Statystyka

wtorek, 13 sierpnia 2013

#136. Harry & Louis

Louis po raz kolejny ziewnął, przeciągając się na purpurowej kanapie i spoglądając na srebrny zegarek mieszący się na jego lewym nadgarstku – czas jeszcze nigdy nie płynął mu tak wolno, jak podczas robienia zakupów z Eleanor. Kiedy jego dziewczyna mierzyła kolejne, takie same sukienki, poczuł, że dłużej nie wytrzyma w tym butiku. Podał swojej dziewczynie kartę kredytową i oznajmiając, że musi coś załatwić, zostawił ją samą ze stertą ubrań. Tak naprawdę nie miał nic ważnego do zrobienia, ale nie mógł spędzić w tym sklepie kolejnej minuty. Szybko skierował się w stronę sklepu z elektroniką, a potem podszedł do półki ze słuchawkami. Był tam też chłopak z uczelni, który był od niego kilka lat młodszy – Harry. Miał pamięć do twarzy, więc od razu rozpoznał kolegę, patrzącego za tanią parą słuchawek.
Jednak po chwili jego uwagę przykuło coś innego niż najnowszy sprzęt elektroniczny. Dwoje nastolatków właśnie wrzuciło do torby chłopaka jakieś pudełko, a ten nawet tego nie zauważył. Louis skrzywił się, widząc „zabawne” zachowanie tej dwójki, po czym postanowił zainterweniować. Kiedy zielonooki wychodził ze sklepu bramki zapiszczały, na co ten został otoczony przez ochronę, przestraszony i nieświadomy, tego co przed chwilą zaszło.
- Zapłacę za te słuchawki – Lou podszedł do nich i  posłał ochroniarzowi znaczące spojrzenie, kiedy ci skończyli przeszukiwać podejrzanego chłopaka – Skoro panowie i tak nic nie znaleźli...
Podał mu odpowiedni banknot, po czym pociągnąłem lekko oszołomionego chłopaka za rękę i wciągnął ze sklepu, prowadząc do najbliższej ławki, na którą ciężko opadli.
- Ja… ja dziękuję  – wydusił oszołomiony – Ale ja tego nie zrobiłem! Nie jestem złodziejem!
- Wiem. To byli jacyś gówniarze, którym widocznie się nudziło – Tomlinson uśmiechnął się pocieszająco, podając koledze słuchawki – Masz, weź je.
- Dziękuję, Louis – czy powinno go zdziwić, że dzieciak znał jego imię? Raczej nie, był bowiem kapitanem szkolnej drużyny piłkarskiej – Oddam ci te pieniądze, ale nie teraz… Może… dasz mi swój numer i umówimy się, żebym mógł ci je zwrócić?
- Jasne, nie ma problemu – odparł starszy chłopak podając mu swój numer telefonu – A teraz wybacz, ale muszę wracać. Miło było cię poznać…
- Harry, Harry Styles – odparł chłopak chowając do kieszeni jednej z starszych modeli telefonów.
- W takim razie do zobaczenia, Harry – dokończył  z uśmiechem i skierował się w stronę butiku, mając nadzieję, że El wreszcie zdecydowała się którą z niebieskich sukienek powinna zabrać ze sobą do domu…


