Pamiętasz co mi
obiecałeś? Pamiętasz, jak zawsze powtarzałeś, że nigdy mnie nie zostawisz, a
nasza miłość zniesie wszystkie przeciwności losu? Pamiętasz jak broniłeś mnie
przed złem tego świata, powtarzając, że nigdy nie pozwolisz mnie skrzywdzić, bo
jestem wszystkim, co posiadasz? Pamiętasz to? Bo wydaje mi się, że zapomniałeś
o tym, tego dnia kiedy zdecydowałeś się wyjechać i zostawić mnie na pastwę losu.
Wybacz, że zarzucam ci tak okropne rzeczy, ale byłeś dla mnie wszystkim i nadal
nie mogę znieść myśli, że nie ma cię przy mnie i już nigdy nie będzie… Musisz zrozumieć, że
tęsknię za tobą, za twoimi dłońmi błądzącymi po moich policzkach, za ustami
połączonymi z moimi, za twoim ciepłym głosem. Za całym tobą. Ale powoli
zaczynam rozumieć, że zrobiłeś to właśnie dlatego, że mnie kochasz i dalej tak
jest. Nieważne gdzie teraz jesteś, co robisz, z kim. I mimo że prosiłeś mnie,
aby moje życie toczyło się dalej bez ciebie, tak jakbyś nigdy się w nim nie
pojawił, żeby wszystkie wspomnienia o tobie przestały istnieć, żeby to co było,
odrzucić w niepamięć, to przecież doskonale wiesz, że nigdy tego nie zrobię,
nie mógłbym…
***
Blade światło księżyca oświetlało
opustoszałe ulice Londynu, kiedy Harry wracał do domu po dodatkowych lekcjach
gry na pianinie. Zimny podmuch wiatru uderzył go w twarz, a ten jeszcze
szczelniej zakrył się szalikiem, cały czas powtarzając sobie, że jeszcze kilka
przecznic, a nareszcie będzie w ciepłym i suchym domu. Nagle, jego rozmyślania
przerwał głuchy huk, dochodzący z jednej z bram i nim zdążył się zorientować,
co się dzieje, dalszą drogę uniemożliwiła mu banda ulicznych chuliganów.
- A kogo mu ty mamy? – zaśmiał się jeden
– Harry Styles! Mamy dziś dobry dzień, panowie!
Chłopak wzdrygnął się na jego słowa,
domyślając się tego, co za chwilę może się stać. Przed jego oczami pojawiały
się najgorsze scenariusze, a najlepszym wyjściem było zapewne, pozbawienie go
pieniędzy i telefonu. Przełykając głośno ślinę cofnął się o kilka kroków,
wpadając tym samym na zimną ścianę jednego z budynków.
- Współpracuj, a będzie mniej bolało –
któryś z nich wyciągnął z kieszeni nóż, który blado zalśnił w świetle latarni.
Harry pisnął cicho, a całe życie przeszło mu przed oczami.
Był pewien, że nie wyjedzie z tego
spotkania cało, szeptał modlitwy, żeby pozwolono mu przeżyć, ale nie spodziewał
się cudu. Mógł nawet stwierdzić, że pogodził się z losem, jaki mu ofiarowano.
Przymknął oczy, nie mając ochoty dłużej na to patrzeć, kiedy coś usłyszał:
- Zostawcie go! – w jego głowie zabrzmiał
jakiś mocny i zdecydowany głos.
Przestraszeni chłopcy rozproszyli się po
ciemnych zaułkach, zostawiając przytłoczonego przeżyciami Harry’ego na p/astwę
losu. Jednak ten nawet nie miał siły, by ruszyć się z miejsca. Po chwili poczuł
jak czyjeś ciepłe dłonie pomagają mu wstać i prowadzą w stronę zaparkowanego przy
jezdni samochodu. Czując dotyk nieznajomego, po jego ciele przeszedł miły
dreszcz, a kiedy podniósł głowę, by sprawdzić kto jest jego wybawcą doznał
szoku. Osobą, która wybawiła go z opresji był nie kto inny jak Louis!
