Statystyka

wtorek, 23 kwietnia 2013

# 113. Louis. Część 2.

 Przy stole panowała cisza. Louis siedział obok Eleanor, a na przeciwko nich jej matka.
 - Nie spodziewałam się tego po tobie. Przecież jesteś zaręczona, ślub niedługo! Co ty sobie wyobrażasz ? Przecież jest zaproszonych 200 gości. Wiesz, jaki będzie skandal, gdy będę musiała odwołać ślub ? Jak ja się ludziom na oczy pokażę ?
 Louis spojrzał na El. Owszem, jej matka zawsze coś do niego miała, ale nie spodziewał się, że ocena ludzi jest dla niej najważniejsza.
 - Widzisz, Lou. Oto cała moja matka. Dobre mniemanie ludzi o nas, pozytywna opinia jest ważniejsza niż szczęście córki.
 - Jakie szczęście ?! - pani Calder się zdenerwowała - Szczęście czeka cię z Ryan'em. Lekarze zawsze są potrzebni, a moda przemija ...
 - A ty znowu o pieniądzach! Tak, Ryan jest wybitnym lekarzem, ale co z tego ? Dobrze wiesz, że nigdy nie przestałam kochać Louisa i to przez ciebie nasz związek się rozpadł!
 - Śmiesz nazywać to "coś" związkiem ? Proszę cię, nie ośmieszaj się.
 - Dosyć! - Louis uderzył ręką w stół, aż wszystko podskoczyło - Myślę, że przekroczyła pani granicę.
 - Proszę bardzo, ja mogę wyjść, ale wiedz, że Ryan wszystkiego się domyślił, a jeśli ja cię znalazłam, to on tym bardziej. - następnie matka Eleanor wstała i wyszła, a Louis ją odprowadził do drzwi. Gdy wrócił, zastał El skuloną w kącie pokoju. Podszedł do niej i złapał jej nadgarstki, odciągając ręce od jej twarzy. Płakała.
 - I co teraz, Lou ? Co mam teraz zrobić ?
 - Nie wiem, co mam ci powiedzieć. Słuchaj głosu serca.
 Zamilkli na chwilę, El biła się z myślami. W końcu wstała i zdeterminowana powiedziała :
 - Podjęłam decyzję. Gdzie są moje kluczyki do samochodu ?
 Louis poczuł się rozczarowany, w końcu przed chwilą wyznała mu miłość, pokłóciła się z matką, a teraz ...
 Przytulili się na pożegnanie i Eleanor pojechała, a Lou odprowadził ją wzrokiem, stojąc przed domem z rękami w kieszeni spodni. Po kilkunastu minutach El zatrzymywała się na hotelowym parkingu. Zobaczyła samochód Ryan'a. Czas dokonać wyboru : Louis, jej pierwsza wielka miłość, czy Ryan, którego też kochała.

***

Tu przerywam, bo opowieść się kończy. Siedzę naprzeciwko niej i czekam na jakąkolwiek reakcję, jednak ona na razie wpatruje się za okno. Mijają minuty, zanim się do mnie odwraca.
 - To była piękna historia - mówi.
 Uśmiecham się do niej.
 -Tak, to prawda.
 - Sam ją napisałeś ?
 - Tak - nie mówię nic więcej, tylko czekam na jej kolejne słowa. Ona zadaje oczywiste pytanie.
 - I kogo wybrała ?
 - Tego, kogo powinna.
 - To znaczy ?
 - Dowiesz się. Pod koniec dnia będziesz wiedziała.
 Nie pyta nic więcej, tylko zamyśla się.
 - Chciałabym jeszcze o coś cię zapytać.
 - Słucham.
 - Ale nie chciałabym cię urazić. - zawahała się - Siedzisz tutaj, pomagasz mi ...
 - Pytaj śmiało. Postaram się odpowiedzieć.
 - Ale to będzie trudne.
 Wiem, doskonale o tym wiem. Przerabiamy to codziennie i codziennie moje serce rozlatuje się na miliony kawałeczków.
 - Kim jesteś ?