Blade światło księżyca oświetlało ciemny pokój, w którym siedział Louis, trzymając w swoich rękach kubek gorącej herbaty i zastanawiając się nad wydarzeniami tego dnia, jak i resztą swojego marnego życia. Wydawać się mogło, że chłopak, który pochodzi z bogatej rodziny i jest jednym z najpopularniejszych uczniów swojego uniwersytetu ma wszystko, co potrzebne jest człowiekowi do szczęścia. Było to jednak bardzo płytkie stwierdzenie, gdyż Lou pomimo tylu udogodnień czuł, że jego życie jest szare i puste. Doskonale zdawał sobie sprawę, że jego popularność jest wynikiem kilku zer na koncie, a Eleanor po prostu kocha luksus bardziej niż cokolwiek innego na  świecie. Na domiar złego nie mógł być w pełni sobą, bo któż zaakceptowałby takiego Louisa Tomlinsona, gdyby dowiedział się prawdy?
Kiedy ktoś zaświecił światło, nieprzyzwyczajony chłopak zmarszczył nos, przysłaniając swoje oczy. Kilka sekund później na łóżko wskoczył Zayn, sprawiając, że herbata rozlała się po pościeli. Louis warknął pod nosem przekleństwo, czym towarzysz w ogóle się nie przejął.
- Wróciłem – odparł uradowany, nawet nie zaprzątając sobie głowy, że narobił kilka szkód
- Zauważyłem – warknął niebieskooki wycierając w materac swoje mokre ręce – Jak było na randce z Perrie?
Przyjaciel tylko wzruszył ramionami, jakby nie miał na ten temat wyrobionego zdania i oparł się o ścianę obok Louisa. W tym momencie komórka Lou zaczęła dzwonić, a na wyświetlaczu pojawił się nieznany numer. Kiedy chłopak przyłożył ją do ucha słysząc głos:
- Louis? Tu Harry – głos młodszego chłopaka lekko drżał – Mam te pieniądze. Może miałbyś ochotę spotkać się w poniedziałek o jedenastej w kawiarni naprzeciwko naszej uczelni?
- Jasne – odparł Lou, próbując wypaść obojętnie. W rzeczywistości cały wieczór spędził rozmyślając o tym zielonookim chłopaku, który z minuty na minutę zaczynał interesować go coraz bardziej – W takim razie do zobaczenia jutro.
Rozłączył się i rzucił telefon na nocny stolik, kątem oka dostrzegając, że Zayn patrzy na niego z niemałą ciekawością, jakby poważnie się nad czymś zastanawiał:
- Co jest? – spytał w końcu, nie mogąc udawać, że nie widzi spojrzenia przyjaciela.
- Nic, po prostu… oczy ci się błyszczą.
- Wydaje ci się – odparł z wymuszonym uśmiechem, sięgając do kieszeni po papierosa.


Louis nienawidził poniedziałków, a do tego musiał wcześniej wstać, żeby spotkać się z Stylesem. Na dodatek chłopak spóźniał się już dobre dwadzieścia minut, co nie wpływało na jego korzyść. W końcu pojawił się w progu kafejki z niemałym zakłopotaniem podszedł do niego i usiadł naprzeciw niego.
- Przepraszam za spóźnienie, ale zatrzymali nas na wykładzie – nerwowo poprawił opadającą na czoło skręconą grzywkę. Louis jedynie pokiwał głową, że nic się nie stało i z powrotem zanurzył usta w filiżance gorącej kawy. W tym czasie Harry wyciągnął z torby pieniądze, które położył na stole – Oddaję.
Nastał niezręczny moment, kiedy Louis wziął pieniądze, nastała między nimi głucha cisza. Tomlinson miał ochotę uciec stamtąd, ale Harry przełamał trwające między nimi napięcie:
- Jak się bawiłeś na imprezie u Liama? Było o niej głośno – nie dziwne było, że nawet ktoś taki jaki pierwszoroczniak wie, że co weekend odbywają się u członków drużyny piłkarskiej huczne i bardzo głośne przyjęcia.
- W porządku – odparł Louis, w rzeczywistości nie udając się tamtego wieczoru do kolegi. Jednak co mówiliby ludzie na uczelni gdyby się dowiedzieli? – A tobie jak minął weekend?
- Dobra płyta, słuchawki od ciebie – zaśmiał się cicho – I notatnik z ołówkiem
- Piszesz coś? – zaciekawił się Lou, na co Harry momentalnie poczerwieniał, kiwając twierdząco głową. Tym czasem Tomlinson starał się podtrzymać rozmowę – A… czego słuchasz?
- Uwielbiam  Pink Floyd, dostałem nawet ich płytę na urodziny – uśmiechnął się
- Pink Folyd? Kocham ich! – ucieszył się Lou – Urodziny? Kiedy obchodziłeś?
- Niedawno, pierwszego lutego.
- W takim razie, wszystkiego najlepszego, Harry – uśmiechnął się niebieskooki, ciągnąc temat ulubionego zespołu, tym samym uświadamiając sobie, że Styles jest fajnym chłopakiem i szkoda, że dane im było spotkać się dopiero teraz.