Louis Tomlinson był królem szkoły i
jednym chłopcem, który budził respekt wśród wszystkich uczniów. Może właśnie
dlatego swoim jednym słowem sprawił, że tamta banda po prostu uciekła? Swoją
obojętną postawą przyciągał do siebie tłumy dziewcząt i wielu chłopców, którzy
chcieli się z nim zadawać. Nazywany bad
boyem był dwa lata starszy od Harry’ego i raczej nie należał do miejskich
bohaterów, którzy nie mają co robić w piątkowy wieczór.
Kilka minut później siedzieli w ciepłym
samochodzie Tomlinsona, który nie odzywając się nawet słowem, odpalił silnik i
ruszył w kierunku domu Harolda. Nie musiał pytać o drogę, wszyscy bowiem
wiedzieli, gdzie mieszka najbardziej wypływowa rodzina w Londynie.
Stając pod eleganckim budynkiem, zgasił
silnik, a jego niebieskie tęczówki pierwszy raz spotkały się z zielonymi oczami
Harry’ego. Przez myśl przeszło mu, że jeszcze nigdy w życiu nie widział
ładniejszej zieleni, jednak uświadamiając sobie absurdalność tego stwierdzenia,
szybko się opanował i posłał zachęcający uśmiech swojemu towarzyszowi.
- Dzięki za ratunek – wyjęczał lekko
zdenerwowany Styles bawiąc się rąbkiem swojego płaszcza – Naprawdę nie musiałeś
się brudzić sobie rąk…
- A mnie się wydaje co innego – uniósł ku
górze kącik ust, obserwując niezdarne zachowanie bruneta – To żaden problem,
byłem w okolicy i pomyślałem, że ci pomogę.
- Przepraszam, że musiałeś rezygnować ze
swoich planów – Louis nie mógł odpędzić od siebie myśli, że zachowanie chłopaka
jest po prostu urocze, chociaż próbował z tym walczyć – Chciałbym ci się jakoś
odwdzięczyć. Może miałbyś ochotę gdzieś wyjść? Restauracja?
- Restauracja? Daj spokój! Chodźmy na
drinka! – zaproponował wesoło Lou
- Cóż, w porządku – odparł zmieszany
Harry i nim zdążył skompromitować się po raz kolejny, szybko wysiadł z
samochodu. Stojąc już na dworze ostatni raz nachylił się w stronę Tomlinsona –
Jeszcze raz dziękuję i do zobaczenia…
Na zegarze kędzierzawego dochodziła już
druga w nocy, a ten dalej nie mógł zmrużyć oka. Mimo ogromnego zmęczenia
spowodowanego wydarzeniami sprzed kilku godzin, czuł, że sen nie nadejdzie tak
szybko, jakby sam tego chciał. Po raz kolejny przekręcił się na łóżku, cały
czas mając przed oczami twarz Jamesa Watsona.
Nadal trudno mu było zrozumieć, że ktoś
taki jak Louis, chłopak który nie zadaje się z byle kim (nawet kimś takim jak
Harry, mimo że miał ogromne pieniądze i wpływy), uratował go przed
niebezpieczeństwem, a potem jeszcze przyjął jego zaproszenie. Jeszcze nigdy nie
zadawał się z kimś takim i był przekonany, że nigdy nie zostanie mu to dane. A
teraz, kiedy to wszystko było prawdą…
Najgorsze było jednak to, że ani nawet
przez chwilę nie mógł przestać myśleć o tym chłopaku. Zawsze, ilekroć zamykał
oczy, widział przed sobą jego uśmiech albo oczy, które przypominały lazurowe
morze. Nie mógł odpędzić od siebie myśli, że to wszystko zaczyna zmierzać w złą
stronę i nigdy nie powinien tak bardzo się tym przejmować.
Przecież to tylko jeden drink. Z Louisem.
Z kolegą, który ma naprawdę ładny uśmiech…
Wkładając ręce pod poduszkę Louis
przymknął powieki, czując, że dłużej nie wytrzyma targających nim emocji i tego
dziwnego uczucia, którego jeszcze nigdy nie czuł i nie miał najmniejszego
pojęcia czym, a może kim, jest spowodowane.
