Statystyka

czwartek, 11 października 2012

#24. Liam.

Piękne, lipcowe słońce. Mijam park, który tętni życiem. Dzieci goniące się po alejkach, dorośli śpieszący się do pracy. Aż dziwne, że po 7 rano tyle osób jest na nogach. No, ale było naprawdę ciepło (co w Londynie zdarza się stosunkowo rzadko) i dzieciaki korzystały z takiej pogody. Ja szłam do mojej wakacyjnej pracy. Pomagałam mamie w kwiaciarni. Dziś cały dzień sama miałam "rządzić" Konwalią. Rano ruch był niewielki. Dopiero w godzinach popołudniowych więcej ludzi zaczęło przekraczać próg działalności mojej rodziny. O 18 zamierzałam zamknął kwiaciarnię. Jednak pojawił się jeszcze jeden klient. Bardzo przystojny klient. 
- Dzień dobry, są może jeszcze herbaciane róże? - spytał pięknym, delikatnym głosem.
- Ma pan szczęście. Zostały trzy ostatnie. - uśmiechnęłam się.
- Tylko nie pan. Liam jestem. 
- [T.I.]. Różyczki pewnie dla dziewczyny - zagadnęłam.
- Nie, nie mam połówki. Kwiaty dla mamy, która niestety wylądowała w szpitalu. Róże to jej ulubione kwiaty. - spuścił wzrok.
- O, to niedobrze. Pozdrów ją ode mnie - poprosiłam podając chłopakowi bukiecik.
Liam podziękował, wręczył mi pieniądze i wyszedł. Odprowadziłam go wzrokiem. Wkładając pieniądze do kasy dostrzegłam małą karteczkę.


Może lepiej się poznamy? Jutro o 19 w kawiarni obok. 
Liam

Co jak co, ale chłopak przygotowany był na każdą okazję. Zdziwiłam się, lecz postanowiłam iść na to spotkanie. Rozmawialiśmy o przyszłości, o zawodach (Liam jest piosenkarzem!) i o rodzinie. Stan jego mamy troszkę się polepszył. Żegnając się, na policzku poczułam muśnięcie warg chłopaka. Odwróciłam głowę i już po chwili  namiętnie się całowaliśmy.
Co dwa dni Liam odwiedzał mnie w pracy. I oczywiście kupował róże dla ukochanej mamy. W połowie sierpnia chłopak nie odwiedzał kwiaciarni przez ponad tydzień. Martwiłam się. Aż w końcu przyszedł. Przygaszony, smutny, bez życia. Po prostu nie ten sam. 
- Bukiet herbacianych róż dla mnie - poprosił. 
- Pewnie dla mamy. Mogłabym ją odwiedzić? - zapytałam.
- Pewnie - chłopak zgodził się bez wahania.
Otworzył mi drzwi do czerwonego porsche, które było jego własnością. Ruszyliśmy. Jednak Liam nie jechał w kierunku szpitala. Może jego mama poczuła się na tyle dobrze, że wróciła do domu i właśnie tam Li mnie wiózł? Niestety, były to tylko błędne przypuszczenia. Zatrzymaliśmy się przed cmentarną bramą. Najgorszy scenariusz okazał się prawdą. Przede mną stał grób.

Karen Payne
żyła 47 lat

Spojrzałam na bruneta. Położył na pomniku świeże kwiaty, ukląkł i zaczął się modlić. Z oczu popłynęły nam łzy.
- Tak mi przykro - tylko tyle zdołałam wydusić.
- Nic już nie będzie takie, jak kiedyś. Mam tylko nadzieję, że między nami nic się nie zmieni. 
- A co było między nami? - zapytałam zdziwiona.
- Kocham Cię. Opowiedziałem o Tobie mamie. Dała nam swoje błogosławieństwo - zdołał się uśmiechnąć. 
- Też Cię kocham - rzekłam i czule pocałowałam Liama. 
Wiedziałam, że to wspaniały chłopak i mogłabym iść z nim na koniec świata.




Zapraszam na mojego bloga z opowiadaniem, dziś dodałam 1 rozdział : http://story-of-one-directioon.blogspot.com 


~Dominika

1 komentarz:

Szablon by S1K