— Chciałabyś, żeby
miłość dowiodła ci, że istnieje. Nie tędy droga.
To ty masz dowieść, że istnieje.
— W jaki sposób?
— Zaufać.
— W jaki sposób?
— Zaufać.
(Éric-Emmanuel Schmitt)
Straciłam
wszystko. W jednym momencie los zakpił sobie ze mnie i wylał wiadro zimnej
wody, uświadamiając, że życie nie jest pięknym snem… Stałam na środku chodnika
z walizką w ręce, która była moim jednym dobytkiem. Nie posiadałam nic więcej
poza paroma ubraniami, gdyż dumę już dawno zdążyli mi odebrać. Nie miałam dokąd
pójść. Nie mogłam…
Już
od dawna nie posiadłam rodziny. Zostawiłam ją ponad rok temu w Polsce, chcąc
pokazać wszystkim niedowiarkom, że marzenia się spełniają. Nie mogłam znieść
myśli, że rodzice nie akceptują moich planów na przyszłość, które wiązałam z
wyjazdem do Londynu. Zawsze próbowali pokazać mi, że lepiej znają się na życiu
i nie mam czego szukać w tym kraju. Że moje miejsce jest na studiach
inżynierskich, że muszę wyjść za mąż, a potem wieść normalne życie… jak
wszyscy.
Właśnie
tego najbardziej się bałam. Monotonni. Że któregoś dnia ogranie i mnie. Z
całych sił walczyłam o to, żeby nigdy mną nie zawładnęła. I wydawało się, że
jestem na finiszu… Zdobyłam pieniądze na wyjazd do wymarzonego miasta,
znajdując tam wcześniej pracę. Opłaciłam mieszkanie oraz wysłałam dokumenty do
kilku tamtejszych uczelni. Wszystko, żeby przybliżyć się do spełnienia marzeń…
Życie
nie jest sprawiedliwe. Doskonale o tym wiedziałam. Więc dlaczego tak łatwo
pozwoliłam omiatać się przez zdradzieckie sidła zgubnego losu? Teraz to i tak
było już nie ważne. Straciłam pracę, wyrzucali mnie ze szkoły i z mieszkania.
Chciałam przyznać rację mamie, ale jej tu nie było. Może to nawet i lepiej? Nie
musiałabym wysłuchiwać kazań, które utwierdziłyby mnie w przekonaniu, że jestem
beznadziejna i nic w życiu nie osiągnę. Nie chciałam wracać do domu z
podkulonym ogonem. Po prostu nie mogłam!
Chociaż tak trudno było pogodzić się z porażką…
Przemierzałam
zatłoczone ulice Londynu ciągnąc za sobą swój cały dobytek. W kieszeni
szeleściło kilkadziesiąt funtów, ale, jak się okazało, nie wystarczyły one
nawet na najtańszy hotel. Czułam jak tracę wszystkie siły, że dłużej nie dam
rady tego ciągnąć. Próbowałam wziąć się w garść, znaleźć inną pracę,
zakwaterować się chociażby w jakimś motelu – na próżno. Wszyscy odwrócili się
ode mnie tego dnia. Jak i zawsze, kiedy próbowałam walczyć o coś, na czym
cholernie mi zależało.
W
końcu udałam się do jakiegoś baru. Chciałam się opić, wydać wszystkie pieniądze
i rzucić się w ramiona zgubnego losu, który zaprowadził mnie aż tutaj – do
miejsca gdzie marzenia zaczęły się spełniać. Kochałam Londyn, mimo wszystko. I
to, co działo się teraz ze mną nie miało żadnego znaczenia. To miasto było i
nadal jest po prostu magiczne…
Siedziałam
przy barze i popijałam którąś z kolei butelkę piwa. Po czwartej straciłam
rachubę czasu. Ale dziwnie mi to nie przeszkadzało. W pewnym momencie
zauważyłam, że dwie dziewczyny siedzące po drugiej stronie baru przyglądają mi
się z zaciekawieniem. Zawzięcie szeptały coś do siebie nie spuszczając ze mną
wzroku. Próbowałam udawać, że mało mnie to obchodzi dopóki nie podeszły do
mnie. Były ubrane o wiele za skąpo jak na wczesną wiosnę, ich makijaż i strój
mówiły same za siebie. Mimo zamroczonego umysłu domyśliłam się, kto przede mną
stoi.