Pomogłem
mu wyjść z opresji, więc chciał się jakoś odwdzięczyć. Przecież to tylko jeden
drink, nic zobowiązującego, nic poważnego, po prostu przyjacielskie spotkanie z
chłopakiem, który chodzi do tej samej szkoły. Towarzyskie spotkanie, w knajpie,
butelką piwa i nic… Mam nadzieję, że znowu będzie miał te same perfumy… Tomlinson,
idioto! Zacznij się zachowywać jak człowiek… Chyba zaczynam tracić zmysły,
Boże…
Z ciężkim westchnieniem opadł na
poduszkę, bijąc się z własnymi myślami. Nie wiedział, co się z nim dzieje i
dlaczego zachowuje się tak irracjonalnie. I mimo usilnych starań, nie mógł
pojąć dlaczego tak się dzieje…
Kilka dni później Harry niepewnym krokiem
przestąpił jednego z pobliskich barów, od razu dostrzegając Louisa, który
siedział na samym końcu lokalu. Widząc, że nie jest pierwszy, ośmielił się
trochę i z nieśmiałym uśmiechem na ustach podszedł do chłopaka
- Harry! Już się bałem, że nie
przyjdziesz! – przywitał się Watson wskazując na miejsce naprzeciw siebie – Na
co masz ochotę? Martini? Whisky?
- Wybacz, ale dzisiaj odmówię – odparł
cicho Styles, ściągając szalik. – Wezmę herbatę.
Lou tylko pokiwał głową i przywołał do
siebie kelnerkę, która chwilę później wróciła z parującym kubkiem herbaty dla
Harry’ego. Po chwili niezręcznej ciszy, kiedy każdy zajęty był sobą, Louis zaczął
rozmowę, próbując przełamać nieśmiałość kolegi.
Jak się okazało wystarczyła chwila, żeby
tych dwoje przekonało, że się, że mimo wielu dzielących ich rzeczy, posiadają
również wiele takich, które ich łączą. Pochłonięci rozmową, nawet nie zauważyli
upływu czasu ani tego, że powoli zaczęła tworzyć się między nimi niewidzialna
więź. Pochodzili z dwóch różnych światów, a mimo to obojgu zdawało się, że
znaleźli w sobie nawzajem osoby, których każdy z nich szukał przez całe życie…
Jako jedni z ostatnich wyszli z baru, po
czym Tomlinson zaproponował, że podwiezie Harolda. Ten oczywiście się zgodził i
już kilka minut później siedzieli w samochodzie, prowadząc intensywną rozmowę.
- Jeszcze raz dziękuję – pierwszy odezwał
się Harry, odpinając swój pas – Za to, że pomogłeś mi tamtego wieczoru i że zgodziłeś
się ze mną spotkać. Było naprawdę miło.
Louis tylko uśmiechnął się ciepło,
kiwając głową. W tym samym czasie Harry próbował wyjść z samochodu, ale jak na
złość nie mógł poradzić sobie z klamką. Widząc to, Lou nachylił się, wyciągając
przed siebie dłoń, żeby mu pomóc, kiedy uderzył go zapach perfum Harry’ego oraz
ciepły oddech oplatający jego szyję. Zatrzymał swoją rękę i powoli podniósł
głowę, napotykając kocie oczy chłopaka.
Przez chwilę wydawało się mu, że dookoła
nie ma już nic. Huczącego wiatru za oknem, Londynu i reszty świata. Był tylko
Harry, który jeszcze nigdy nie patrzył na niego w ten sposób. Nikt tak na niego
nie patrzył. Nie wiedzieć kiedy ich usta połączyły się w niezdarnym, ale jakże
czułym pocałunku. Nie wiadomo było kto do tego dopuścił, ale to właśnie się
stało. Niezaprzeczalnie.
Musiała minąć długa chwila zanim Harry
zorientował się co się dzieje i momentalnie odepchnął od siebie równie
zdezorientowanego Louisa. Nie czekając na wyjaśnienia, po omacku odnalazł
klamkę i szybko wyskoczył z pojazdu, nie patrząc już na chłopaka.