Musiał minąć cały tydzień, żeby Louis uświadomił sobie oczywistą rzecz, którą powinien wiedzieć już dawno temu. Jednak dopiero kilka dni temu postanowił nie robić nic wbrew samemu sobie i postanowił działać. Nie miał pojęcia czy skłoniło go do tego poznanie Harry’ego, który zupełnie odbiegał od reszty jego znajomych czy po prostu miał już dość udawania. Jedno było pewne – po zerwaniu z Eleanor wracał do domu z uśmiechem na twarzy. I nawet nie obchodziło go to, co pomyślą jego znajomi, pierwszy raz w życiu kompletnie się tym nie przejmował. Teraz liczył się tylko on i to, co sam czuje.
Był już prawie w domu, kiedy jego telefon zaczął dzwonić. Spojrzał na wyświetlacz, na którym widniał numer Harry’ego. Lekko zdezorientowany chłopak, zjechał na pobocze i odebrał.
- Halo? – nie wiedzieć czemu nie mógł opanować uśmiechu cisnącego się na usta
- Louis? –  usłyszał zdenerwowany i zachrypnięty głos Harry’ego – Proszę cię, potrzebuję cię!
Nie czekając na dalsze wyjaśnienia chłopaka zawrócił samochód i kierując się instrukcjami dotarł pod akademik, w którym mieszkał Harry. Szatyn stał już na dworze i wyraźnie go wyczekiwał. Kiedy Tomlinson zaparkował przy krawężniku, Styles wskoczył do samochodu.
- Jedź do szpitala, proszę!
Louis w skupieniu wykonał jego polecenie, cały czas zastanawiając się dlaczego to właśnie do niego zdecydował się zadzwonić Harry, skoro nie byli nawet dobrymi znajomymi i znali się zaledwie kilka dni. Czyżby chłopak darzył go tak wielkim zaufaniem? A może po prostu nie miał po kogo zadzwonić, a wiedział, że Lou ma samochód? W tym momencie nie było to aż takie ważne. Patrząc na bladego i zdenerwowanego loczka, Tomlinson miał ochotę mocno go przytulić i jakoś pocieszyć, mimo że nawet nie wiedział, co dokładnie się stało.
Pod budynkiem szpitala znaleźli się po kilku minutach. Harry odpiął pas i pośpiesznie udał się do budynku, a tuż za nim Robert. Znaleźli się na pustym korytarzu, Styles rozpaczliwie rozglądał się za kimś, kto mógłby udzielić mu informacji. W końcu pojawił się jakiś lekarz. Tom zaczął się o coś wypytywać, natomiast Louis usiadł w poczekalni. Po dwudziestu minutach jego towarzysz wyszedł z gabinetu lekarskiego wyraźnie strapiony.
- Co się stało? – Lou w końcu nie wytrzymał i spytał wprost
- Niall, mój przyjaciel miał wypadek – odpowiedział cicho Hazz – Długo nie wracał do domu, zacząłem się o niego denerwować, a nie odbierał telefony. Wyszedłem na dwór, żeby go poszukać, kiedy znalazłem go pod naszym budynkiem nieprzytomnego z rozciętą głową. Wezwałem pogotowie, ale nie pozwoli mi z nim jechać. Dlatego postanowiłem zadzwonić do siebie mając nadzieję, że jesteś w okolicy. Przepraszam, że to tak wyszło. Nie chciałem…
- Już w porządku – odparł wyraźnie uspokojony Louis, którego nagle zaczęło obchodzić życie młodszego chłopaka – Chodź, odwiozę cię do domu.
Droga powrotna minęła szybko i w spokojnej atmosferze. Harry nie miał ochoty do rozmów, co Lou uszanował, zdając sobie sprawę, co chłopak przeżywa w związku z wypadkiem. W końcu zaparkował pod akademikiem, w którym mieszkał loczek. W tym momencie cisza w samochodzie była wręcz namacalna. Pierwszy ocknął się Styles.
- Może masz ochotę na herbatę? – spytał cicho, na co Louis pokiwał głową, stwierdzając, że nie ma ochoty jeszcze wracać do domu i opowiadać Joshowi o zerowaniu z El. Większą ochotę miał teraz na ciepłą herbatę w towarzystwie Harry’ego Stylesa.