-
Potrzebujesz pomocy – to nie było pytanie to było stwierdzenie
- A
co cię to obchodzi?! – odburknęłam jednej z nich pochylając się nad prawie
pustą butelką
-
Wyszczekana – odpowiedziała druga – Nadaje się idealnie…
-
Jest za młoda – skarciła ją koleżanka, ale długo się nie sprzeczały. Dziewczyna
o kruczoczarnych włosach i oczach spojrzała na mnie… z troską? – Mała, nie
udawaj. Ktoś taki jak ty nie przyszedłby tu, gdyby dobrze mu się powodziło.
Dobrze znam życie i w i e m, że potrzebujesz pomocy, czyż nie?
Spuściłam
głowę, co miało oznaczać potwierdzenie jej słów. Czarnooka uśmiechnęła się po
czym zajęła miejsce tuż obok mnie. Zamówiła dla nas po kieliszku Martini. To
była dla mnie zupełnie nowa sytuacja, nie czułam się dobrze, ale nie chciałam
nic mówić…
-
Jestem Marika – przedstawiła się po chwili podając mi zadbaną dłoń z
nienagannym manikiurem.
-
{T.I}, miło mi poznać – westchnęłam ściskając się z nią – Czy mogę wiedzieć o
co tu chodzi?
-
Dobrze, myślę, że już czas. Postawię sprawę jasno: pomogę ci, jeśli ty możesz
mnie.
- W
jaki sposób? – zapytałam zdezorientowana. Ona uśmiechnęła się przebiegle,
ukazując rząd białych zębów. – Nie mam pieniędzy, właśnie straciłam pracę i
dach nad głową. Chyba źle wybrałaś swoją „wspólniczkę”.
- A
mnie się wydaje, że dokonałam naprawdę świetnego wyboru – na jej twarz wkradł
się tajemniczy uśmiech, a po chwili przekazała mi propozycję nie do odrzucenia…
I
tak właśnie trafiłam do agencji towarzyskiej. Od tamtej pory miałam zarabiać na
życie swoim własnym ciałem. Propozycja złożona przez Marikę nie wydawała się
kusząca, ale była jednym sensowym wyjściem z sytuacji w jakiej się znalazłam.
Poznałam tam kilka miłych osób, a alfons okazała się młodym przystojnym
mężczyzną, który przyjął mnie z otwartymi ramionami. Kilka dziewczyn nie
polubiło mnie od pierwszego spotkania, ale starałam się to ignorować.
Najważniejsze, że miałam dach nad głową, jedzenie i pieniądze. Mimo że
znalazłam się w burdelu, byłam „szczęśliwa”…
Jednak
z każdym dniem moje samopoczuciu ulegało pogorszeniu. Mężczyźni perfidnie mnie
dotykali, całowali i namawiali na erotyczne zabawy. A ja… byłam dziewicą. I nie
chciałam stracić tego z przypadkową osobą w brudnym, hotelowym pokoju. Mitch,
mój alfons, odmawiał każdemu, kto chciał się ze mną przespać, przekonując mnie,
że zrobię to kiedy tylko będę gotowa… Ale prawda była taka, że czekał na
najlepszą ofertę, najwyższą cenę jaką ktoś mógł dać za noc spędzoną u boku jego
najnowszego nabytku…
Z
dnia na dzień żałowałam tego, co zrobiłam. Pragnęłam tylko wydostać się z tego
piekła i wrócić do Polski. Jednak nie było mi to dane. Musiałam znosić
pożądliwe spojrzenia i krępujący dotyk. Jednak nadal byłam „nienaruszona”.
