Louis
po raz kolejny ziewnął, przeciągając się na purpurowej kanapie i spoglądając na
srebrny zegarek mieszący się na jego lewym nadgarstku – czas jeszcze nigdy nie
płynął mu tak wolno, jak podczas robienia zakupów z Eleanor. Kiedy jego dziewczyna
mierzyła kolejne, takie same sukienki, poczuł, że dłużej nie wytrzyma w tym
butiku. Podał swojej dziewczynie kartę kredytową i oznajmiając, że musi coś
załatwić, zostawił ją samą ze stertą ubrań. Tak naprawdę nie miał nic ważnego
do zrobienia, ale nie mógł spędzić w tym sklepie kolejnej minuty. Szybko
skierował się w stronę sklepu z elektroniką, a potem podszedł do półki ze
słuchawkami. Był tam też chłopak z uczelni, który był od niego kilka lat
młodszy – Harry. Miał pamięć do twarzy, więc od razu rozpoznał kolegę,
patrzącego za tanią parą słuchawek.
Jednak
po chwili jego uwagę przykuło coś innego niż najnowszy sprzęt elektroniczny.
Dwoje nastolatków właśnie wrzuciło do torby chłopaka jakieś pudełko, a ten
nawet tego nie zauważył. Louis skrzywił się, widząc „zabawne” zachowanie tej
dwójki, po czym postanowił zainterweniować. Kiedy zielonooki wychodził ze
sklepu bramki zapiszczały, na co ten został otoczony przez ochronę,
przestraszony i nieświadomy, tego co przed chwilą zaszło.
-
Zapłacę za te słuchawki – Lou podszedł do nich i posłał ochroniarzowi znaczące spojrzenie,
kiedy ci skończyli przeszukiwać podejrzanego chłopaka – Skoro panowie i tak nic
nie znaleźli...
Podał
mu odpowiedni banknot, po czym pociągnąłem lekko oszołomionego chłopaka za rękę
i wciągnął ze sklepu, prowadząc do najbliższej ławki, na którą ciężko opadli.
- Ja…
ja dziękuję – wydusił oszołomiony – Ale
ja tego nie zrobiłem! Nie jestem złodziejem!
- Wiem.
To byli jacyś gówniarze, którym widocznie się nudziło – Tomlinson uśmiechnął
się pocieszająco, podając koledze słuchawki – Masz, weź je.
-
Dziękuję, Louis – czy powinno go zdziwić, że dzieciak znał jego imię? Raczej
nie, był bowiem kapitanem szkolnej drużyny piłkarskiej – Oddam ci te pieniądze,
ale nie teraz… Może… dasz mi swój numer i umówimy się, żebym mógł ci je
zwrócić?
-
Jasne, nie ma problemu – odparł starszy chłopak podając mu swój numer telefonu
– A teraz wybacz, ale muszę wracać. Miło było cię poznać…
-
Harry, Harry Styles – odparł chłopak chowając do kieszeni jednej z starszych
modeli telefonów.
- W
takim razie do zobaczenia, Harry – dokończył
z uśmiechem i skierował się w stronę butiku, mając nadzieję, że El
wreszcie zdecydowała się którą z niebieskich sukienek powinna zabrać ze sobą do
domu…
Blade
światło księżyca oświetlało ciemny pokój, w którym siedział Louis, trzymając w
swoich rękach kubek gorącej herbaty i zastanawiając się nad wydarzeniami tego
dnia, jak i resztą swojego marnego życia. Wydawać się mogło, że chłopak, który
pochodzi z bogatej rodziny i jest jednym z najpopularniejszych uczniów swojego
uniwersytetu ma wszystko, co potrzebne jest człowiekowi do szczęścia. Było to
jednak bardzo płytkie stwierdzenie, gdyż Lou pomimo tylu udogodnień czuł, że
jego życie jest szare i puste. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego
popularność jest wynikiem kilku zer na koncie, a Eleanor po prostu kocha luksus
bardziej niż cokolwiek innego na
świecie. Na domiar złego nie mógł być w pełni sobą, bo któż
zaakceptowałby takiego Louisa
Tomlinsona, gdyby dowiedział się prawdy?
Kiedy
ktoś zaświecił światło, nieprzyzwyczajony chłopak zmarszczył nos, przysłaniając
swoje oczy. Kilka sekund później na łóżko wskoczył Zayn, sprawiając, że herbata
rozlała się po pościeli. Louis warknął pod nosem przekleństwo, czym towarzysz w
ogóle się nie przejął.
