Statystyka

środa, 7 listopada 2012

#38. Louis.

Nigdy nie miałam łatwego życia. W wieku 9 lat straciłam oboje rodziców. Mama umarła na raka, a tata nie mógł sobie z tym poradzić i popełnił samobójstwo. Od tamtego momentu wychowywała mnie babcia, ale kłopoty zaczęły się wtedy, gdy wykryto u mnie nowotwór. To w tamtym czasie zdałam sobie sprawę z tego co naprawdę chcę robić. Chciałam nieść pomoc chorym, takim jak ja, którzy z każdym dniem żyli ze świadomością tego, iż to mogą być ich ostatnie godziny. Właśnie dlatego jestem wolontariuszką w pewnym londyńskim szpitalu. Wśród tych dzieci nie czuję się obco, przeciwnie. Jest tak, jakbyśmy byli wielką rodziną, a ja ich starszą siostrą. Do placówki przychodziłam każdego dnia wieczorem. Jeżeli następnego dnia nie miałam zajęć, to zostawałam nawet na noc i siedziałam przy łóżku jednego z dzieci, z którym najbardziej się zaprzyjaźniłam. Przez ostatnie kilka dni była to 6-letnia dziewczynka o jasnej cerze i blond włosach. Miała na imię Daisy i była chora na stwardnienie rozsiane. Polubiłam ją od razu, gdy weszłam do jej sali, a ona się do mnie uśmiechnęła. Jest bardzo miłą i fajną dziewczynką, nie poddaje się swojej chorobie, walczy każdego dnia. Nad łóżkiem ma powieszony plakat swojego ulubionego zespołu. Któregoś dnia ją o to zapytałam.
 - Podobają ci się? Pewnie chciałabyś je kiedyś poznać?
 - Bardzo bym chciała. Są najlepsze - spojrzała na cztery dziewczyny wiszące na ścianie - Mój brat obiecał mi, że kiedyś będziemy miały wspólne zdjęcie.
 - Też kiedyś spotkałam mój ulubiony band. Życzę ci tego samego. - powiedziałam, wiedząc, że ja tym zainteresuje.
 - Naprawdę? A jaki? - spytała zaciekawiona.
 - One Direction. Byłam na ich ostatnim koncercie, mam ich autografy, zdjęcie i chyba spodobałam się jednemu z chłopaków. - oczywiście to wszystko nie było prawdą, ale liczyło się tylko to, że Daisy słucha z zaciekawieniem i jej myśli chociaż na chwilę są zajęte czymś innym, niż choroba.
 - A komu się spodobałaś? - wyrwała mnie z myśli blondynka.
 - Louisowi Tomlinsonowi. Znasz go? Jest przecudowny  - tym razem mówiłam szczerze. Chłopak zachwycił mnie od czasu, gdy ich pierwszy raz zobaczyłam. W teledysku 'What makes you beautiful'.
 - Tak. Kojarzę go. W takim wypadku ty i mój brat będziecie mieli o czym rozmawiać - odparła dziewczynka z tajemniczym uśmiechem na twarzy.
  Wyszłam ze szpitala i skierowałam swe kroki ku domowi. Babcia jak zwykle wypytywała mnie o to, co się dzisiaj działo, a ja musiałam jej o wszystkim opowiedzieć. Czasami mam dosyć jej gadaniny, ale mam tylko ją. Pocałowałam jej policzek i poszłam do siebie. Wzięłam prysznic i położyłam się spać.
 Obudził mnie szum wody puszczanej w łazience na dole. Przetarłam oczy i podniosłam się z łóżka. Zmierzyłam ciśnienie - na szczęście było w normie - i zażyłam leki, po czym zeszłam na pośpieszne śniadanie, a potem na uczelnię i do szpitala. Strasznie padało, więc byłam cała mokra.
 - Hej, Daisy. Ale leje. Zmokłam do ostatniej nitki - powiedziałam, wchodząc do sali i rzucając swoje rzeczy na pobliskie krzesło. Nie zauważyłam ciemnej postaci w rogu pokoju. - Oj, przepraszam. Nie wiedziałam, że masz gościa. Wpadnę później.
 Zaczęłam się wycofywać, ale wtedy nieznajomy wstał, odwrócił się w moją stronę i przemówił swoim charakterystycznym głosem, który rozpoznaję w każdej piosence.
 - Zostań. Jestem Louis. Miło mi cię poznać [T.I]. Dziękuję, że się nią opiekujesz. Sama rozumiesz, że nie mam tyle czasu ile bym chciał przeznaczyć na swoje wizyty.
 - Skąd wiesz jak mam na imię? - to było jedyne zdanie, które wydobyło się z moich ust. Żadnego: "To dla mnie przyjemność odwiedzać tą wspaniałą osóbkę" albo "Jasne, rozumiem, że masz napięty grafik, itd." Dotychczas poważne rysy chłopaka rozluźniły się w słodkim uśmiechu.
 - Daisy mi dużo o tobie opowiadała. - odpowiedział na moje wcześniejsze pytanie. - Wiem o tobie bardzo dużo. Tylko, że moja mała siostra nie dokładnie mi cię opisała. Powinna była powiedzieć, że ...
 Wiem, że nie powinnam była przestawać słuchać, ale jedno było dziwne. Jak ja mogłam nie rozpoznać w tej dziewczynce siostry Louisa Tomlinsona?! Usiedliśmy przy łóżku małej i na jej życzenie poczytaliśmy jej bajki na dobranoc. Gdy już zasnęła, poczułam na ramionach ręce Lou, który powiedział:
 - Chodź. Niech śpi.