Kilka minut później chłopacy siedzieli w małej kuchni i popijali ciepłą herbatę. Harry opowiadał Louisowi o sobie oraz Niallu, którego poznał przez Internet, a potem  postanowili zamieszkać razem w jednym akademiku. Tomlinson zauważył, że jego znajomy ma bardzo przyjemny głos oraz zielone oczy, które błyszczały w świetle kuchennej lampy. Czuł się przy nim naprawdę dobrze i swobodnie. Jak przy nikim inny.
- Zerwałem z Eleanor – wypalił nagle, na co Harry posłał mu pytające spojrzenie
- Jak to? – zdziwił się
 - Po prostu, ale nie mówmy o tym, proszę – Tomlinson nie chciał rozdrapywać starych ran
Harry tylko pokiwał głową, zerkając na zegarek. Louis domyślił się, że daje mu dyskretne sygnały, żeby już poszedł, ale kiedy miał wychodzić, loczek poprosił go, by został z nim na noc, bo nie chce być sam. Jego propozycję przyjął z dziwnie zadowoloną miną.
Kiedy uprzątnęli kuchnię, Styles zaprowadził Lou do swojego pokoju. Był on mały, ale bardzo przytulny. Nad biurkiem znajdowała się tablica korkowa, gdzie poprzypinane były widokówki i różne teksty. Szczególną uwagę Tomlinsona przykuł pewien cytat: „Give me love” sprzed dwóch tygodni. Czy to przypadkiem nie wtedy ta dwójka spotkała się po raz pierwszy? Nie, to przecież było bez sensu. Bo niby, co miało znaczyć dla Harry’egp ich spotkanie? Nagle jego wzrok przykuły drobno zapisane kartki porozrzucane po całym biurku. Louis wziął jedną do ręki, jednak nim zdążył zapoznać się z treścią, pojawił się Harry, wyrywając mu ją.
- Hej, ja to czytałem! – krzyknął niezadowolony – Chcę zobaczyć!
- To nic takiego!
Nie chcąc, żeby Louis zobaczył zapiski, Harry schował kartki za siebie, ale to nie przeszkodziło loczkowi, żeby o nie zawalczyć. Nie chcąc się tak łatwo poddać owinął wokół niego ramiona, chcąc dosięgnąć kartek. Gdy ich torsy zatknęły się za sobą na całej długości Louis zapomniał jak się nazywa. Już się nie śmiali. Ale Harry nie uciekał. Lou poczuł jak zadrżał, kiedy jego gorący oddech owionął jego szyję.
Usłyszał szelest opadających na podłogę kartek i poczuł jak jego serce łomocze się w piersi. Ich mętne spojrzenia zbliżyły się. Louis przemknął powieki delikatnie muskając dłońmi  przedramiona Harry’ego… Cholera. W jednym momencie poczuł jak na swoich wargach ciepłe usta Stylesa, który niepewnie drżał, zapewne tak samo jak on, nie widząc, co tak właściwie się dzieje. Dopiero po chwili oderwali się od siebie, a Louis jeszcze nigdy nie czuł się tak zawstydzony jak wtedy.
- Przepraszam, ja… - zaczął się tłumaczyć, nie mogąc pogodzić się z faktem, że uległ swojej największej pokusie, mimo że obiecał sobie z nią walczyć i nigdy nie przyznać się do tego przed światem. Ostrożnie spojrzał na Harry’ego, który… wydawał się być zadowolony z takiego obrotu sprawy, a w jego oczach tańczyły iskierki – Cholera, Harry?!


Tamtego wieczoru Louis odkrył, że szukał człowieka, który mógłby go zrozumieć, nawet nie zdając sobie sprawy, że miał tak blisko siebie, kogoś dokładnie takiego samego. Harry również okazał się być inny, ale dla Tomlinsona, ta inność była wręcz idealna. Teraz nie wyobrażał sobie bycia bardziej szczęśliwym niż wtedy, kiedy miał przy sobie cały swój świat w postaci jednego człowieka. I mimo że nie było to łatwe, oboje chcieli brnąć w to dalej, ponieważ wierzyli, że miłość jest w stanie pokonać wszystkie przeciwności losu.


Pewnego wieczoru Louis zaplanował dla Harry’ego niespodziankę. Umówili się w restauracji, gdzie wspólnie mieli spędzić intymne chwile, kolacja przy świecach, a później spacer w blasku księżyca. Kiedy Styles zjawił się w restauracji, niebieskooki od razu przystąpił do niego i złożył na jego ustach pocałunek. Chłopak zarzucił mu ręce na szyję, pragnąć więcej.
Nagle, drzwi do pomieszczenia otworzyły się z wielkim hukiem, a do uszu mężczyzn dobiegło głośne przekleństwo. Kiedy oderwali się od siebie ich oczom ukazał się Zayn… Co on tutaj robił?! Jakim prawem tu przyszedł? Tak wiele pytań i zero odpowiedzi.
- Louis, co ty?! W pedała się bawisz?! – krzyknął zaszokowany
- Co?! Nie! – odepchnął od siebie Harry’ego, któremu nie podobało się to, że Tomlinson wstydzi się swoich uczuć – My tu…
- Jesteś gejem?! – Malik dalej drążył temat, chcąc my przyjaciel w końcu się przyznał.
- Nie! Nie mam a tym chłopakiem nic wspólnego! – warknął, po czym szybko wyminął przyjaciela i nie interesując się losem Harry’ego, wybiegł na ulicę. Byle jak najdalej od oskarżeń, byle jak najdalej od wścibskich spojrzeń. Kochał Hazzę, ale… nie mógł pogodzić się z tym, że ktoś mógłby poznać prawdę. Wtedy to nie byłoby życie, a piekło wyrządzone na ziemi. Biegł przed siebie, nawet nie zastanawiając się dokąd zmierza. Chciał tylko uciec od problemów…