Niczym prezent, czekałam na kogoś to będzie na tyle odpowiedni, by mnie
rozpakować. I dokładnie tydzień później taka osoba zawitała do naszej agencji…
***
- A
nie mówiłem, że Zayn poderwie tą dziewczynę!? – krzyknął podekscytowany Lou
biegnąc kilka metrów przed nami. Wracaliśmy z klubu, a po pustych ulicach
odbijał się głos chłopaka.
-
Barwo, szaleńcze! – westchnąłem przewracając oczami. Po co w ogóle zgodziłem
się na ten zakład? Jakbym nie wiedział, że wszystko co się rusza i jest płci
przeciwnej nie oprze się Malikowi. – I co teraz zamierzasz z tym zrobić?
- Na
pewno nie puścić ci tego płazem – zaśmiał się szatyn obejmując mnie ramieniem –
Za to, że nie wierzysz w możliwości naszych kolegów będziesz musiał słono za to
zapłacić. Pomyślimy…
Szliśmy
w ciszy, każdy pogrążony w swoich myślach. Próbowaliśmy się wyciszyć po
hałaśliwej imprezie i wrócić do domu w miarę niezauważonymi. Poza tym jakoś
nikt nie miał ochoty na rozmowy. Ale to było tylko moje wrażenie i każdy
zastanawiał się co wymyśli Tomlinson.
-
Już wiem! – posłałem przyjacielowi pytające spojrzenie, ale ten uśmiechnął się
tajemniczo. Chwycił mnie za ramiona i odwrócił w stronę jednego z budynków. W
oczy uderzył mnie neonowy szyld agencji towarzyskiej… - Proszę, oto twoje
zadanie!
- Że
co?! – wykrztusiłem oszołomiony, ale chłopcy tylko zaczęli się ze mnie śmiać.
-
Daj spokój, Styles, przecież nie jesteś już prawiczkiem – zaśmiał się Zayn,
który chwilę później posłał Liamowi znaczące spojrzenie – Nie mów, że pękasz…
- I
że niby z kim? – warknąłem zrzucając z ramienia dłoń przyjaciela.
-
No, na pewno nie z Lou – odezwał się Niall, a reszta po raz kolejny wybuchła
śmiechem. Posłałem im mordercze spojrzenie, ale to praktycznie nie pomogło.
-
Wybierz sobie jakąś panienkę, zabaw się z nią, a potem porzuć, jak robisz to
zawsze – instruował mnie Lou – Żeby zaliczyć to zadanie przynieś nam jej
stanik… Proste? Proste! No to widzimy się rano.
Zostałem
sam. Musiała minąć naprawdę długo chwila zanim się opanowałem, a moje stopy
zaczęły ciężko sunąć po chodniku. W końcu dosięgnąłem klamki i naciskając ją
pchnąłem mosiężne drzwi.
W
środku było ciemno i okropnie śmierdziało. Z każdej strony otaczały mnie
półnagie kobiety, które na jedno skinienia placem były w stanie się dla mnie
rozebrać. Przy stolikach siedzieli pijany mężczyźni, którzy bez skrupułów dotykali
swoje klientki. Poczułem jak skręca mnie w żołądku. Chciałem uciec stąd jak
najszybciej i zapomnieć, że zgodziłem się na to wszystko.
Stanąłem
na środku i przeszukałem wzrokiem salę w poszukiwaniu tej odpowiedniej... Nagle
dostrzegłem młodą dziewczynę, która zupełnie odbiegała od reszty. Coś, jakaś
tajemnicza siła kazała mi zabiegać właśnie o nią. Stała za barem i starała się
nie patrzeć na to, co dzieje się wokół. Wychwyciłem jej spojrzenie, ale
natychmiast mi uciekła. Zacząłem działać. Podszedłem do loży gdzie siedział
alfons.
-
Szukam dziewczyny – zacząłem ostro, chcąc by potraktował mnie poważnie.
-
Chętnie, ale chyba cię nie stać… chłopczyku – zaśmiał się, a w raz z nim dwie
półnagie kobiety.
- Sądzę, że jestem wypłacalny – na
potwierdzenie tych słów wyciągnąłem z kieszeni rulonik pieniędzy. Mężczyzna ze
zdziwieniem zdjął okulary – Dziewczyna za barem. Ile?