 Wyszliśmy po cichu z sali, a potem ze szpitala. Szliśmy w ciszy koło parku, gdy w pewnym momencie Loui rzekł :

 - Moja siostra opowiedziała mi o wszystkim.
 - To znaczy? - udałam, że nie rozumiem.
 - Mówiła o tym, że byłaś na naszym koncercie.
 - Tak. To znaczy nie. Tylko opowiadałam, żeby ją zaciekawić.
 - Aha. A czy... czy to co mówiłaś o mnie... - pytał zawstydzony chłopak.
 - To prawda - podpowiedziałam mu. Louis zatrzymał mnie, łapiąc mnie za rękę. Stanęłam z nim twarzą w twarz. Drugą rękę położył na moim policzku, a ja na jego piersi. Po chwili do siebie przylgnęliśmy i już mieliśmy się pocałować, gdy coś w mojej głowie zawołało "Nie!".
 - Co się stało? - zapytał Tomlinson, gdy się odwróciłam.
 - Nie mogę, przykro mi - wyrwałam się z jego dłoni i odeszłam. Na szczęście zaskoczony Loui nie pobiegł za mną, więc mogłam spokojnie się oddalić. Dlaczego to zrobiłam? Bo nie chciałam mu odbierać radości z życia. Mój nowotwór jest silniejszy niż jakiekolwiek uczucie. Nawet najsilniejsza miłość. Prędzej czy później bym odeszła, pozostawiając w jego sercu wielki ból tak jak teraz.
 Następnego dnia nie poszłam do szpitala. Przesiedziałam cały dzień w pokoju. Lecz jak długo można ukrywać się przed światem? Z nudów wzięłam laptopa i wpisałam One Direction w wyszukiwarkę. Wyskoczył mi jakiś mecz, w którym grał Louis plus jego wpis na Twitterze.
 "Grałem dla pewnej wyjątkowej dziewczynki, która jest ciężko chora i dla wspaniałej dziewczyny, która się nią opiekuję. Mam nadzieję, że w końcu los się do was uśmiechnie. Kocham was."
 Zamknęłam laptop. Poczułam, że tej nocy będę potrzebowała dużej ilości chusteczek.
 Kolejnego dnia potrzebowałam kontaktu z ludźmi. Musiałam zobaczyć się z Daisy. Weszłam do jej sali, ale było tam tylko puste łóżko, obok którego siedział zgarbiony Louis. Po chwili wahania podeszłam do niego, położywszy mu rękę na ramieniu. Chłopak podniósł głowę, spojrzał na mnie szklistymi oczami i wyczytując z moich tęczówek pytanie, powiedział:
 - Ona nie żyje.
 Policzek. Poczułam się, jakbym dostała w policzek z całej siły. A nawet gorzej. Jakby pode mną otworzyła się ziemia, a ja zaczęłabym spadać w ciemność nie mogąc się niczego uchwycić.
 - Właśnie dlatego nie możemy być razem - powiedziałam, gdy trochę się otrząsnęłam. Tomlinson spojrzał na mnie nic nie rozumiejąc, więc pospieszyłam z wyjaśnieniami - Kiedyś, nie wiem kiedy, może nawet jutro to ja tu będę leżała - wskazałam puste łóżko - To mną się będą opiekować lekarze i pielęgniarki, mnie będą kłamać, że jedna, druga i nie wiadomo ile jeszcze operacji się powiodło, chociaż dobrze wiem, że prędzej czy później umrę. A wiesz dlaczego? Bo jest niewiele ludzi, którym udało się wygrać z rakiem. - wszystko we mnie wrzało, ale mówiłam spokojnie - Nie chcę, abyś przeze mnie cierpiał. Przeżylibyśmy razem kilka lat, a co dalej? Ja odejdę, a ty?
 - To byłyby najszczęśliwsze lata w moim życiu. Moglibyśmy tworzyć rodzinę, nie opuściłbym cię do końca. Rozumiem twoje obawy, ale pozwól man spróbować, proszę - Lou celowo nie użył słowa "rak", chociaż mógłby. Po ostatniej nocy myślałam, że nie wyleję już ani jednej łzy, lecz się myliłam. Louis przygarnął mnie do siebie, a ja przylgnęłam do niego jakby był miękką poduszką, w którą mogę się wypłakać.