Tomlinson siedział chwilę bez ruchu
wpatrując się w dal, a w jego głowie panowała pustka. Kiedy dotarło do niego
lodowate powietrze, coś go tknęło i z impetem uderzył pięścią w kierownicę.
- Cholera jasna!
Minęło kilka dni zanim Louis ochłonął po
wydarzeniach tamtej nocy. Dniami i nocami walczył sam ze sobą, nie mogąc
zrozumieć, co tak właściwie się stało i jakim cudem mógł do tego dopuścić?!
Przecież był normlany, zdrowym człowiekiem, który nigdy nie interesował się tymi sprawami. W takim razie co skłoniło
do tego zachowania? I dlaczego tak bardzo tęsknił za dotykiem jego jedwabistych
ust?
Harry nie odzywał się do niego od ponad
tygodnia, nie uczęszczał też do szkoły, co zaczynało go poważnie martwić. Nie
chciał, żeby przez jego głupie i nieodpowiedzialne zachowanie, zawalił się
jakiś świat. Mimo że od pewnego czasu zapragnął być jego częścią. W końcu
zrozumiał to, co działo się w jego sercu i przyjął to ze spokojem. Był tylko
jeden problem: Harry, który na pewno nie podzielałby ani jego zachowania, ani
poglądów.
W końcu przełamał się w sobie i
postanowił przeprosić Harolda za swoje zachowanie i zaproponować koleżeński
stosunki. Mimo że to oznaczało dla niego długie tygodnie cierpienia i walki z
samym sobą. Jednak czego się nie robi dla kogoś tak ważnego?
Stał pod drzwiami jego domu,
zastanawiając się, jak ubrać w słowa, to, co tak długo kotłowało się w jego
sercu, ale odpowiedź nie nadchodziła. W tym momencie stanął przed nim Harry, a
kiedy zobaczył, kto jest jego gościem zrobił lekko zmieszaną minę.
- Przyjaciele? – spytał Louis wyciągając
przed siebie dłoń. Styles spojrzał najpierw na nią, a potem na zatroskaną twarz
chłopaka.
- Nie – odpowiedział hardo, na co Tomlinson
zrobił niedorzeczną minę. Jednak nim zdążył jakoś zareagować poczuł jak Harry
przyciąga go do siebie i składa na jego ustach delikatny pocałunek.
- Ty… ty jesteś gejem?! – spytał
oszołomiony Louis, kiedy niechętnie oderwali się od siebie.
- Teraz chyba już tak – brunet z
uśmiechem wzruszył ramionami, łapiąc chłopaka za rękę.
Kiedy siedzieli na łóżku Harry’ego
próbowali wytłumaczyć sobie jak to się stało, ale żadna sensowna odpowiedź nie
przychodziła żadnemu na myśl. Nadal trudno było pojąć, że coś takiego
przydarzyło się właśnie im, tak nagle bez ostrzeżenia. To było niczym uderzenie
błyskawicy, która momentalnie rozpaliła w ich sercach gorący żar. Louis gładził
dłoń młodszego chłopaka, zapewniając go, że mimo tego, co się stanie, będzie
dobrze, ale Harry już dawno to wiedział. Teraz, mając przy sobie człowieka,
który tak dobrze go znał i rozumiał, nie obawiał się dosłownie niczego. Nagle
świat przestał być dla niego wystarczający…
- Louis? – jęknął Harry, czując jak
chłopak głaszcze jego włosy. Słysząc cichy pomruk, westchnął głęboko –
Przepraszam, że to musiało tak wyjść. Przestraszyłem się i…
- Ciii, już dobrze – Tomlinson uśmiechnął
się, tuląc go do piersi – Najważniejsze, że wreszcie cię mam…
Mijały miesiące, a Harry nigdy więcej nie
pomyślał, że to, co stało się między nim, a Louisem tamtej nocy było tylko
pomyłką. Nie mógł sobie wyobrazić dnia spędzonego bez jego ciepłych rąk, bez
czułych słów i uśmiechu, który rozganiał nawet najczarniejsze chmury.
