Statystyka

piątek, 16 listopada 2012

#44. Louis.

Sześćdziesiąt osiem, sześćdziesiąt dziewięć... Jeszcze jeden. Uff. Doszłam na trzecie piętro miejscowego szpitala. Ostatnio forma mi się poprawiła, dzięki temu wbieganiu po schodach. Niestety, od kiedy zostałam wolontariuszką, miałam mniej czasu dla siebie, ale czego nie robi się, by pomagać innym?  Pobiegłam w stronę dyżurki. Pobiegłam, bo byłam już spóźniona.
- Dzień dobry, siostro Garton - przywitałam się z przełożoną - W czym mam dziś pomóc? 
- Przyjęto na oddział chłopaka, na oko dwudziestoletniego. Pomyślałam, że zostawię go Tobie pod opiekę. Bardzo Ci ufam, [T.I.] - usłyszałam, gdy opuszczałam pomieszczenie. Uśmiechnęłam się do siebie i ruszyłam do pokoju, w którym leżał ów chłopak. 
- Cześć. Jak się miewasz? - przywitałam się.
- Hej, bywało lepiej. Ale widok tak ślicznej dziewczyny od razu poprawił mi nastrój. 
- Cieszę się bardzo. Jestem [T.I.] i od 2 miesięcy pomagam jako wolontariuszka. A Ty jesteś Louis, tak?
- Dokładnie, Twoja przełożona ma dobry gust, że przydzieliłam mi Ciebie. Trzeba przyznać. Mam nadzieję, że będziesz mnie odwiedzać i porozmawiamy - powiedział brunet.
- Co dwa dni będę meldować się w pokoju nr 315, zgoda? 
Jak obiecałam 4 razy w tygodniu odwiedzałam Louisa. Chłopak miał raka i, niestety, pozostawało mu jakieś 3 miesiące życia. Smutne, lecz prawdziwe. Lou jednak cieszył się z życia, nigdy nie narzekał. W dodatku był niesamowicie mądry i inteligentny. Nieraz mówił mądrzej niż niektórzy uczeni.
- [T.I.], będziesz ze mną do końca? - usłyszałam czerwcowego popołudnia, 9 tygodni po poznaniu Lou.
- Kochany, nigdy Cię nie opuszczę i zawsze będziesz zajmował najważniejsze miejsce w moim sercu - odparłam i pocałowałam Go. Tak bardzo bałam się dnia, gdy Go już nie będzie. Gdy Go zabraknie. Gdy Bóg zabierze Go do siebie. I zostanę sama. Był tak wyjątkowym człowiekiem, że wolałam żyć teraźniejszością niż wybiegać w przyszłość. Niż myśleć o świecie bez Louisa. Chłopak był świadomy, iż każdy kolejny dzień, a nawet godzina, może być jego ostatnią, ale nie bał się śmierci. Wyznał mi, że lęka się czegoś innego. Że boi się rzeczywistości beze mnie... Powiedział mi to dokładnie trzy miesiące po przyjeździe do szpitala. Dzień po tym wyznaniu przyszłam do "pracy" wcześniej niż zwykle.
- Dzień dobry, pani Garton - przywitałam się z pielęgniarką z uśmiechem na ustach - Lecę do Louisa.
- [T.I.], on... On zmarł tej nocy. Odszedł, kochanie, on odszedł - wyszeptała tuląc mnie do piersi jak córkę - Wiem, że Louis Cię kochał. Słyszałam, jak Ci to mówił i widziałam z jaką miłością Ci to okazywał. [T.I.] musisz dać radę żyć bez niego. Kiedyś się spotkacie.
Zaczęłam histeryzować. 
- Louis, Louis - krzyczałam jak opętana.

~*~

- Spokojnie skarbie. Coś Ci się śniło? Już dobrze - poczułam jak ktoś mnie przytula. Otworzyłam oczy... To był tylko sen. Louis był przy mnie i trzymał mnie w ramionach. 
- Louis, obiecaj mi, że będziesz ze mną do końca - poprosiłam męża.
- Kochana, nigdy Cię nie opuszczę i zawsze będziesz w moim sercu - powtórzył słowa powiedziane przeze mnie we śnie. Poczułam się bezpieczna, wtuliłam się w chłopaka i odpłynęłam w krainę Morfeusza. Mam tylko nadzieję, że tym razem przyśni mi się jakiś książę z bajki, a nie koszmar z Louisem w roli głównej. 



Takie tam, nie jestem z niego zadowolona, niestety. I taka informacja, ważna lub mniej, ale... Od 1 grudnia na 2 bądź 3 tygodnie ZAWIESZAM SWOJĄ DZIAŁALNOŚĆ. Dostałam się na rejonowy konkurs, co równa się z przeczytaniem kilkunastu książek na grudzień -.-'. Aga będzie dla Was pisać, ja niestety nie znajdę na to czasu :( Teraz  do końca miesiąca dodam jeszcze 3 imaginy i pożegnamy się na jakiś czas.
Jednokierunkowych Skaaarby ♥

~Dominika

3 komentarze:

  1. Gratuluję kochana! Przede mną olimpiada z Wos'a! Masakra!
    Jednocześnie płaczę i ubolewam, bo mi stąd kurde znikasz! Wracasz szybko!

    OdpowiedzUsuń
  2. Wracaj szybko!
    PS Ten imagin jest przecudowny!

    OdpowiedzUsuń
  3. zajebiste wracają szybko

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K