*

Już od kilku lat mieszkamy w domu opieki. Oczywiście moja żona podjęła tą decyzję, ale teraz tego nie żałuję. Bowiem oboje z nas dopadła choroba.
 Moje ciało stało się już bardzo stare. Czuję to zwłaszcza po tak długim siedzeniu. Oczy i kręgosłup mnie bolą. Ręce staj ą się bezużyteczne. Serce z miesiąca na miesiąc bije mniejszą ilością uderzeń.
 Dwójka naszych dzieci mają szczęśliwe rodziny. Są zapracowani, ale starają się przyjeżdżać chociaż raz w tygodniu. Nawet, gdy ich nie ma, myślę o nich bezustannie, chociaż znaczna już część zniknęła z mojego życiorysu. Bywa, że czytając moje notatki zastanawiam się, czy to naprawdę się wydarzyło.

*

- Mam na imię - odpowiadam - Troy.
 Zamyśla się, zaczyna płakać, a ja po raz kolejny żałuję, że nie mogę jej pomóc.
 - Przepraszam - ociera łzy drżącą ręką - Jestem zagubiona, nie wiem gdzie jestem, kim jestem. Błagam, Troy. Pomóż mi, powiedz jak się nazywam.
 Odpowiadam z głębi serca. Nie podałem swojego prawdziwego imienia, bo mam ku temu swoje powody, ale o niej nie muszę nic ukrywać.
 - Jesteś Eleanor, najpiękniejszą kobietą na świecie. Kochającą swoje życie, nawet najdrobniejszy szczególik, każdy jego element. Zawsze stojąca u boku swoich najbliższych, na każdym nudnym przyjęciu. Gdy twój mąż zdobywał nagrodę, ty pierwsza stałaś obok i mu gratulowałaś.
 - Miałam męża ?
 - Tak. Był najszczęśliwszym facetem na Ziemi mogąc pokazywać się właśnie z tobą.
 I nadal jest - dodałem w duchu.
 Chwilę przetrawia te słowa, potem się uśmiecha i pyta :
 - Zostaniesz ze mną jeszcze ?
 Potakująco kiwam głową, a ona wyciąga swoją dłoń po moją i splata nasze palce zupełnie jak kiedyś.
 - Chodź - wstaję z fotela - Pójdziemy na spacer.

*

Na początku jej roztargnienie brałem za zupełnie normalne. Zapominanie kluczy, wchodzenie do pokoju i zapominanie po jaką konkretnie rzecz. Ale komu się nie nie przytrafiło ? Dopiero po tym, gdy któregoś dnia zadzwoniła do mnie, abym po nią przyjechał, bo nie pamięta jak wrócić do domu, zaniepokoiłem się naprawdę.  Kilka dni później siedzieliśmy w gabinecie doktora Nelsona.
 - Niestety muszę państwa powiadomić, że najprawdopodobniej cierpi pani na początkowe stadium choroby Alzheimera.
 Alzheimera ... To jedno słowo dźwięczało w mojej głowie. To bezwzględna choroba, martwa niczym pustynia. Złodziej dusz, serc i pamięci. Nie miałem pojęcia, co mam jej powiedzieć, więc tylko siedzieliśmy, a ona wylewała łzy w mój rękaw.

Człowiek zupełnie nie wie, kiedy tonie
Która kropla wody wyznacza mu koniec.