Oboje zrozumieli cenną lekcję, jaką
zafundowało im życie – miłość to najpiękniejsze uczucie i trzeba otworzyć
serce, kiedy puka ona do jego drzwi. A najważniejsze było dla nich to, że nie
mieli zamiaru wypuścić, jedynej osoby, która znaczyła dla nich wszystko, ze
swoich rąk. Nie obchodziło ich co pomyślą ludzie, ani to, że wszystko ich
dzieli, miłość nigdy nie zwracała na to uwagi. Harry doskonale zdawał sobie
sprawę, co powiedzieliby jego rodzice, gdyby dowiedzieli się, kto jest miłością
jego życia, ale w pewnym momencie przestało go to obchodzić. Ważne było czy Lou
jest szczęśliwy mogąc z nim być i trzymać za rękę.
Rodziców Harry’ego nie było w domu, więc
chłopak skorzystał z okazji i zaprosił do siebie Louisa na miłe, piątkowe
popołudnie. Ich wspólny wieczór zapowiadał się jak zawsze cudownie. Planowali
zjeść wspólną kolację, a potem spędzić
czas w swoim towarzystwie.
Louis zjawił się punktualnie, przynosząc
ze sobą butelkę wina i wieczny optymizm. Pomógł przygotować Harry’emu coś do
jedzenia, po czym stanęli naprzeciw siebie, trzymając w dłoniach kieliszki z
winem. Patrzyli sobie głęboko w oczy i uśmiechali się do siebie. Kiedy byli ze
sobą, cisza stawała się najpiękniejszym dźwiękiem, jaki można było sobie
wyobrazić.
- Jestem taki szczęśliwy – szepnął Harry
powoli podchodząc do chłopaka, na twarzy którego zaczynał pojawiać się
promienny uśmiech – Wiesz, że cię kocham, prawda?
Nie musząc słyszeć odpowiedzi zaczął
zbliżać swoje usta do jego malinowych warg i już miały się ze sobą stykać,
kiedy dobiegł ich przeraźliwy krzyk:
- Haroldzie, co to ma znaczyć?! – w progu
stała pani Styles wpatrując się w swojego syna z ogromnym przerażeniem. Louis wzdrygnął
się zaszokowany, jednak Harry stanął przed nim, chwytając za dłoń i mocno
ściskając. Dzięki miłości Lou, czuł w sobie siłę, dzięki której był w stanie
dokonać dosłownie wszystkiego.
- Mamo, przywitaj się z moim chłopakiem – warknął przez zaciśnięte
zęby, nie puszczając ręki ukochanego. – To jest Louis i bardzo go kocham…
Pani Styles, która nie tolerowała
podobnych „wybryków” pobladła i zmarszczyła brwi, czując jak wszystko się w
niej gotuje. Nie miała zamiaru prawić synowi kazania czy go pouczać. Była
wściekła i w jeden chwili Harry stał się dla niej obcym człowiekiem.
- Wyjdź stąd. – odparła surowo, jednak
chłopak nawet nie drgnął. Mierzył się spojrzeniem z matką, świadom, że ta
kobieta każe mu zostawić to, co najbardziej kocha, a zaraz potem wyrzuci go z
domu na ulicę. Chciał walczyć o swoje… o ich szczęście.
Widząc, że atmosfera jest napięta, Louis
wyswobodził się z uścisku Harry’ego i wyszedł przed niego z nieodgadnioną miną.
W jego głowie toczyła się właśnie ogromna wojna między tym co dobre, a tym co
słuszne. W końcu uśmiechnął się mimowolnie i drgnął.
- To może ja wyjdę – oznajmił i ze
spuszczoną głową zaczął kierować się w stronę wyjścia. Właśnie podjął decyzję.
Najgorszą dla niego, ale najlepszą dla jego miłości. Nie zwracając na nic uwagi
skierował się w stronę drzwi.
Kiedy przestąpił próg domu, poczuł jak w
oczach zbierają mu się łzy. Czyli to koniec jego wielkiej, wspaniałej historii?
Tak po prostu, tak nagle? Zły na siebie, że tak łatwo zapomniał o zdrowym
rozsądku i dał się ponieść chwili zapomnienia zaczął skierować się w stronę
samochodu, kiedy usłyszał za plecami tak dobrze znany mu głos.