Długo
kłóciliśmy się o cenę, ale po namowach alfons „sprzedał” mi dziewczynę za kilka
tysięcy funtów. Kiedy dostał pieniądze przeliczył je łapczywie po czym kazał
jednej ze swoich dziewczyn zaprowadzić mnie do osobnego pokoju. Usiadłem na
łóżku i rozglądając się, pomyślałem: „Kurwa, Styles, w coś ty się do cholery
wpakował?!”
Moje
przekleństwa przerwała ONA. Pojawiła w drzwiach i niepewnym krokiem wkroczyła
do pomieszczenia. Była przerażona, a w jej oczach malował się strach.
Obejmowała się ramionami. Jej skromność we mnie uderzyła, nie wyglądała jak
„koleżanki” w sali obok, a mimo to pociągała mnie o wiele bardziej. Kilka minut
trwaliśmy w kompletnej ciszy, słychać było jedynie jej przyśpieszony oddech.
Powoli wstałem i podszedłem do niej. Jedną ręką objąłem ją w talii, lekko przyciągając,
drugą przejechałem delikatnie po zaróżowiałym policzku. Spojrzała na mnie swymi
wielkimi oczyma, w których wyczuwało się jedynie ból i strach. Zamarłem.
Dziewczyna przysunęła się bliżej i mnie pocałowała.
Z
każdym pocałunkiem stawałem się coraz odważniejszy, w końcu wylądowaliśmy na
łóżku. Nie miałem pojęcia co robię, po prostu chciałem to mieć z głowy... Ale
oboje czuliśmy to samo. Zniechęcenie i świadomość tego, że coś jest nie tak. W
końcu oderwałem się ode niej. Głośno dyszeliśmy, odsunęła się na bok łóżka i
zaczęła płakać. Mina jaką w tym momencie zrobiłem wyrażała wszystkie emocje:
strach, chorą ambicje współczucie, ale przede wszystkim współczucie. Byłem
kompletnie zbity z tropu. Okrążyłem łóżko i podszedł do niej, nie odzywając
się, po prostu ją przytuliłem. Siedzieliśmy tak kilka minut. Nie chciałem jej
opuszczać. Była taka zagubiona, samotna, nie pasowała do tego świata. Otarłem
rękawem łzy z jej policzków i szeptem, zapytałem:
- Aż
tak źle całuję? – wybuchła niepohamowanym śmiechem, na co uśmiechnąłem się triumfalnie.
To jedno zdanie wystarczyło, by przełamać lody.
Nagle
dziewczyna zaczęła opowiadać mi swoją historię. Słuchałem jej przejęty nie
mogąc pojąć, że to wszystko stało się jednej osobie. Jej zrujnowane marzenia
przybiły mnie do tego stopnia, że zaczęłam zastanawiać się, co by było gdybym
ja znalazł się w podobnej sytuacji. Cały czas trzymała mnie za rękę, a ja
obejmowałem ją ramieniem, żeby dodać otuchy.
- I
to wszystko, dlatego tu jestem – westchnęłam pociągając nosem – Przepraszam, że
zawracam ci tym głowę, ale…
-
Wszystko w porządku! Nawet nie wiesz ile znaczy dla mnie taki gest – zawahałem
się – Tak naprawdę wcale nie chciałem tu przyjść, koledzy mnie zmusili…
- A
może Louis? – zaśmiała się na co ja spiorunowałem ją wzrokiem – Myślisz, że nie
wiem kim jesteś? Kiedy tylko tu wszedłeś od razu cię poznałam. I po głowie cały
czas krążyła mi jedna myśl: Co Harry Styles robi w burdelu!?
-
Przegrywa zakład – zaśmiałem się. Ale w tym momencie wcale nie przeszkadzało
mi, że wrócę do domu jako poległy. W tym momencie nie liczyło się nic. Tylko
ona – Skoro znasz moje imię, to chyba ja powinienem poznać twoje?
