Statystyka

sobota, 27 października 2012

#32. Louis.

PRZECZYTAJ WIADOMOŚĆ POD IMAGINEM. WAŻNE!


Siedziałam na kanapie czytając " Roztańczoną " . Tak, świat literatury był całym moim życiem. Kątem oka obserwowałam mojego siedmioletniego braciszka, ucznia pierwszej klasy, który bawił się na dywanie. Jak zawsze, gdy mama była w pracy opiekowałam się nim. Ojciec zmarł, kiedy mały miał niespełna roczek. Było nam ciężko, ale jakoś, z trudem dawaliśmy sobie radę. Mama brała nadgodziny, by nas utrzymać. Ja obiecałam, że gdy tylko skończę 19 lat (a to miało nastąpić w maju, za 7 miesięcy), po maturze pomogę jej, znajdę pracę. Prawdę mówiąc marzyłam o karierze pisarki, ale przecież nie wszystkie marzenia się spełniają, nieprawdaż ? Charles pobiegł właśnie do pokoju po kolejną porcję zabawek. Bardzo chciałabym wrócić do czasów, gdy największym problemem było to, w co ubrać lalkę...
- Charlie, na pewno nie musisz nic przynieść do szkoły? - zapytałam chłopca, gdy wrócił.
- Zapomniałem! Jutro będziemy robić ludziki z kasztanów. A do tego potrzebne są kasztany - oświecił mnie brat.
- To teraz szybciutko ubieraj buty i płaszczyk, i kierunek park - zakomenderowałam. Dobrze, że była dopiero 17, ale i tak już powoli robiło się ciemno. W końcu była już jesień i dni kończyły się, niestety, wcześniej. Niestety, bo już latem 24 godziny w dobie, to było dla mnie za mało.
- Gotowy! - usłyszałam.
- No to w drogę.
Mieszkaliśmy niedaleko parku, więc już po 10 minutach tam dotarliśmy. Aż roiło się od kasztanów. Charles oczywiście zamiast mi pomóc (chociaż właściwie to ja mu pomagałam) pobiegł, zauważywszy którąś ze swoich koleżanek. Zaczęłam zbierać brązowe kuleczki.
- Nadal robimy ludziki z kasztanów? Fajnie tak powspominać dzieciństwo, prawda? - nad sobą usłyszałam głos należący do chłopaka. Wstałam "z kucek" i omal się nie przewróciłam. Ja, dziewczyna bądź co bądź po przejściach. Dziewczyna, której los nie zawsze miał dobry humor, stała naprzeciw... Louisa Tomlinsona.
- N-nie. To dla brata, do szkoły. A Ty jeszcze je robisz? - zapytałam wskazując na reklamówkę pełną kasztanów, która trzymał w ręku.
- Niestety, nie mam na to teraz zbytnio czasu. To dla sióstr - bliźniaczek, które widocznie znają Twojego braciszka - pokazał na trójkę roześmianych dzieciaczków zmierzających w naszą stronę.
- [T.I.], to Phoebe i Daisy. Moje przyjaciółki. Widzę, że już poznałaś ich starszego brata. Cześć Lou. Dziewczyny dużo mi o Tobie opowiadały - malec przywitał się z piosenkarzem.
- Hej mały! - chłopak zmierzwił włosy mojemu bratu. O mamusiu, to się dzieje naprawdę !
- [T.I.]... Śliczne imię - powiedział Lou po chwili milczenia. Spiekłam raka. Wyglądałam jak idiotka, ale co tam. - Myślę, że jutro też się spotkamy. Prowadzisz Charlesa do szkoły? Jutro ja idę z dziewczynkami. - Kiwnęłam potakująco głową i ruszyliśmy do domów.
- Charlie, dlaczego nie powiedziałeś mi, że znasz siostry Louisa? - zapytałam, gdy tylko przekroczyliśmy próg domu.
- Oj, zapomniałem. Mogłem powiedzieć, że masz jego plakaty w pokoju i co wieczór całujesz "go" na dobranoc.
- Charlsie Marku [T.N.] przystopuj troszeczkę. Spakuj się do szkoły i chodź na kolację.
 Następnego dnia szłam zaprowadzić brata na lekcje. Nie musiałam się spieszyć, gdyż moje liceum było zamknięte z powodu problemów technicznych.
- [T.I.]! Jak miło Cię znów widzieć. Masz może czas na herbatę? - Lou dogonił nas przy bramie szkoły.
- Pewnie, że tak. Charlie, dziewczynki miłego dnia - odparłam i wbiłam wzrok w Tommo.
- A wiesz, że Louis zakochał się w [T.I.]? Zakładam się o dychę, że już dziś się pocałują - stwierdziła oddalająca się Phoebe zakładając się z Charliem. Ja nie usłyszałam tych słów, gdyż za bardzo zaabsorbowana była Lou.
- Podobno jesteś fenomenalną pisarką - powiedział chłopak, gdy zajęliśmy miejsca w kawiarni.
- Coś czasem napiszę, ale to nic wielkiego - zarumieniłam się.
- Jak to nic wielkiego. Udowodnię, że mam rację. - to prawda udowodnił, całując mnie w usta. Nie spodziewałabym się...
Byliśmy parą. Minęło 10 tygodni "urlopu" Louisa. Zostało nam zaledwie 14 dni.
- Co ubierzesz na studniówkę? - zapytała mnie pewnego grudniowego wieczoru, tuż przed świętami, [I.T.P.] , gdyż nocowała u mnie.
- Może tą fioletową sukienkę? Nie wiem, mam inne sprawy na głowie.
- A mianowicie? - [I.T.P.] nie kryła zdziwienia.
- Nie mam z kim iść. Loui ma trasę, więc zostanie mi iść samej - stwierdziłam, bawiąc się telefonem.
- Nie martw się, też idę sama. David mnie rzucił. A w przeciągu 3 tygodni raczej się nie zakocham.
- Biedna - odparłam i z całych sił przytuliłam [I.T.P.]
- Nawzajem, kochana - dobrze, że miałam kogoś, kto pocieszał mnie w tak trudnych chwilach.