-
Wróciłem – odparł uradowany, nawet nie zaprzątając sobie głowy, że narobił
kilka szkód
-
Zauważyłem – warknął niebieskooki wycierając w materac swoje mokre ręce – Jak
było na randce z Perrie?
Przyjaciel
tylko wzruszył ramionami, jakby nie miał na ten temat wyrobionego zdania i
oparł się o ścianę obok Louisa. W tym momencie komórka Lou zaczęła dzwonić, a
na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer. Kiedy chłopak przyłożył ją do ucha
słysząc głos:
- Louis?
Tu Harry – głos młodszego chłopaka lekko drżał – Mam te pieniądze. Może miałbyś
ochotę spotkać się w poniedziałek o jedenastej w kawiarni naprzeciwko naszej
uczelni?
- Jasne
– odparł Lou, próbując wypaść obojętnie. W rzeczywistości cały wieczór spędził
rozmyślając o tym zielonookim chłopaku, który z minuty na minutę zaczynał
interesować go coraz bardziej – W takim razie do zobaczenia jutro.
Rozłączył
się i rzucił telefon na nocny stolik, kątem oka dostrzegając, że Zayn patrzy na
niego z niemałą ciekawością, jakby poważnie się nad czymś zastanawiał:
- Co jest?
– spytał w końcu, nie mogąc udawać, że nie widzi spojrzenia przyjaciela.
- Nic,
po prostu… oczy ci się błyszczą.
-
Wydaje ci się – odparł z wymuszonym uśmiechem, sięgając do kieszeni po
papierosa.
Louis
nienawidził poniedziałków, a do tego musiał wcześniej wstać, żeby spotkać się z
Stylesem. Na dodatek chłopak spóźniał się już dobre dwadzieścia minut, co nie
wpływało na jego korzyść. W końcu pojawił się w progu kafejki z niemałym zakłopotaniem
podszedł do niego i usiadł naprzeciw niego.
-
Przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymali nas na wykładzie – nerwowo poprawił
opadającą na czoło skręconą grzywkę. Louis jedynie pokiwał głową, że nic się
nie stało i z powrotem zanurzył usta w filiżance gorącej kawy. W tym czasie
Harry wyciągnął z torby pieniądze, które położył na stole – Oddaję.
Nastał
niezręczny moment, kiedy Louis wziął pieniądze, nastała między nimi głucha
cisza. Tomlinson miał ochotę uciec stamtąd, ale Harry przełamał trwające między
nimi napięcie:
- Jak
się bawiłeś na imprezie u Liama? Było o niej głośno – nie dziwne było, że nawet
ktoś taki jaki pierwszoroczniak wie, że co weekend odbywają się u członków
drużyny piłkarskiej huczne i bardzo głośne przyjęcia.
- W
porządku – odparł Louis, w rzeczywistości nie udając się tamtego wieczoru do
kolegi. Jednak co mówiliby ludzie na uczelni gdyby się dowiedzieli? – A tobie
jak minął weekend?
- Dobra
płyta, słuchawki od ciebie – zaśmiał się cicho – I notatnik z ołówkiem
- Piszesz
coś? – zaciekawił się Lou, na co Harry momentalnie poczerwieniał, kiwając twierdząco
głową. Tym czasem Tomlinson starał się podtrzymać rozmowę – A… czego słuchasz?
-
Uwielbiam Pink Floyd, dostałem nawet ich
płytę na urodziny – uśmiechnął się
- Pink
Folyd? Kocham ich! – ucieszył się Lou – Urodziny? Kiedy obchodziłeś?
-
Niedawno, pierwszego lutego.
- W
takim razie, wszystkiego najlepszego, Harry – uśmiechnął się niebieskooki,
ciągnąc temat ulubionego zespołu, tym samym uświadamiając sobie, że Styles jest
fajnym chłopakiem i szkoda, że dane im było spotkać się dopiero teraz.
Musiał
minąć cały tydzień, żeby Louis uświadomił sobie oczywistą rzecz, którą powinien
wiedzieć już dawno temu. Jednak dopiero kilka dni temu postanowił nie robić nic
wbrew samemu sobie i postanowił działać. Nie miał pojęcia czy skłoniło go do
tego poznanie Harry’ego, który zupełnie odbiegał od reszty jego znajomych czy
po prostu miał już dość udawania. Jedno było pewne – po zerwaniu z Eleanor
wracał do domu z uśmiechem na twarzy. I nawet nie obchodziło go to, co pomyślą
jego znajomi, pierwszy raz w życiu kompletnie się tym nie przejmował. Teraz
liczył się tylko on i to, co sam czuje.