-
{T.I} – przedstawiła się podając mi dłoń, którą delikatnie pocałowałem.
Zarumieniła się. – Nawet nie wiesz jak miło cię poznać, Harry Stylsie.
I
tak spędziliśmy wspólnie czas do samego rana. Rozmawialiśmy i poznawali się
lepiej. Z każdą chwilą czułem jak zaczyna łączyć nas coraz silniejsza więź.
Dowiedziałem się o {T.I} wielu ciekawych rzeczy, a ona o mnie. Jeszcze nigdy
nie czułem się tak swobodnie w towarzystwie dziewczyny, która… zaczęła mi się
podobać? Chyba traciłem powoli zmysły. Ale nawet gdyby ona chciała tego równie
mocno jak ja… przecież była tu uwięziona. Niczym własność tego alfonsa…
-
{T.I}, co dalej z tym zrobisz? – spytałem łapiąc ją za rękę. Dziewczyna zrobiła
głupią minę, ale ja tylko pokiwałem głową – Wiesz o czym mówię. Mimo że znamy
się tylko kilka godzin jesteś dla mnie ważna i chcę cię chronić. Ale nie mogę
robić tego tutaj, każdego wieczoru. Ktoś mnie
w końcu przebije…
-
Nie martw się o mnie – próbowała się uśmiechnąć, ale wszedł jej grymas –
Poradzę sobie, planuję ucieczkę. Dłużej tutaj nie wytrzymam. Zrobię wszystko żeby
się stąd wyrwać.
-
Przykro mi to mówić, ale jesteś uwięziona. Jak kanarek w złotej klatce. Nie
poradzisz sobie – moje słowa chyba jeszcze bardziej ja przybiły, ale udawała
twardą. Uśmiechnęła się promiennie i chwyciła mnie za ręce.
-
Będę próbować, dopóki starczy mi sił. A teraz musisz już iść. Nasz czas się
kończy. – rzeczywiście, przez okno zaczęły wpadać pierwsze promienie słońca.
Pokiwałem niepewnie głową i zacząłem zbierać swoje rzeczy. Już miałem wychodzić
kiedy mnie olśniło!
-
{T.I}, słuchaj… głupio mi o to pytać, ale… Dasz mi swój stanik?,
***
I
tak przez następny tydzień Harry spędzał ze mną noce. Z każdym dniem czułam się
przy nim coraz lepiej. Wydawało mi się, że znalazłam osobę, której tak długo
poszukiwałam. Jakże było to dziwne, że musiałam znaleźć się aż w burdelu, żeby
uświadomić sobie, że to właśnie ten zielonooki chłopak jest wszystkim czego mi
potrzeba.
Może
to było niedorzeczne, może to było głupie, ale zakochałam się w nim. Miał
wszystko, czego potrzebowałam. I zawsze ofiarowywał mi samego siebie. Już 2 dni
później pierwszy raz się pocałowaliśmy i wyznali sobie miłość. Okazało się, że
Harry również żywił mnie tym pięknym uczuciem. Chociaż tak trudno było mi
uwierzyć w to, że znalazł swoją księżniczkę w burdelu…
Ale
zawsze mówił mi, że jestem inna i nigdy nie będę taka jak dziewczyny. „Tylko moja” – powtarzał za każdym razem
kiedy leżeliśmy na łóżku wtuleni w siebie i słuchałam opowieści chłopaka o
życiu sławnej osoby. Planowaliśmy też ucieczkę. Plan był doskonały. Musieliśmy
tylko czekać na odpowiednią okazję.
Niestety
zapatrzona w swojego chłopaka zapomniałam, że żyję w brudnym świecie, którym
rządzi pieniądz. Mitch dowiedział się, że Harry odwiedza mnie codziennie i
pewien, że to moje zdolności, umówił mnie z klientem. Myśląc, że to Hazza
wpadłam do pomieszczenia w skowronkach, a kiedy zobaczyłam, że na łóżku leży
zupełnie obcy mężczyzna zamurowało mnie.