Harry wpatrywał się w zaszokowanego Zayna, który przeżył zbyt wielki szok, żeby cokolwiek mówić. Styles, nie zastanawiając się długo, chwycił swoją kurtkę i wybiegł za Lou, pragnąć go odnaleźć i wszystko wyjaśnić. Mimo że chłopak wsadził mu nóż prosto w serce, zaprzeczając tego, co działo się między nimi, ten byłby w stanie mu to wybaczyć. Starał się nawet zrozumieć, byle by tylko go znaleźć i zapewnić, że wszystko będzie dobrze…
- Louis! – krzyknął rozpaczliwie, ale odpowiedziało mu głuche echo – Louis, proszę!
Ale na ulicach miasta nie było żywej duszy. Chłopak nie chciał się jednak poddać, miał zamiar walczyć o swoje szczęście. Zarzucił kurtkę na ramiona i zaczął przechadzać się pustymi ulicami. Mgła tylko utrudniała mu widoczność, ale cały czas był dobrej myśli.
Nagle, w głębie dymu ujrzał jakieś światło. Uśmiech sam wkradł się na jego twarz, ponieważ był pewien, że to Louis, wyciągnął przed siebie ramiona i przyśpieszył kroku, czekając aż w końcu wpadnie w ramiona chłopaka, który znaczył dla niego więcej niż wszystko. Był coraz bliżej światła, jego serce jeszcze nigdy nie biło tak szybko i radośnie. Był pewien, że jeśli teraz uda im się przetrwać, to pozostaną niezniszczalni na zawsze.
Jeszcze tylko kilka sekund i wreszcie go przytuli. Jeszcze tylko kilka sekund i wszystko będzie dobrze. Jeszcze tylko kilka sekund i…

***

Przepraszam. Wiem, że teraz to nic dla ciebie nie znaczy, ale tak cholernie cię za wszystko przepraszam. Skąd mogłem wiedzieć, że pójdziesz mnie wtedy szukać? Skąd mogłem wiedzieć, że zawładnięty rozpaczą rzucisz się pod koła samochodu? Skąd mogłem to wszystko wiedzieć, Harry? Czuję się podle. Jestem mordercą. Zabiłem osobę, na której najbardziej mi zależało. A to wszystko dlatego, że bałem się powiedzieć światu ile dla mnie znaczysz. Teraz to już nie ważne. Teraz nikogo to nie obchodzi. Tylko ja, spędzam bezsenne noce, zastanawiając się nad tym, jak wyglądałoby nasze życie gdyby wszystko potoczyło się inaczej. I wiesz co? Wydaje mi się, że bylibyśmy szczęśliwi jak jeszcze nikt. Gdybym mógł, dałbym ci wszystko. Ale ty już tego nie potrzebujesz. Odszedłeś zostawiając mnie na tym cholernym świecie samego. Nie mam jednak do ciebie żalu. Należało mi się, ponieważ nie umiałem docenić, jak wielki skarb posiadłem, mogąc spędzać z tobą najpiękniejsze momenty w moim życiu. Teraz za to płacę. Mam nadzieję, że jest ci tam dobrze i myślisz o mnie czasem. Mam nadzieję, że któregoś dnia, znowu się spotkamy. A wtedy, przysięgam, już nigdy nie pozwolę ci odejść.




Ponieważ Imagin o Niallu jest w ciągłej rozsypce  spróbuje Wam to jakoś zrekompensować. Mam nadzieję, że kolejna historia i Larry'm Wam się podoba i jeszcze kiedyś będziecie miały okazje przeczytać moje małe bromance ;)

Do napisania, mam nadzieję, że niedługo!

Aga

5 komentarzy:

  1. Superowy. Bardzo mi się podobał.Zapraszam na ja-jestem-cudem.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. O. Kurwa. Rycze!! Rycze jak głupia. Czemu zawsze na imaginach z Larry'm rycze??!!
    on jest po prostu zajebisty <3 kocham Cię dziewczyno!!

    OdpowiedzUsuń
  3. larry<3 jest świetny i smutny troszeczkę :c

    OdpowiedzUsuń

Szablon by S1K