Był już
prawie w domu, kiedy jego telefon zaczął dzwonić. Spojrzał na wyświetlacz, na
którym widniał numer Harry’ego. Lekko zdezorientowany chłopak, zjechał na
pobocze i odebrał.
- Halo?
– nie wiedzieć czemu nie mógł opanować uśmiechu cisnącego się na usta
-
Louis? – usłyszał zdenerwowany i
zachrypnięty głos Harry’ego – Proszę cię, potrzebuję cię!
Nie
czekając na dalsze wyjaśnienia chłopaka zawrócił samochód i kierując się
instrukcjami dotarł pod akademik, w którym mieszkał Harry. Szatyn stał już na
dworze i wyraźnie go wyczekiwał. Kiedy Tomlinson zaparkował przy krawężniku,
Styles wskoczył do samochodu.
- Jedź
do szpitala, proszę!
Louis w
skupieniu wykonał jego polecenie, cały czas zastanawiając się dlaczego to
właśnie do niego zdecydował się zadzwonić Harry, skoro nie byli nawet dobrymi
znajomymi i znali się zaledwie kilka dni. Czyżby chłopak darzył go tak wielkim
zaufaniem? A może po prostu nie miał po kogo zadzwonić, a wiedział, że Lou ma
samochód? W tym momencie nie było to aż takie ważne. Patrząc na bladego i
zdenerwowanego loczka, Tomlinson miał ochotę mocno go przytulić i jakoś
pocieszyć, mimo że nawet nie wiedział, co dokładnie się stało.
Pod
budynkiem szpitala znaleźli się po kilku minutach. Harry odpiął pas i
pośpiesznie udał się do budynku, a tuż za nim Robert. Znaleźli się na pustym
korytarzu, Styles rozpaczliwie rozglądał się za kimś, kto mógłby udzielić mu
informacji. W końcu pojawił się jakiś lekarz. Tom zaczął się o coś wypytywać,
natomiast Louis usiadł w poczekalni. Po dwudziestu minutach jego towarzysz
wyszedł z gabinetu lekarskiego wyraźnie strapiony.
- Co
się stało? – Lou w końcu nie wytrzymał i spytał wprost
- Niall,
mój przyjaciel miał wypadek – odpowiedział cicho Hazz – Długo nie wracał do
domu, zacząłem się o niego denerwować, a nie odbierał telefony. Wyszedłem na
dwór, żeby go poszukać, kiedy znalazłem go pod naszym budynkiem nieprzytomnego
z rozciętą głową. Wezwałem pogotowie, ale nie pozwoli mi z nim jechać. Dlatego
postanowiłem zadzwonić do siebie mając nadzieję, że jesteś w okolicy.
Przepraszam, że to tak wyszło. Nie chciałem…
- Już w
porządku – odparł wyraźnie uspokojony Louis, którego nagle zaczęło obchodzić
życie młodszego chłopaka – Chodź, odwiozę cię do domu.
Droga
powrotna minęła szybko i w spokojnej atmosferze. Harry nie miał ochoty do
rozmów, co Lou uszanował, zdając sobie sprawę, co chłopak przeżywa w związku z
wypadkiem. W końcu zaparkował pod akademikiem, w którym mieszkał loczek. W tym
momencie cisza w samochodzie była wręcz namacalna. Pierwszy ocknął się Styles.
- Może
masz ochotę na herbatę? – spytał cicho, na co Louis pokiwał głową,
stwierdzając, że nie ma ochoty jeszcze wracać do domu i opowiadać Joshowi o
zerowaniu z El. Większą ochotę miał teraz na ciepłą herbatę w towarzystwie
Harry’ego Stylesa.
Kilka
minut później chłopacy siedzieli w małej kuchni i popijali ciepłą herbatę.
Harry opowiadał Louisowi o sobie oraz Niallu, którego poznał przez Internet, a
potem postanowili zamieszkać razem w
jednym akademiku. Tomlinson zauważył, że jego znajomy ma bardzo przyjemny głos
oraz zielone oczy, które błyszczały w świetle kuchennej lampy. Czuł się przy
nim naprawdę dobrze i swobodnie. Jak przy nikim inny.
-
Zerwałem z Eleanor – wypalił nagle, na co Harry posłał mu pytające spojrzenie
- Jak
to? – zdziwił się
- Po prostu, ale nie mówmy o tym, proszę –
Tomlinson nie chciał rozdrapywać starych ran
Harry
tylko pokiwał głową, zerkając na zegarek. Louis domyślił się, że daje mu
dyskretne sygnały, żeby już poszedł, ale kiedy miał wychodzić, loczek poprosił
go, by został z nim na noc, bo nie chce być sam. Jego propozycję przyjął z dziwnie
zadowoloną miną.