~*~

Na oko dziewiętnastoletnia dziewczyna stała przed lustrem, podziwiając śliczną lawendową sukienkę świetnie na niej leżącą. Tak, to byłam ja. Włosy upięłam w niesforny koczek, z którego wymykały się pojedyncze kosmyki. Delikatny makijaż podkreślał moją w połowie słowiańską (ojciec był Polakiem) , w połowie angielską urodę.
- [T.I.] jesteś gotowa? -usłyszałam wołanie [I.T.P.]
Już chciałam powiedzieć "nie", ale ugryzłam się w język i odkrzyknęłam.
- Już schodzę!
Stąpałam powoli po schodach. Nie miałam ochoty z nich spaść, a było to tym bardziej bliskie dokonania, iż miałam na nogach czarne, zgrabne buciki na obcasie. Schodziłam powoli, by nadać tej chwili magię. Mama i [I.T.P.] otworzyły ze zdumienia usta.
- Śliczna jesteś, córeczko - rodzicielka pocałowała mnie w policzek. Następnie wraz z przyjaciółką wyszłyśmy z mojego domu. Dość szybko dotarłyśmy do lokalu, w którym odbywała się studniówka. Wiadomo, jak to na tego typu imprezach najpierw odbyło się tańczenie walca i inne podobne. Później mogliśmy szaleć do woli. Niestety, ja nie miałam z kim. Około północy rozległ się głos wodzireja :
- Teraz zapraszamy partnerki i partnerów do, specjalnie dla Was zarezerwowanego, wolnego tańca.
No nie wiem z kim - pomyślałam.
- Może ze mną? - usłyszałam. O kurczę, musiałam powiedzieć to głośno! Ale do kogo należał ten głos? Był zbyt duży gwar, bym mogła go zidentyfikować. Odwróciłam głowę i...
- O mój Boże! Louis! Co Ty tutaj robisz? - rzuciłam się na szyję chłopakowi.
- Nie uduś mnie. Urwałem się z trasy.
- W ogóle skąd wiedziałeś, że mam studniówkę? "Urwałeś się" czyli?
- Po kolei. Wiedziałem, bo usłyszałem Twoją rozmowę z [I.T.P.] na ten temat. Widocznie przez przypadek włączyłaś telefon. A po drugie "urwałem się", czyli wyskoczyłem z busa - uśmiechnął się rozbrajająco.
- Głupek. Może wyszlibyśmy na zewnątrz. Duszno tu - poprosiłam.
Stanęliśmy na tarasie i zaczęliśmy się całować. W tle słyszeliśmy dźwięk dzwonów kościelnych, oznajmujących północ. Zaczął padać deszcz. Tańczyliśmy przytuleni, nie zwracając na niego uwagi. Cieszyliśmy się każdą chwilą spędzoną razem. Kochaliśmy się. Jestem bardzo ciekawa, co Charlie, Daisy i Phoebe na to, iż być może w niedalekiej przyszłości zostaną rodziną. Mam nadzieję, że będą dumni z rodzeństwa, które nauczy ich, iż najważniejsza w życiu jest miłość.






Jak się spodoba? Napiszcie w komentarzach :D
Co do owej ważnej wiadomości: 


Poszukujemy dziewczyny (a może znajdzie się chłopak :D), która dołączyłaby do mnie i do Agi i pisałaby imaginy na tego bloga. 

Postanowiłyśmy się na to zdecydować, gdyż oprócz tego bloga każda z nas pisze też opowiadanie, nie mówiąc już o nauce. Po prostu nie mamy czasu i byłoby świetnie, gdyby ktoś się zgłosił. 

Piszcie tu : moje GG: 24654668
             mój tt: @horanomanka



~Dominika

6 komentarzy:

  1. o mamusiu jaki fajny <3 :3
    taki uroczy. i w taki świetny sposób się poznali. awww *_* kochane c:
    no więc imagin świetny, jak zawsze zresztą.
    czekam na nowy <3 x

    OdpowiedzUsuń
  2. ten Charlie to niezły pogrywacz! jestem pewna, że zrobił to specjalnie ;) imagin świetny, jak zawsze ;P

    OdpowiedzUsuń
  3. Imagin przecudowny!

    OdpowiedzUsuń
  4. zajebisty :- D daj mi trochę swojej weny :'(

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K