 ~.~


Umarła. Odeszła niczym anioł. Były anioł. A on? On tęskni. Tak cholernie tęskni. Za ciepłem jej ciała, za zapachem jej włosów, za delikatnym brzmieniem jej głosu. Lecz czy się poddał? Nie. Nie zrobiłby tego ze względu na nią. A dlaczego? [T.I] zostawiła po sobie znak. Małe, kwilące szczęście. Córeczkę. Odeszła, ale zawsze przy nich będzie. Będzie ich aniołem, który ich podniesie ilekroć upadną. Będzie do końca, na zawsze, na wieki. Aż w końcu się spotkają - tam, na górze. Wpadną sobie w ramiona, stęsknieni tak długą rozłąką, jaką była jej śmierć. I wtedy rozpoczną drugie życie. To lepsze życie, bo już nic ich nie rozdzieli.


Bardzo dziękuję Dominice, której dedykuję ten oto imagin. Napisała zakończenie, jak wena mi się troszkę wykończyła. Dziękuję ♥





                                                                                                               ~Agnieszka

5 komentarzy:

  1. Jest długii! Ach... Masz talenta! I bardzo bujną wyobraźnie xD

    OdpowiedzUsuń
  2. Uwielbiam ten imagin!!! Chyba najlepszy jaki czytałam, a czytałam mnóstwo...!
    Popłakałam się swoim zwyczajem, ale jest na prawdę śliczny...! <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Kurde weź znowu płakałam czytając to :'( a uwierz mi do rozbeczanych dziewczyn nie należę :-D ale tak ogólnie to, to jest zajebiste troche:-* z resztą jak każdy wasz imagin :-). kocham was :-*

    OdpowiedzUsuń
  4. Jezu dziewczyno masz talent popłakałam się jak małe dziecko któremu zabrało się ulubioną prytulanke kocham to jaki i ciebie:)

    JuliaxD

    OdpowiedzUsuń
  5. Talent...tak można to opisać. Świetnie piszecie <3 :D

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K