iść we właściwym kierunku.
 - Operacji? - powtórzyłam.
 - Tak. Byłaś w fatalnym stanie, gdy się tu znalazłaś.
 - A co z... z Zaynem?
 - Jest tam - mężczyzna wskazał kotarę odgradzającą mnie od sąsiedniego łóżka. - Powoli dochodzi do siebie.
 - A jak my się tutaj dostaliśmy? Pamiętam syreny policyjne, a dalej nic.
 - Właściwie to nie ma za dużo do mówienia. Policja obezwładniła napastnika, teraz jest na komisariacie. A was przywiozła tutaj karetka. - powiedział drugi z lekarzy. Zostawili mnie samą. Z wielkim wysiłkiem wstałam z łóżka, chociaż wiedziałam, że nie powinnam tego robić. Podeszłam do Malika.
 - Zayn - szepnęłam - Przepraszam cię. To wszystko moja wina. Nie powinnam była na to pozwolić.
 - Nie obwiniaj siebie - powiedział chłopak - Błędy młodości i tyle.
 - To znaczy, że mi wybaczysz? Przecież przeze mnie mogłeś stracić życie!
 - Ale to już za nami, a mnie nic nie jest. To znaczy nic poważnego - poprawił się - Kocham cię i tylko to jest dla nas ważne..
 - Ja też cię kocham.
Ścisnęłam go za rękę. Spędziliśmy w szpitalu kilkanaście dni, w ciągu których Robert został skazany i miałam nadzieję nigdy go już nie zobaczyć. Z Malikiem czeka mnie świetlana przyszłość, nie zakłócana przez żadnych nieproszonych gości.


~Aga
Szablon by S1K