W
tym czasie on podszedł do mnie i zaczął dotykać. Chciałam się wyrwać, ale był o
wiele za silny. Wziął mnie na ręce i rzucił na łóżko, po czym przygniótł swoim
ciałem. Płakałam i krzyczałam, ale to okazało się zgubne. Mężczyzna przysłonił
mi twarz dłonią i zaczął ściągać ze mnie ubrania. Nie mogąc dłużej tego znieść
zebrałam się w sobie i uderzyłam go z całej siły. Kiedy ten zwijał się z bólu
zeskoczyłam z łóżka i uciekłam do łazienki.
Drżącymi
dłońmi wybrałam bumer Harry’ego i przyłożyłam słuchawkę do ucha. Odebrał po
kilku sygnałach, które wydawały się być wiecznością.
- Co
się stało? – spytał zdenerwowanym głosem. Nigdy nie zdzwoniłam wcześniej niż po
22.
-
Harry… - słysząc jego głos rozpłakałam się jeszcze bardziej – Proszę cię,
przyjdź tu!
Lecz
zamiast odpowiedzi w słuchawce panowała głucha cisza. Skryłam twarz w dłoniach,
a po policzkach ciekły mi strużki łez. Jedne czego chciałam to jego ciepłe
ramiona i zapewnienie, że mimo wszystko będzie dobrze. Po kilku minutach wróciłam
do pokoju, w którym nie było już tamtego mężczyzny. Odetchnęłam z ulgą. Teraz
modliłam się o to, żeby Mitch nie dowiedział się co zrobiłam…
Nagle
drzwi otworzyły się w wielkim hukiem, a w progu stanął Harry! Otworzyłam
szerzej oczy, ale nim zdążyłam coś powiedzieć chłopak złapał mnie za rękę i
zaczął kierować się w stronę wyjścia.
-
Harry, co ty wyprawiasz?! – krzyknęłam zdezorientowana, mimowolnie opierając
się jego silnym ramionom.
-
Jak to co?! Uciekasz z tego piekła! – gdy usłyszałam te słowa momentalnie
przestałam płakać, a na twarzy pojawił się cień waleczności.
Styles
pociągnął mnie za rękę, a ja przyśpieszyłam kroku i wybiegliśmy na parking
zalany słońcem. Chłopak szybko pomógł mi wsiąść do samochodu, po czym sam zajął
miejsce kierowcy. Odpalił silnik i wycofał, wyjeżdżając na zatłoczoną ulicę.
Byłam wolna…
Coś w sercu podpowiadało mi, że zostałam
nagrodzona, za to, iż się nie poddałam. Dokonałam wyboru i wytrwałam do końca
walki.
(Paulo
Coelho)
Trochę inaczej niż zwykle, mam nadzieję, że to nie oznacza iż gorzej ;)
Przepraszam, że nie było mnie tak długo, ale miałam kilka ważnych spraw na głowie i brakło mi czasu na bloga. Od teraz już się poprawiam! Obiecuję!
Nadal pamiętam o 3 części imaginia o Zaynie - nie martwcie się! I o obiecanym Niallu też! Być może to brzmi paradoksalnie, ale kiedy zacznie się rok szkolnym będę miała o wiele więcej czasu na pisanie niż w wakacje!
A teraz żegnam się z Wami, ponieważ muszę szykować się na premię This is us! <3
Aga
supcio :))) czekam na nowy :)
OdpowiedzUsuńnie chcę nic mówić, ale czytałam ten imagin już na innym mało znanym blogu kilka miesięcy wcześniej -.- nie chcę cię oskarżać o kopiowanie, ale jestem pewna, że to ten sam imagin i skoro coś kopiujesz to wydaje mi się, że grzecznie by było chociaż napisać, że jest z innego bloga, ale to tylko moje zdanie
OdpowiedzUsuńPowiem szczerze, że ja już też czytałam gdzieś tego imagina...
OdpowiedzUsuńSuper.
OdpowiedzUsuńB♥oski <33333 Czekam na next'a :D
OdpowiedzUsuńŚWIETNY!!!
OdpowiedzUsuń