Kiedy
uprzątnęli kuchnię, Styles zaprowadził Lou do swojego pokoju. Był on mały, ale
bardzo przytulny. Nad biurkiem znajdowała się tablica korkowa, gdzie
poprzypinane były widokówki i różne teksty. Szczególną uwagę Tomlinsona przykuł
pewien cytat: „Give me love” sprzed
dwóch tygodni. Czy to przypadkiem nie wtedy ta dwójka spotkała się po raz
pierwszy? Nie, to przecież było bez sensu. Bo niby, co miało znaczyć dla
Harry’egp ich spotkanie? Nagle jego wzrok przykuły drobno zapisane kartki porozrzucane
po całym biurku. Louis wziął jedną do ręki, jednak nim zdążył zapoznać się z
treścią, pojawił się Harry, wyrywając mu ją.
- Hej,
ja to czytałem! – krzyknął niezadowolony – Chcę zobaczyć!
- To
nic takiego!
Nie
chcąc, żeby Louis zobaczył zapiski, Harry schował kartki za siebie, ale to nie
przeszkodziło loczkowi, żeby o nie zawalczyć. Nie chcąc się tak łatwo poddać
owinął wokół niego ramiona, chcąc dosięgnąć kartek. Gdy ich torsy zatknęły się
za sobą na całej długości Louis zapomniał jak się nazywa. Już się nie śmiali. Ale
Harry nie uciekał. Lou poczuł jak zadrżał, kiedy jego gorący oddech owionął
jego szyję.
Usłyszał
szelest opadających na podłogę kartek i poczuł jak jego serce łomocze się w
piersi. Ich mętne spojrzenia zbliżyły się. Louis przemknął powieki delikatnie
muskając dłońmi przedramiona Harry’ego…
Cholera. W jednym momencie poczuł jak na swoich wargach ciepłe usta Stylesa, który
niepewnie drżał, zapewne tak samo jak on, nie widząc, co tak właściwie się
dzieje. Dopiero po chwili oderwali się od siebie, a Louis jeszcze nigdy nie
czuł się tak zawstydzony jak wtedy.
-
Przepraszam, ja… - zaczął się tłumaczyć, nie mogąc pogodzić się z faktem, że
uległ swojej największej pokusie, mimo że obiecał sobie z nią walczyć i nigdy
nie przyznać się do tego przed światem. Ostrożnie spojrzał na Harry’ego, który…
wydawał się być zadowolony z takiego obrotu sprawy, a w jego oczach tańczyły
iskierki – Cholera, Harry?!
Tamtego
wieczoru Louis odkrył, że szukał człowieka, który mógłby go zrozumieć, nawet
nie zdając sobie sprawy, że miał tak blisko siebie, kogoś dokładnie takiego
samego. Harry również okazał się być inny,
ale dla Tomlinsona, ta inność była wręcz idealna. Teraz nie wyobrażał sobie
bycia bardziej szczęśliwym niż wtedy, kiedy miał przy sobie cały swój świat w
postaci jednego człowieka. I mimo że nie było to łatwe, oboje chcieli brnąć w
to dalej, ponieważ wierzyli, że miłość jest w stanie pokonać wszystkie
przeciwności losu.
Pewnego
wieczoru Louis zaplanował dla Harry’ego niespodziankę. Umówili się w
restauracji, gdzie wspólnie mieli spędzić intymne chwile, kolacja przy
świecach, a później spacer w blasku księżyca. Kiedy Styles zjawił się w
restauracji, niebieskooki od razu przystąpił do niego i złożył na jego ustach
pocałunek. Chłopak zarzucił mu ręce na szyję, pragnąć więcej.
Nagle,
drzwi do pomieszczenia otworzyły się z wielkim hukiem, a do uszu mężczyzn
dobiegło głośne przekleństwo. Kiedy oderwali się od siebie ich oczom ukazał się
Zayn… Co on tutaj robił?! Jakim prawem tu przyszedł? Tak wiele pytań i zero
odpowiedzi.
- Louis,
co ty?! W pedała się bawisz?! – krzyknął zaszokowany
- Co?!
Nie! – odepchnął od siebie Harry’ego, któremu nie podobało się to, że Tomlinson
wstydzi się swoich uczuć – My tu…
-
Jesteś gejem?! – Malik dalej drążył temat, chcąc my przyjaciel w końcu się
przyznał.
- Nie!