- Louis! Zaczekaj! – krzyknął Harry,
doganiając go – Co ty, do cholery wyprawiasz?!
- Harry, przecież wiedziałeś, że nas nie
zaakceptują, że to w końcu będzie musiało się tak skończyć – odparł strapiony
Tomlinson łapiąc go za rękę – Musze zapewnić ci dobre życie, muszę odejść,
mały…
- Co?! O czym ty mówisz?! Żartujesz sobie
ze mnie?! – po policzkach Harry’ego zaczęły cieknąć łzy bezsilności –
Zostawiasz mnie, bo pojawiły się problemy? Jesteś pieprzonym egoistą, wiesz?
- Nie, skarbie, nie jestem – Lou pokręcił
głową – Musisz zrozumieć, że wyjeżdżając, pozwolę ci normlanie żyć, tak jakby
to wszystko nigdy się nie wydarzyło, jakby to był sen…
- Ale ja nie chcę zapomnieć - załkał
Harry wtulając się w silne ramiona szatyna – Nie chcę…
- Proszę, zrób to dla mnie – Louis wytarł
łzy spływające po twarzy chłopaka – Jeśli mnie naprawdę mnie kochasz, daj mi
odejść i bądź szczęśliwy… beze mnie…
Harry chciał coś jeszcze powiedzieć, ale
jego usta po raz ostatni zostały złączone z wargami, chłopaka dzięki któremu
życie już nigdy nie będzie wyglądać tak samo… Kiedy Lou zwolnił uścisk, jeszcze
tylko raz uśmiechnął się słabo i zaczął odchodzić do samochodu.
- Louis? – Harry zawahał się, tak samo,
kiedy pierwszy raz dotarło od niego, że stoi przed nim cały jego świat. Szatyn
odwrócił się z pytającą miną – Jestem twój na zawsze…
***
Czasem
przyłapuję się na tym, że o tobie myślę i wspominam chwile spędzone tylko we
dwoje. Pierwszy raz kiedy nasze usta się złączyły, pierwszy raz, kiedy złapałeś
mnie za rękę, a potem powiedziałem, że cię kocham. Mimo że to tak bardzo boli
mnie, to że nie ma cię przy mnie, że już nigdy nie powiesz mi „dobranoc skarbie”, ani nie usłyszę z
twoich ust tych dwóch magicznych słów, które sprawiały, że z powrotem wierzyłem
w sens życia, to nie żałuję. Nigdy nie będę żałować. To był najpiękniejszy
okres w moim życiu i chcę, byś wiedział, że jesteś jedyny, który sprawił, że
poczułem się szczęśliwy. Jeszcze tylko czasem, kiedy zamykam oczy, widzę jak
odwracasz się ode mnie, wsiadasz do samochodu i odjeżdżasz, zostawiając
zapłakanego szesnastolatka, który pierwszy raz uwierzył w miłość, a potem musiał
pozwolić jej odejść. Nadal widzę jak coraz bardziej się ode mnie oddalasz.
Wtedy zaczynam rozumieć, że nic nie dzieje się dwa razy. Ale to nic. Jesteśmy
dla siebie stworzeni. W końcu się spotkamy…
Ponieważ trochę się dzisiaj nudziłam (tydzień temu wróciłam z Grecji i niestety już nie mam żadnych planów na tegoroczne wakacje) postanowiłam stworzyć dla was historię o Larry'm, jak z resztą obiecałam pod poprzednim postem. Przyznam szczerze, że nawet podoba mi się to opowiadanie :)
Co wy o tym sądzicie? Podoba się wam? Nie wiem jak wy, ale mnie trochę smutno, że Harry został sam i teraz bardzo cierpi. Może macie ochotę na kolejną część (kolejne części) tej historii? :D Czekam na propozycję, jak to wszytko mogłoby się dalej potoczyć!
Do napisania, kochane!
PS! Co sądzicie o teledysku do Best Song Ever? Bo według mnie jest naprawdę świetny, z poczuciem humoru, a z Zayna byłaby naprawdę seksowna kobieta! ;)
Aga