*

Kiedy wracamy do ośrodka, w pokoju czeka na san kolacja.
 - Ty to zrobiłeś ? - pyta Eleanor.
 Przytakuję.
 - Wygląda pięknie.
Odsuwam dla niej krzesło i siadamy do stołu. Nad nim podaje mi swoją dłoń, a ja ją łapię i czuję, jak jej kciuk krąży po zewnętrznej stronie mojej ręki.
 - Chyba już wiem, z kim Eleanor została - mówi.
 - Tak ? Z kim ?
 - Z Louisem.
 Uśmiecham się i potakuję.
 - Tak, z nim.
 Spoglądamy sobie w oczy, wspominam dawne czasy, gdy niemal każdego wieczora siedzieliśmy przy takiej właśnie kolacji. Coś staje mi w gardle i po raz kolejny uświadamiam sobie jak bardzo ją kocham.
 - Jesteś tak piękna - mówię.
 Pozwalam jej zrozumiem te słowa, ich prawdziwe znaczenie. W końcu uśmiecha się i przyciąga moją rękę jeszcze bliżej.
 - Jesteś wspaniały - odpowiada i widzę, że w tym właśnie momencie ona też się we mnie zakochuje. Zapada cisza, odzywam się dopiero wtedy, gdy świeczki na stole wypaliły się do połowy.
 - Kocham cię najbardziej na świecie i mam nadzieję, że o tym wiesz.
 - Oczywiście, że tak - odpowiada - Zawsze cię kochałam, Lou.
 Lou ... Louis - słyszę to ponownie.
 Wie - myślę - Wie, kim jestem.
 Podchodzę do niej, głaszczę ją po policzku i szepczę :
 - Jesteś najwspanialszym, co mnie w życiu spotkało.
 - Och, Louis - wzrusza się - Ja też cię kocham.
 Gdyby tak miało się skończyć, byłbym najszczęśliwszym człowiekiem na Ziemi. Ale wszyscy wiemy, że tak nie będzie. Po chwili na jej twarz wpełza strach.
 - Louis, ja nie chcę znowu cię zapomnieć. Nie chcę przeżywać tego jeszcze raz.
 Zbliża się wieczór, a wraz z nim, co to nieuchronne.
 - Nigdy cię nie opuszczę - zapewniam tylko.
 Siedzimy , a ona zaczyna skubać trochę jedzenia. Złodziej, który zaszczyca nas każdego dnia przyjdzie już niedługo. Jest już ciemno, czuję go. I nagle ciało El sztywnieje, zaczyna szybko mrugać powiekami i wpatruje się w jeden punkt pokoju.
 - Oni - odzywa się, pokazując w tamtą stronę - Gapią się na mnie. Niech przestaną!
 Karły.
 - Tam nikogo nie ma - próbuję walczyć z niemożliwym.
 - Są. Gapią się na mnie.
 - Nie ma tu nikogo.
 - Nie widzisz ich ?
 - Nie.
 - Ale oni tu są i gapią się na mnie - odtrąca mnie od siebie i zaczyna rozmawiać sama ze sobą. Gdy znowu na mnie spogląda, krzyczy ze strachem w oczach.
 - Kim ty jesteś ?!
 Odsuwa się ode mnie.
 - Idź, idź stąd - mówi i próbuje odgonić karły, które są wytworem jej wyobraźni.
 Podchodzę do łóżka i wciskam czerwony guzik na szafce nocnej. Po chwili do pokoju wbiegają pielęgniarki. Zastają kobietę, która drży ze strachu przez demonami mieszkającymi w jej głowie i starca, który kocha ją nad życie.
 Kilka dni później, w środku nocy wstaję z łóżka i wychodzę na korytarz zmierzając do pokoju Eleanor. W środku panuje cisza, El śpi, przewraca się z boku na bok. Podchodzę do niej bliżej, jednak o coś się potykam i robię trochę hałasu, a ona się rozbudza. Wiem, że zaraz zacznie krzyczeć, ale pochylam się nad nią i gdy nasze usta się stykają, ona otwiera oczy. Rozchyla wargi, oddaje pocałunek.
 - Och, Loui - szepce - Tęskniłam za tobą.
 Cud. Największy jaki mógł się zdarzyć. I to w dniu naszej pięćdziesiątej rocznicy ślubu.


 Miłości ostatnie chwile
 Czynią ją tkliwą i czystą
 W poranka słonecznym pyle
 Zdobywa moc wiekuistą.

8 komentarzy:

  1. Aż mi łza w oku się zakręciła . Piękny imagin i taki wzruszający!!!!

    OdpowiedzUsuń
  2. Aż się poryczalam!!!!;( jedno słowo tego nie opisze ale może jednak mu się uda choć trochę: PIĘKNE!!!!:)

    OdpowiedzUsuń
  3. Piękny, po prostu piękny...

    OdpowiedzUsuń
  4. To było naprawde piękne i ta końcówka tak bardzo wzruszajaca. To było genialne

    OdpowiedzUsuń
  5. fajny, zawsze rycze przy tej książce jest cudowna ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Imagin oparty na filmie Pamiętnik?

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K