Nie mam a tym chłopakiem nic wspólnego! – warknął, po czym szybko wyminął przyjaciela
i nie interesując się losem Harry’ego, wybiegł na ulicę. Byle jak najdalej od
oskarżeń, byle jak najdalej od wścibskich spojrzeń. Kochał Hazzę, ale… nie mógł
pogodzić się z tym, że ktoś mógłby poznać prawdę. Wtedy to nie byłoby życie, a
piekło wyrządzone na ziemi. Biegł przed siebie, nawet nie zastanawiając się
dokąd zmierza. Chciał tylko uciec od problemów…
Harry
wpatrywał się w zaszokowanego Zayna, który przeżył zbyt wielki szok, żeby
cokolwiek mówić. Styles, nie zastanawiając się długo, chwycił swoją kurtkę i
wybiegł za Lou, pragnąć go odnaleźć i wszystko wyjaśnić. Mimo że chłopak
wsadził mu nóż prosto w serce, zaprzeczając tego, co działo się między nimi,
ten byłby w stanie mu to wybaczyć. Starał się nawet zrozumieć, byle by tylko go
znaleźć i zapewnić, że wszystko będzie dobrze…
- Louis!
– krzyknął rozpaczliwie, ale odpowiedziało mu głuche echo – Louis, proszę!
Ale na
ulicach miasta nie było żywej duszy. Chłopak nie chciał się jednak poddać, miał
zamiar walczyć o swoje szczęście. Zarzucił kurtkę na ramiona i zaczął
przechadzać się pustymi ulicami. Mgła tylko utrudniała mu widoczność, ale cały
czas był dobrej myśli.
Nagle,
w głębie dymu ujrzał jakieś światło. Uśmiech sam wkradł się na jego twarz,
ponieważ był pewien, że to Louis, wyciągnął przed siebie ramiona i przyśpieszył
kroku, czekając aż w końcu wpadnie w ramiona chłopaka, który znaczył dla niego
więcej niż wszystko. Był coraz bliżej światła, jego serce jeszcze nigdy nie
biło tak szybko i radośnie. Był pewien, że jeśli teraz uda im się przetrwać, to
pozostaną niezniszczalni na zawsze.
Jeszcze
tylko kilka sekund i wreszcie go przytuli. Jeszcze tylko kilka sekund i
wszystko będzie dobrze. Jeszcze tylko kilka sekund i…
***
Przepraszam. Wiem, że teraz to nic dla
ciebie nie znaczy, ale tak cholernie cię za wszystko przepraszam. Skąd mogłem
wiedzieć, że pójdziesz mnie wtedy szukać? Skąd mogłem wiedzieć, że zawładnięty
rozpaczą rzucisz się pod koła samochodu? Skąd mogłem to wszystko wiedzieć,
Harry? Czuję się podle. Jestem mordercą. Zabiłem osobę, na której najbardziej
mi zależało. A to wszystko dlatego, że bałem się powiedzieć światu ile dla mnie
znaczysz. Teraz to już nie ważne. Teraz nikogo to nie obchodzi. Tylko ja,
spędzam bezsenne noce, zastanawiając się nad tym, jak wyglądałoby nasze życie
gdyby wszystko potoczyło się inaczej. I wiesz co? Wydaje mi się, że bylibyśmy
szczęśliwi jak jeszcze nikt. Gdybym mógł, dałbym ci wszystko. Ale ty już tego
nie potrzebujesz. Odszedłeś zostawiając mnie na tym cholernym świecie samego.
Nie mam jednak do ciebie żalu. Należało mi się, ponieważ nie umiałem docenić,
jak wielki skarb posiadłem, mogąc spędzać z tobą najpiękniejsze momenty w moim
życiu. Teraz za to płacę. Mam nadzieję, że jest ci tam dobrze i myślisz o mnie
czasem. Mam nadzieję, że któregoś dnia, znowu się spotkamy. A wtedy,
przysięgam, już nigdy nie pozwolę ci odejść.
Ponieważ Imagin o Niallu jest w ciągłej rozsypce spróbuje Wam to jakoś zrekompensować. Mam nadzieję, że kolejna historia i Larry'm Wam się podoba i jeszcze kiedyś będziecie miały okazje przeczytać moje małe bromance ;)
Do napisania, mam nadzieję, że niedługo!
Aga
Genialny.
OdpowiedzUsuńSuperowy. Bardzo mi się podobał.Zapraszam na ja-jestem-cudem.blogspot.com
OdpowiedzUsuńO. Kurwa. Rycze!! Rycze jak głupia. Czemu zawsze na imaginach z Larry'm rycze??!!
OdpowiedzUsuńon jest po prostu zajebisty <3 kocham Cię dziewczyno!!
larry<3 jest świetny i smutny troszeczkę :c
OdpowiedzUsuńcudowny
OdpowiedzUsuń